Jedna durnota zepsuła mi tę nową polską grę
Serial Cleaners miało potencjał na naprawdę udaną skradankę. Rodzime studio Draw Distance zapomniało jednak, że tego typu gra powinna stanowić pewne wyzwanie i być zróżnicowana gameplayowo. Jej największym problemem jest natomiast słaba AI.
Niekwestionowany sukces polskiej gry Serial Cleaner – ponad milion sprzedanych egzemplarzy w trzy lata od premiery, która miała miejsce w 2017 roku – zaowocował kontynuacją. Jak sugeruje liczba mnoga w tytule, Serial Cleaners pozwala wcielić się nie w jednego, a w kilku sprzątaczy na usługach mafii – konkretnie w czworo. Każdy z bohaterów posiada nieco inne umiejętności, dzięki czemu oczyszczanie nimi kolejnych miejsc zbrodni nie jest tak monotonne jak w „jedynce”. Niestety, nie licząc rozmaitych lokacji, z których przychodzi nam usunąć krew, ciała i dowody, na tym kończy się różnorodność gry.
Wielce nad tym ubolewam, gdyż jej potencjał był ogromny. Polskie studio Draw Distance ponownie jednak oddało w nasze ręce zaledwie jeden tryb – fabularny. Choć historie czworga postaci śledzi się całkiem przyjemnie, jest to zasługa głównie ciekawego, bazującego na retrospekcjach sposobu, w jaki ich wątki zostały opowiedziane i połączone. Zdecydowanie nie jest to siła napędowa tej produkcji. Tę stanowi rozgrywka. Czy raczej: stanowiłaby – gdyby nie jedno istotne ale.
Każda z ponad dwudziestu misji, składających się na sześć rozdziałów opowieści, polega w gruncie rzeczy na tym samym – wejdź, zabierz ciała i dowody, pozbądź się krwi, wyjdź. Zupełnie tak jak w oryginale. Zmieniają się wprawdzie bohaterowie – raz gramy znanym z oryginału Bobem (ewidentnie wzorowanym na Winstonie Wolfie z filmu Pulp Fiction), który potrafi owijać zwłoki, by ukryć je przed wzrokiem cywili; kiedy indziej przejmujemy kontrolę nad Viper (a.k.a. Vip3r), zdolną hakerką o tak filigranowej posturze, że mieści się w szybach wentylacyjnych; ekipę uzupełniają zaś psychol Hal, ćwiartujący zwłoki tak efektownie, iż widzący to policjanci tracą przytomność, a także zwinna Leti, bez trudu przeskakująca i przesuwająca przeszkody. Zmieniają się również lokacje – trafiamy między innymi na komisariat, do studia nagraniowego, na blok więzienny czy pokład luksusowego statku.
Tylko że cała ta różnorodność na niewiele się zdaje, gdyż każda misja sprowadza się do tego samego, wspomnianego już, schematu – wejdź, zabierz ciała i dowody, pozbądź się krwi, wyjdź. Przez siedem godzin, jakie zajęło mi ukończenie Serial Cleaners, zdążyło mi się to znudzić po stokroć, mimo że lokacje – charakteryzujące się postmodernistycznym stylem graficznym, okraszonym domieszką sztuki ulicznej – są naprawdę urokliwe (przynajmniej po wyłączeniu efektu filmowego ziarna), a towarzysząca przekradaniu się przez nie jazzowa muzyka wpada w ucho.
Może byłoby inaczej, gdyby Serial Cleaners oferowało większe wyzwanie. Gra jest, niestety, dość prosta – na początku byłem wręcz przerażony, bo pierwsze misje ocierają się o banał, na szczęście później, gdy poziomy stają się większe, zaczyna patrolować je więcej wrogów i pojawiają się kamery, stopień trudności odrobinę wzrasta. Ale naprawdę – dosłownie tyci, tyci. Szansę na coś więcej zaprzepaściła durna SI pilnujących miejsc zbrodni policjantów. Zdaję sobie sprawę, że w konwencję gier skradankowych wpisana jest pewna umowność, jednak w Serial Cleaners stróżów prawa da się robić w konia aż nazbyt łatwo.
Przykładów mam na pęczki, jeśli chcecie. Przebieganie przez linię wzroku policjantów albo nie wzbudza ich podejrzeń wcale, albo rozejrzą się, wzruszą ramionami (oczywiście nie dosłownie) i zapomną, że cokolwiek widzieli. Nieopatrzne wyrzucenie przez okno uciętej, zakrwawionej kończyny na świeży, bieluteńki śnieg, wprost pod nogi patrolującego okolicę policjanta, skutkuje... niczym – facet nawet się nie zatrzymuje, by na nią zerknąć, mimo że patrolował tę samą, tylko pozbawioną tego elementu, trasę kilkanaście razy w ciągu danej rozgrywki.
Sylwester 1999 roku. Czworo sprzątaczy wspomina swoje najlepsze roboty minionej dekady. Na jaw zaczynają wychodzić ponure historie i niejasna przeszłość. O zakończeniu decydują zaś nasze wybory.
A co, jeśli gliniarze nas wykryją? W sumie nic – o ile nie próbowaliśmy ich znokautować (na przykład drzwiami czy odciętą kończyną...), co skutkuje sięgnięciem przez nich do kabury; po krótkiej chwili stają się jednak neutralni i wracają do swoich standardowych zachowań. W moim mniemaniu zabija to jakąkolwiek immersję, jakiekolwiek poczucie zagrożenia. Zwłaszcza że postępów również nie tracimy – gra automatycznie zapisuje się po pozbyciu się każdego ciała bądź dużego dowodu (małe lądują w kieszeni postaci), ponadto możemy zapisać ją ręcznie.
Nagradzani za nasz „trud” także jesteśmy mizernie. Całkowite sprzątnięcie miejsca zbrodni gwarantuje co najwyżej osiągnięcie. Przydałaby się możliwość wyboru poziomu trudności, jakaś punktacja albo przynajmniej ograniczenia czasowe dla misji (opcjonalne). O tym twórcy, niestety, nie pomyśleli, niejako marnując ogromny potencjał tej, skądinąd naprawdę niezłej, produkcji. Czy lepszej od „jedynki”? Zdecydowanie tak – projekty poziomów zyskały na złożoności, a rozgrywka na różnorodności. Przejście w 3D również posłużyło Serial Cleaners… choć niekiedy dostrzeżenie wszystkich plam krwi jest niemożliwe bez aktywowania „zmysłu sprzątacza”.
Nie chcę przez to bynajmniej powiedzieć, że od najnowszej gry studia Draw Distance należy trzymać się z daleka. Jako zapalony fan skradanek po prostu spodziewałem się po niej znacznie więcej niż tylko ładniejszej, nieco bardziej urozmaiconej i oferującej przyzwoitą fabułę „jedynki”. Jeśli ta Wam się podobała, tutaj też będziecie się dobrze bawić. Jeżeli jednak narzekaliście w niej na monotonię, cóż...
Moja opinia o grze Serial Cleaners
PLUSY:
- urokliwe, zróżnicowane wizualnie i (na ogół) pomysłowo zaprojektowane lokacje;
- styl graficzny (jako całość) i raczej udane przejście w 3D;
- unikalne umiejętności każdego z czworga sprzątaczy, dzięki czemu gra się nimi nieco inaczej;
- wpadający w ucho jazzowy soundtrack;
- sączący się z ekranu klimat lat 90. XX weku;
- różne zakończenia, determinowane wyborami gracza (chyba gra jest raczej na raz);
- opowiedziana w ciekawy, nieszablonowy sposób historia...
MINUSY:
- ...która okazuje się co najwyżej przeciętna;
- SI policjantów to nieśmieszny żart;
- zdecydowanie zbyt niski poziom trudności;
- misje polegające na tym samym;
- dość drętwy, pozbawiony emocji dubbing;
- brak języka polskiego, choćby napisów.
OCENA KOŃCOWA: 6,5/10
ZASTRZEŻENIE
Egzemplarz gry do recenzji dostaliśmy od firmy Draw Distance.