autor: Paweł Woźniak
Nie Starfield i nie Baldur's Gate 3 - to ta gra RPG zabrała mnie w ostatnich dniach na epicką przygodę
Sea of Stars może i zaliczyło premierę w dość trudnym dla wielu pomniejszych tytułów okresie, bo pomiędzy Baldur's Gate 3 a Starfieldem, ale poradziło sobie naprawdę nieźle i to zasłużenie. To iście epicka przygoda RPG.
Napisanie recenzji nie zawsze bywa prostym zadaniem. Raz na jakiś czas trafia się bowiem taka produkcja, przy której człowiek stwierdza, że bawił się zaskakująco dobrze, a mimo to z tyłu głowy pojawiają obiekcje wskazujące rzeczy, które nie do końca działały. Początkowo staram się te myśli odgonić, upewniając sam siebie, że przecież wszystko było w porządku, a wątpliwości nie są potrzebne, ale te męczą mnie coraz bardziej, dlatego ostatecznie pozwalam im dojść do głosu.
Okazuje się, że argumenty, które przedstawiają, faktycznie mają pokrycie w rzeczywistości, jednak na szczęście nie wpływają zbytnio na finalny odbiór gry. Niemniej warto je również przedstawić, aby każdy zyskał czytelny obraz, czym faktycznie jest dany tytuł. Tak właśnie miałem w przypadku Sea of Stars, które najpierw złapało mnie za serce urokliwą oprawą graficzną i wciągającą historią, następnie zaangażowało przemyślanym systemem walki, aby na końcu zostawić z lekkim uczuciem niedosytu ze względu na mało rozbudowane niektóre mechaniki rozgrywki.
O czym jest ta gra?
Sea of Stars przedstawia historię dwojga Solstice Warriors, którzy zostają wplątani w wydarzenia mające bezpośredni wpływ na losy całego świata oraz w standardową walkę dobra ze złem. Mamy tutaj dość typowy dla tego rodzaju gier sposób prowadzenia narracji – często infantylny i nieco niezrozumiały – ale przymykając oko na owe założenia gatunku, dostajemy tak naprawdę pełną wartkiej akcji i zaskoczeń historię.
Pełna zaskoczeń historia w przepięknym opakowaniu
Wiem, że nie każdy przepada za pikselową oprawą graficzną. W przypadku Sea of Stars jest ona jednak uzasadniona, bowiem twórcy podkreślają, że ich produkcja inspirowana była klasyką gier jRPG, takich jak np. Chrono Trigger. Trzeba jednak przyznać, że deweloperzy potraktowali poważnie ten aspekt swojego dzieła i włożyli całe serce w przygotowanie pięknego świata, w którym toczy się akcja gry. Lokacje wręcz ociekają klimatem, przede wszystkim za sprawą dbałości o detale, ale największe wrażenie zrobiła na mnie ich różnorodność. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, bo ich odkrywanie to naprawdę fajna zabawa, ale powinniście wiedzieć, że każda miejscówka charakteryzuje się czymś innym i w żadnym momencie nie miałem wrażenia, że trafiam w to samo miejsce.
Mając tak dobrze przygotowane opakowanie, twórcy postarali się, by w jego środku znalazło się coś naprawdę wartościowego. Mowa przede wszystkim o historii, którą poznajemy w trakcie zabawy. Jej podstawowe założenia zdążyłem już przedstawić, ale w żaden sposób nie oddają one tego, o czym tak naprawdę jest Sea of Stars.
Spotyka nas tu masa niespodzianek i zaskakujących twistów fabularnych, a z każdą kolejną godziną intryga, której jesteśmy główną częścią, staje się coraz bardziej niesamowita. Na początku przygoda rozwija się dość ślamazarnie, ale na szczęście z biegiem czasu wciąga coraz bardziej i bardziej. Jeśli jesteście więc fanami epickich historii opowiadających o walce dobra ze złem, Sea of Stars na pewno Was nie zawiedzie.
Połączenie, którego się nie spodziewałem
Nie ukrywam, że w przypadku gier największą wagę przywiązuję do rozgrywki i jej mechanik. Gdy są one na wysokim poziomie, jestem w stanie wybaczyć pewne niedostatki fabularne czy wizualne, jednak w drugą stronę bywam już znacznie mniej wyrozumiały. Na szczęście w Sea of Stars zaimplementowano bardzo ciekawy, łączony, system walki. Jego podstawę stanowią tury – my oraz nasi przeciwnicy kolejno wykonujemy ruchy. Dodatkiem urozmaicającym są natomiast elementy zręcznościowe – każdy atak możemy wzmocnić poprzez naciśnięcie w odpowiednim momencie klawisza, podobnie wygląda to podczas obrony, dzięki czemu otrzymamy mniej obrażeń.
Poszczególne ataki mają nieco inne okna animacji związanych ze wzmocnieniem, więc nie jest to takie proste, jak może się wydawać. Owo rozwiązanie bardzo przypadło mi do gustu, zwłaszcza że podczas starć musimy również zwracać uwagę na „ładowane ataki” przeciwników, które zmuszają do użycia umiejętności określonego typu. Wymaga to nie tylko strategicznego podejścia, ale również skupienia, by na pewno udało się wzmocnić atak i tym samym zadać więcej obrażeń.
Na niższym poziomie trudności być może nie odczujecie zbyt dużej różnicy z tego powodu, ale na wyższym, na dodatek podczas potyczki z bossem, jest to często dosłownie kwestia życia i śmierci. Dorzucając do tego specjalne kombinacje oraz korzystanie z przygotowanego wcześniej jedzenia, dostaniemy pełny pakiet, dzięki któremu walka okazuje się wymagająca i satysfakcjonująca.
Mówiąc o poziomie trudności, nie mogę krótko nie wspomnieć o bardzo ciekawym rozwiązaniu opierającym się na reliktach, które możemy zdobyć lub zakupić podczas przygody. Pozwalają one na włączenie lub wyłączenie dodatkowych opcji, które nieco zmieniają rozgrywkę. Niektóre z nich znacznie ułatwiają zabawę, ale z racji tego, że każdy musimy w jakiś sposób zdobyć lub wydać na niego pieniądze, korzystanie z nich nie wzbudza zbyt dużego poczucia winy.
Trochę tu za dużo prostoty
Powychwalałem Sea of Stars, bo naprawdę jest za co. Gra jest piękna, ma świetną historię pełną zaskoczeń i ciekawych wydarzeń, a także angażujący system walki. Lecz niestety, znalazło się tutaj również kilka aspektów, na które muszę trochę ponarzekać. Zaznaczę jednak od razu, że nie są to rzeczy, które jakoś bardzo psuły mi zabawę, tylko raczej takie, których rozbudowanie sprawiłoby, iż jeszcze lepiej spędziłbym czas z tą produkcją.
Zapomnijcie np. o jakimkolwiek głębszym rozwoju postaci – istnieje co prawda system ekwipunku oraz umiejętności, ale każdy bohater ma przypisany konkretny rodzaj broni i w trakcie gry tylko wymieniamy je na te, które po prostu zadają więcej obrażeń, podobnie zresztą jak zbroje. Zdolności bohaterów również są ograniczone i choć z biegiem czasu odblokowujemy nowe, nie ma tu miejsca na decyzję, czy chcemy się którejś pozbyć na rzecz innej. Zawsze podczas walki dostępne są te same.
Mocno uproszczona okazuje się także eksploracja lokacji. Zazwyczaj idziemy po prostu przed siebie, a wszelkiego rodzaju przeszkody pokonujemy za pomocą wciśnięcia klawisza. Znajdziek i sekretów nie ma zbyt wiele, ale na szczęście rekompensują to częste walki i zagadki środowiskowe (chociaż muszę przyznać, że te drugie czasami wydawały mi się niepotrzebnie wydłużone).
Wszystkie te negatywy bledną jednak przy tym, co Sea of Stars ma tak naprawdę do zaoferowania. Epicka historia i angażujący system walki to rzeczy, które bez wątpienia sprawiły, że tytuł ten znalazł się w topce moich najlepszych gier z tego roku. Na wymienione mankamenty wystarczy machnąć ręką, bo owszem, rozbudowa tych elementów byłaby mile widziana, ale jej brak tak naprawdę niczego nie psuje. Dodatkowo warto nadmienić, że gra jest idealna zarówno dla tych, którzy zjedli zęby na tego rodzaju produkcjach i chcą doświadczyć nieco nostalgii z odrobiną świeżości, jak również dla zupełnych nowicjuszy, gdyż Sea of Stars potrafi wiele wybaczyć i stanowi idealny punkt wejścia do tego gatunku gier.
Moja opinia o grze Sea of Stars
PLUSY:
- przepiękna pixelartowa oprawa graficzna i urokliwe miejsca akcji;
- bardzo ciekawa historia z zaskakującymi twistami;
- przemyślana walka ze zgrabnym połączeniem turówki i elementów zręcznościowych;
- relikty zmieniające rozgrywkę na łatwiejszą lub trudniejszą.
MINUSY:
- rozciągnięty wstęp;
- niekiedy męczące zagadki środowiskowe;
- słabe (praktycznie zerowe) możliwości rozwoju postaci.
OCENA: 8,5/10
ZASTRZEŻENIE
Dostęp do gry otrzymaliśmy od jej twórcy – Sabotage Studio.