Pax Dei chce być średniowiecznym EVE Online, ale to na razie dla mnie tylko ciekawostka
Pax Dei będzie wielkim placem zabaw dla graczy spragnionych rywalizacji, handlowania, tworzenia sojuszy oraz budowania wiosek. Pod warunkiem tylko, że chętnych do grania nie zabraknie, bo w innym przypadku może stać się zapomnianą piaskownicą.
Rynek gier MMO znajduje się w dziwnym miejscu, a gracze do końca nie wiedzą, czego chcą. Narzekamy na brak nowości, jednocześnie nie dając szansy mniejszym tytułom. Kręcimy nosem na granie w starsze dzieła, równocześnie krytykując produkcje młode lub nadchodzące. Do tych ostatnich należy Pax Dei, czyli sandboksowy projekt byłych twórców EVE Online. Czy taka rekomendacja oraz ambitne plany wystarczą, aby zawojować rynek?
Czym ma być Pax Dei?
Pax Dei to debiutanckie MMO fińskiego studia Mainframe, które otrzymało wsparcie Microsoftu. Budżet gry przekroczył 22 miliony dolarów, więc o zaplecze finansowe teoretycznie nie ma się co martwić. Chociaż gdy zestawi się wspomnianą kwotę z kasą wydaną na takiego Star Citizena, nie robi ona już wielkiego wrażenia. Niemniej w przypadku projektu gry sieciowej, która wykorzystuje technologię chmury, taka suma wydaje się wystarczająca.
W założeniach Pax Dei ma być wielką piaskownicą, pozbawioną NPC i nastawioną na interakcje między graczami. Otrzymamy około 150 kilometrów kwadratowych przestrzeni, na której nie zabraknie atrakcji. Dostaniemy dungeony, miasteczka tworzone przez graczy, tereny handlowe oraz miejsca na wielkie starcia między rywalizującymi klanami.
Świat gry podzielony zostanie na prowincje spełniające dedykowane im funkcje. Dzięki temu nie powinno być problemu z nadmiarem budynków w każdym miejscu, a także nie trzeba będzie się bać najazdów rywali – w tzw. „heartlandzie” nic nam ze strony innych graczy nie zagrozi. To tam stworzymy osadę, poszukamy surowców oraz zajmiemy się rozwojem naszego herosa.
Pax Dei nie przewiduje poziomów postaci, będzie za to biegłość w umiejętnościach. Niczym w Old School RuneScapie nauczymy się walki orężem czy innej profesji. Przykładowo, im większą sprawność nabędziemy w stolarce, tym więcej przedmiotów stworzymy i tym mniejsze okaże się ryzyko porażki. Gra premiować ma osoby wyspecjalizowane w danej dziedzinie – będą one fundamentem gildii. Szkoda tylko, że pokierujemy jedynie ludźmi, a magia oraz zdolności specjalne zostaną mocno ograniczone.
Czym obecnie jest Pax Dei?
Miałem możliwość wypróbowania Pax Dei we wczesnej alfie i w obecnej formie gra przypomina klasyczny sieciowy survival. Zaczynamy od zbierania drewna, aby wytworzyć podstawowe narzędzia i wznieść najważniejsze obiekty. Trochę wytrwałego gromadzenia surowców zapewni dostęp do lepszego sprzętu, ale już na tym etapie poczułem, że przydałaby się dodatkowa para rąk. Gra ewidentnie stawia na współpracę i zachęca do grupowania się.
Jeśli chodzi o walkę, na ten moment można zapomnieć o potyczkach rodem z World of Warcraft czy New Worlda. W Pax Dei po prostu machamy orężem na prawo i lewo. Pod tym względem gra przypomina nieco Albiona Online, gdzie „jesteśmy tym”, co mamy przy sobie. Tutaj podobnie – o naszej roli oraz umiejętnościach decydują posiadane przedmioty.
Testując Pax Dei, nie mogłem pozbyć się wrażenia, że mam do czynienia z survivalem w stylu Rusta, ARK: Survival Evolved czy Conan Exiles. Interfejs, początkowy etap rozgrywki, walka, budowanie oraz zbieractwo – elementy te wyglądały niemal identycznie. Nie poczułem, że gram w MMO, tylko raczej w takiego bardziej multiplayerowego Valheima. Porównanie jest nieprzypadkowe, ponieważ budowanie również tutaj stanowi istotny element zabawy i zapewnia tyle samo swobody.
Mam pewne obawy co do silnika gry. Pax Dei tworzone jest na Unreal Enginie 5, co można było odczuć podczas testowania alfy. Oczywiście to wczesny etap produkcji i trudno oczekiwać dobrej optymalizacji, niemniej mam wątpliwości, czy przy dziesiątkach graczy wokół całość będzie sprawnie działać. W moim odczuciu to nie jest odpowiedni silnik na takie wygibasy. Pozostaje więc trzymać kciuki, by twórcy wzięli to pod uwagę i nie powtórzyli błędu ARK: Survival Ascended.
Czym może się stać Pax Dei?
Pax Dei chce być takim średniowieczno-fantastycznym EVE Online. Całą rozgrywkę oparto tu na działalności graczy. Nie będzie klasycznych NPC i związanych z nimi zadań. Nie znajdziemy tu żadnych frakcji. Nie pojawi się również odgórnie narzucony cel. Społeczność ma napędzać serwery gry i tworzyć jej historię poprzez sojusze, handel oraz rywalizację. Na papierze brzmi to obiecująco, ale w praktyce może być różnie, jeśli nie będzie chętnych do zabawy.
Trudno również pisać o pełnoprawnym MMO, skoro świat gry ma być instancjonowany. Serwer pomieści nawet 7 tysięcy graczy, ale eksplorując okolicę, nie ujrzymy takiej ich liczby. System przypominać będzie to, co znamy z obecnego World of Warcraft. Zapomnijmy więc o nadmiarze osób biegających po strefach, a przywitajmy luz i swobodę. To zarówno zaleta, jak i wada, a wszystko tak naprawdę zależy od naszych preferencji.
Współpraca między graczami ma stanowić klucz do sukcesu. Każdy będzie mógł założyć tu swój obóz, a łącząc się w gildie, zbudujemy w Pax Dei prawdziwe wioski. Początkujący gracze mają pomagać zaawansowanym, zbierając dla nich surowce, aby ci wytworzyli im odpowiedni sprzęt. Stronnictwa mają ze sobą współpracować lub handlować. Wojny na zewnętrznych terenach również są w planach.
Tylko do tego wszystkiego potrzeba graczy. Patrząc na społeczność EVE Online, powtórzenie podobnego sukcesu nie będzie wcale łatwe. Obawiam się, że Pax Dei przyciągnie również wiele osób żądnych krwi, gotowych do wykorzystywania innych. Przez brak otwartej rywalizacji oraz możliwości zdemolowania osad rywali, PvP może okazać się mocno ograniczone. A w takich produkcjach właśnie to jest motorem napędowym wszelkich afer, dramatów czy zdrad.
Czym zainteresuje graczy Pax Dei?
Nie umiem jednoznacznie wskazać, do kogo Pax Dei jest kierowane. Na ten moment to taki Valheim na Unreal Enginie 5, który chciałby ewoluować w EVE Online. Plany twórców są ambitne i kupuję ich marzenie o sandboksowym MMO bazującym na społeczności. Obserwując jednak rynek oraz samych graczy, mam wrażenie, że brak konkretnego modelu rozgrywki może być problemem, jeśli nie zostanie to odpowiednio szybko zaadresowane. Obietnicę przekazania losów serwera w ręce graczy słyszałem już niejednokrotnie i zazwyczaj okazywała się niewystarczająca, aby przyciągnąć tłumy. A tego typu projekt potrzebuje właśnie tłumów aktywnych graczy.
W tym momencie Pax Dei nie jest ani grą PvE, ani PvP. Nie jest to również typowy survival, nie ma tutaj fabuły, głównego celu czy króliczka, za którym trzeba gonić. Zamiast tego twórcy snują wizję wielkiej piaskownicy, w której gracze będą się bawić, budując zamki z piasku oraz walcząc łopatkami. W rzeczywistości może okazać się, że zwyczajnie nikt nie przyniesie tu swoich zabawek, a wtedy nie uda się zrealizować wyobrażenia autorów gry. Mimo wszystko potencjał i ambicje są, teraz trzeba tylko doprowadzić całość do końca oraz dopracować.
Pax Dei nie zaprezentowało jeszcze wszystkiego, co ma do zaoferowania. Projekt ten z pewnością będę obserwował, bo dobrych MMO nigdy za wiele. Na ten moment traktuję go jednak jako ciekawostkę i liczę, że twórcy wprowadzą tu coś więcej niż standardowe rozwiązania znane z survivali. Produkcja tego typu potrzebuje czegoś jeszcze – w innym przypadku przejdzie niezauważona. Dlatego niecierpliwie czekam, czym zainteresują mnie autorzy Pax Dei. Czas mają, w końcu daty premiery nie ogłosili.