Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 15 stycznia 2023, 12:40

Nie lubię gier FromSoftware, ale nie mogę się oderwać od Elden Ring

Mógłbym godzinami dyskutować o wadach i archaicznych rozwiązaniach w Elden Ringu. Mimo to podpisuję się pod przyznaniem mu tytułu gry roku i nie mogę się oderwać od przygód na Ziemiach Pomiędzy. Bo kocha się pomimo czegoś, a nie za coś!

Źródło fot. FromSoftware
i

Powyższy tytuł brzmi w zasadzie identycznie jak wszystkie te recenzje na Steamie w stylu: „Mam już na liczniku 500 godzin – nic ciekawego, nie polecam!” Absurd? Paradoks? Po części może tak. Ale według mnie bardziej potwierdzenie reguły, że nie trzeba od razu ideału, totalnej perfekcji, by coś się jednak podobało i sprawiało frajdę. Wystarczy, że minusy nie przysłaniają plusów.

W zeszłym roku, według podsumowania PlayStation, najwięcej godzin spędziłem z remakiem Demon’s Souls. W tym roku z kolei zdążyłem nabić ich już sporo na liczniku Elden Ringa. Wychodzi więc na to, że siedzę głównie przy produkcjach FromSoftware, za formułą których generalnie nie przepadam, bo nie lubię gier absurdalnie trudnych. Zwłaszcza w tak perfidny sposób, w jaki robią to Soulsy. Nie podoba mi się także to, jak studio kreuje swoje światy fantasy, o czym za chwilę. Mimo to jest w tych grach coś, co przyciąga bardziej, niż tamte rzeczy odpychają.

Arcade bez wrzucania monet

Wspomniałem o perfidnym utrudnianiu rozgrywki, bo w mojej opinii twórcy z FromSoftware robią to „na siłę”, stawiając na tanie, proste sztuczki, mające na celu przystopować gracza za wszelką cenę. Nie ma tu finezji i pomysłowości, jaka była chociażby w rajdzie Vault of Glass w pierwszej części Destiny, gdzie sześciu ludzi musiało nauczyć się współpracować i komunikować ze sobą, by zsynchronizować różne istotne mechaniki w czasie. Przeciwnicy w Elden Ringu nie dysponują też jakąś wybitną sztuczną inteligencją, która uczyłaby się zachowań gracza i reagowała w różny sposób.

W grach FromSoftware wszystko opiera się na tym, jak wolno reaguje czasem nasza postać na sygnały z pada i jak szybko atakuje nawet największy kolos, który nagle może dostać przyspieszenia niczym krążek hokejowy, nie wspominając o zabieraniu od razu całego paska zdrowia. Tak, niby sporo zależy tu od odpowiedniego kontrolowania staminy, ale w trakcie walki ciągle zdarzają się sytuacje, gdy nasza postać zamiera na niesprecyzowanie długą chwilę po jakimś ciosie albo musi dokończyć aktualną animację, zanim odpali się druga. Zwykle wszystko to kończy się zgonem.

Nie lubię gier FromSoftware, ale nie mogę się oderwać od Elden Ring - ilustracja #1

Uroki Demon’s Souls skutecznie przysłaniały mi wady produkcji FromSoftware.FromSoftware

Dzięki taki „sztuczkom” i najwięksi weterani Soulsów padają raz po raz nawet od ciosów tych najmniejszych maszkar, które również lubią być zaskakująco mocne, szybkie lub rozmnożyć się nagle w dużą grupę. Przypomina mi to archaiczne metody z lat 80., gdy gry w automatach musiały polegać na takim sposobie podkręcania trudności, by zarabiać na utrzymanie salonu. Gracze tracili życia po paru minutach, wrzucali nową monetę, wracali na drugi dzień. Dziś w Soulsach robimy w zasadzie to samo tymi samymi metodami – tyle że nie tracimy już monet, a wolny czas. Chyba nic by się nie stało, gdyby grę dało się ukończyć nieco szybciej, bez tylu prób podchodzenia do jakiejś lokacji czy bossa. Czy więc jestem zwolennikiem wprowadzenia trybu „easy” do Soulsów? Absolutnie NIE!

Soulsy nie potrzebują trybu „easy”, ale…

Skoro nawet mnie, osobie nielubiącej trudnych gier, z nie pierwszej młodości skillem i refleksem, udaje się zaliczać kolejne wyzwania w Elden Ringu, a wcześniej i w Demon’s Souls, to chyba nie są one aż tak trudne. Arcade’owe podejście do poziomu trudności stało się zresztą wizytówką gier FromSoftware, a dla wielu fanów nawet czymś w rodzaju „nietykalnej religii”. Głupio byłoby więc teraz coś tu zmieniać i wprowadzać nową filozofię. Wszak Ferrari nie używa silników Diesla, by samochody firmy były bardziej oszczędne.

W poprzednich grach FromSoftware prawdziwym zabójcą okazywała się kamera – jej dziwne zachowanie w ciasnych pomieszczeniach, przez co wiele walk przegrywało się już z tego powodu. Wydaje się, że Elden Ring ma to lepiej dopracowane, ale wciąż pozostaje inna niepoprawiona mechanika – feedback na temat tego, co dzieje się z postacią gracza! Praktycznie cały czas, w każdym pojedynku, trudno mi wychwycić moment, w którym mój bohater dostaje łomot, a szczególnie kiedy jest bliski zgonu.

Nie lubię gier FromSoftware, ale nie mogę się oderwać od Elden Ring - ilustracja #2

Soulsom nie potrzeba trybu “easy”, ale mechanikę walki da się poprawić.FromSoftware

Wszystko jakby opiera się na obserwacji paska zdrowia, na który często nie ma czasu zerkać, a na wielkim telewizorze obok konsoli jest to dodatkowo utrudnione. Wydaje mi się, że inne studia zdołały już wypracować tutaj lepsze standardy i bardziej czytelne sygnały, że z kondycją bohatera zaczyna być kiepsko. Do tego dochodzą jeszcze wspomniane opóźnienia bez względu na poziom staminy, czy to we wskazaniach pasków zdrowia, czy reakcji postaci. Małe poprawki na tym polu mogłyby naprawdę sporo zmienić bez ingerowania w kwintesencję Soulsów.

Tor przeszkód zamiast wirtualnego świata

Druga rzecz, która przeszkadza mi w grach FromSoftware, jest już mniej istotna i dotyczy struktury wykreowanego w nich świata. Może to trochę takie czepialstwo na siłę, ale zwłaszcza w Elden Ringu rzuciło mi się w oczy, bo open world stwarzał tu w końcu okazję do zmian na lepsze. Cały problem właściwie przedstawiają zwierzenia jednego ze sprzedawców na Płaczącym Półwyspie, który wita nas słowami: „Od lat nie miałem żadnego klienta”! Otóż to – od lat, a mimo to sterczy samotnie na dworze pośrodku niczego, wśród zgrai wszelkiej maści zabójczych bestii. On i wszystkie inne istotne postacie NPC tkwiące tam jak kołki albo jakieś nietykalne oazy.

Nie wspominając o „żyjących” światach z gier Bethesdy, już nawet pierwsze Diablo miało swoje Tristram, a potem więcej różnych osad. Japończycy z jakiegoś powodu uważają, że skupisko NPC musi być odległym miejscem wymagającym teleportu do innego wymiaru, a w ich światach, gdy jeszcze nie stały się postapokaliptycznymi zgliszczami trawionymi przez zło, mieszkańcy żyli wyłącznie w wielkim zamku. W Demon’s Souls jeszcze aż tak bardzo to nie razi. W Bloodbornie da się wytłumaczyć fabularnie, a poza tym technicznie jesteśmy tam w mieście. Elden Ring z jego sielankowymi czasem krajobrazami wręcz prosił się o jakieś wioski, miejsca, gdzie byłby ktokolwiek, kto nie chciałby ukatrupić gracza, zwłaszcza że widać już obozy i zwykłych żołnierzy walczących z różnymi maszkarami.

Nie lubię gier FromSoftware, ale nie mogę się oderwać od Elden Ring - ilustracja #3

Pomimo wad, Elden Ring to bez względu na licznik godzin w grze, obietnica ciągle nowej, niezwykłej przygody.FromSoftware

Ale nie – gracz to nadal zło wyklęte, które należy zgładzić za wszelką cenę. I z tego powodu wirtualne światy w grach FromSoftware przypominają mi bardziej tory przeszkód przygotowane dla naszego bohatera, a nie krainy, które mogły kiedyś tętnić jakimś tam życiem, bez względu na to, jak bogatego lore’u by do nich nie wymyślić. W sumie to znowu mamy tu trochę podejście jak ze scrollowanych gier arcade, gdzie na planszy wszystko chciało gracza zabić, a ewentualna przyjazna postać czekała na samym końcu rozgrywki. Można pogratulować FromSoftware konsekwencji działania, ale ilekroć natrafiam w Elden Ringu na NPC stojącego w szczerym polu, trochę wybija mnie to z klimatu.

Fantasy totalne!

A to właśnie klimat tych gier sprawia, że nie mogę się od nich oderwać bez względu na to, ile czasu mi marnują, ile przypadkowych zgonów i powtórek zaliczam po drodze. Nie ma w języku polskim dobrego tłumaczenia słowa „ultimate”, ale gry FromSoftware są właśnie dla mnie takim synonimem totalnego, perfekcyjnego fantasy w mrocznym wydaniu. Odpowiadają wyobrażeniom, które wykiełkowały kiedyś przy pierwszym zetknięciu z papierową Magią i mieczem. W tych grach jest wszystko, co tworzy tę niezwykłą atmosferę przygody fantasy – wspomniane magia oraz miecze, ale i ogromne zamczyska, ciemne lochy, katakumby, różnego rodzaju gnomy i szkielety. Są smoki ziejące ogniem, duchy i wiedźmy. A co więcej, w Elden Ringu w jakąkolwiek stronę bym się nie udał, zawsze mogę być pewny, że czeka mnie tam coś nowego i niezwykłego.

Poza tym stylistyka tego świata, to, jak się on prezentuje, a zwłaszcza projekty niezwykłych, potężnych przeciwników wyprzedzają wszelkie oczekiwania, jakie można by mieć w tej kwestii. Pomimo tych różnych wad, które niby mi przeszkadzają, i mimo że gra wysyła mi info o ranach i zgonie z prędkością priorytetu Poczty Polskiej, tak czy siak w końcu o tym zapominam. Zatracam się w tym magicznym świecie i podpisuję pod opiniami, że Elden Ring zasłużyło na tytuł gry roku. Może FromSoftware nie zmienia swoich archaicznych nawyków, ale na pewno zmieniło się jedno. Dawno temu ściągało się mnóstwo torrentów, by odkrywać coraz nowsze wirtualne historie. Dziś wystarczy jeden wierny Torrent, by codziennie zabierał nas na inną niezwykłą wyprawę fantasy i zapewniał fantastyczną przygodę!

ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA

Jeśli spodobał Ci się ten tekst i chcesz otrzymywać go przed wszystkimi, zapisz się do naszego newslettera.

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej