Reżyser Borderlands 3 i ESO o niechęci studiów AAA do zmian w grach: „Są osoby, które denerwują się, ponieważ w grę wchodzą duże pieniądze”
Paul Sage wskazuje na powód, dla którego studia tworzące serie gier AAA mogą być zmuszone do zachowawczego rozwoju swoich marek.
Studia AAA nie chcą ryzykować reputacji wielkich marek. Tak Paul Sage – reżyser Borderlands 3 i The Elder Scrolls Online, obecnie założyciel i szef Ruckus Games – uzasadnia, dlaczego wielcy deweloperzy wolą stawiać na „bezpieczny”, zachowawczy rozwój.
Oczekiwania graczy i niechęć do zmian
W wywiadzie dla serwisu GamesRadar twórca (pracujący z nowym zespołem nad kooperacyjną strzelanką) zwraca uwagę na problem dotykający twórców uznanych marek: ograniczające ich oczekiwania fanów. Jego zdaniem uniemożliwia to rozwój serii zgodnie z życzeniami „kreatywnych ludzi” i zmusza deweloperów do oparcia się na starych mechanikach zamiast wprowadzaniu nowych.
Choć Sage nie mógł podać konkretnego przykładu, przyznał, że takie ograniczenia się frustrujące. Po części, jak to ujął, z powodu „ludzi, którzy nie muszą być częścią procesu twórczego”, wyjaśniających, na czym ów proces polega. Innymi słowy, „zaniepokojonych” osób na wysokich stanowiskach, które mają tendencję do „zabijania” ekscytujących nowości.
Taka informacja raczej nie zdziwi graczy. Wielu z nich od dawna uważało, że problemem wielu dużych gier jest wtrącanie się do produkcji „inwestorów” i innych „ludzi biznesu”, którzy „angażują się” w produkcję i przeszkadzają twórcom. Często właśnie takie interwencje przytacza się jako rzekomy powód, dla którego nielubiana mechanika, zmiana, projekt postaci etc. trafiły do gry.
Połowa obrazu i wielkie pieniądze
Niemniej Sage jest zdania, że owe osoby na wysokich stanowiskach mają „najlepsze intencje”. Tyle że ocenianie nowych mechanik w połowie prac nie ma sensu, bo nie daje to wyobrażenia o tym, jak owa nowość będzie wyglądać po zakończeniu prac. Twórca porównuje to do tworzenia obrazu, który w trakcie malowania „wygląda okropnie”.
Innymi słowy, Sage nie ma nic przeciwko ocenianiu nowości przez zarząd – tyle że powinno to następować dopiero wtedy, gdy deweloperzy są gotowi do zaprezentowania tych nowinek. Sęk w tym, iż w przypadku znanych marek w grę wchodzą duże pieniądze, co budzi niepokój ludzi na wysokich stanowiskach. Dlatego owe osoby mają tendencję do oceniania nowości zbyt wcześnie, mimo protestów twórców.
Nie jest też tajemnicą, że choć fani (nie tylko gier wideo) mają tendencję do narzekania na brak nowości, to jakiekolwiek zmiany w starych seriach mogą przyjąć z ogromną niechęcią (czasem nawet takie, które w perspektywie czasu zostają uznane za obiektywnie słuszne modyfikacje).
Oczywiście zdarzają się wyjątki, gdy mowa o wyjątkowo irytujących lub wręcz archaicznych systemach. Czasem też zmiana wprowadzona przez deweloperów może zaburzyć balans rozgrywki. Niemniej nawet w kontekście świeżego przykładu Civilization VII i niepokoju graczy w związku z nowym systemem epok (nawet mimo argumentów twórców) trudno się dziwić, że studia mają obawy przed zmienianiem elementów przebojowych serii.