Przeżyłem koncert życia bez wychodzenia z domu. Moja opinia o strzelance Metal: Hellsinger
Metal: Hellsinger wypełnia głowę muzyką i trudno się od niego oderwać. „Rytmiczny Doom” to zdecydowanie jedna z ciekawszych gier tego roku. Szkoda jedynie, że taka krótka.
Metal: Hellsinger zapowiadał się interesująco od samego początku. Połączenie oldskulowej pierwszoosobowej strzelanki z grą rytmiczną sugerowało coś wyjątkowego, ale miałem obawy, czy deweloperzy z The Outsiders sobie poradzą. Na szczęście wykonali swoją robotę śpiewająco.
Przez słuchanie metalu zacząłem zabijać... demony
Zasady są piekielnie proste. Na środku ekranu mamy celownik, w kierunku którego zbliżają się strzałki wyznaczające rytm dla każdej z broni. Naszym zadaniem jest używanie danego oręża zgodnie ze owym rytmem, żeby skutecznie mordować wszystko na swojej drodze.
W ogniu walki łatwo jednak zgubić właściwe tempo, co skutkuje rychłą śmiercią. Im lepiej nam idzie, tym większy mnożnik punktów i muzyka w tle jest coraz wyraźniejsza – dochodzą kolejne instrumenty, a na sam koniec potężny wokal artysty.
Naszymi instrumentami, które ożywią muzykę, są oczywiście różne rodzaje broni. Nie ma ich wiele, ale okazują się na tyle odmienne, że każdy znajdzie coś pasującego do jego indywidualnego stylu gry. Przy sobie zawsze mamy Paza (czaszkę, która jest tu narratorem) oraz miecz o nazwie Terminus. Pozostały sprzęt zdobywamy w trakcie przechodzenia kolejnych poziomów i możemy posiadać maksymalnie dwie dodatkowe sztuki broni.
Jeśli dobrze czujemy muzykę i żelazo nie jest jedynym metalem, jaki mamy we krwi, Metal: Hellsinger ma w zanadrzu jeszcze coś specjalnego. Ciąg rytmiczny to zabijanie wrogów do rytmu. Coraz większa liczba zabójstw na liczniku odblokowuje dodatkowe umiejętności, takie jak wybuch przy rozerwaniu (zabójstwo chwały z Dooma). Wszystkie mechaniki gry łączą się w naprawdę porządny utwór.
Doomguy z gitarą byłby dla mnie parą
Grając w Hellsingera, trudno nie porównywać go do Dooma. Oba te tytuły są do siebie bardzo podobne wizualnie, co uważam za zaletę, ponieważ osobiście lubię stylistykę dzieła id Software. Dominującym kolorem jest tu oczywiście czerwony, ale trafiamy też do bardziej prozaicznych oraz śnieżnych lokacji, które nie muszą kojarzyć się z piekłem. Nie wiem, czy to tylko moje odczucie, ale barwy w Doomie zawsze wydawały mi się pastelowe i to samo mamy w jego bardziej muzykalnym odpowiedniku.
Metal: Hellsinger jest podobnie dynamiczną strzelanką, w której musimy ciągle się ruszać, żeby nasza punktacja plasowała się na satysfakcjonującym poziomie. I tak jak w Doomie – i w grze The Outsiders musimy grać bardzo agresywnie. Np. wspomniane zabijanie poprzez rozrywanie będzie nas leczyć, czyli mamy tu do czynienia z powtórką zabójstw chwały z marsjańskiej przygody (o czym zresztą już wspomniałem). Deweloperzy wykorzystali koncepcję gry id Software i na jej podstawie skomponowali swój cover – muszę przyznać, że świetnie się to ogląda i tego słucha.
Metalfest wewnątrz gry
Metal: Hellsinger jest tytułem wartym sprawdzenia dla samej ścieżki dźwiękowej. Swoich głosów użyczyły tu naprawdę znane postacie, między innymi Randy Blythe, Dennis Lyxzen i Serj Tankian. Chociaż najwięcej piosenek nagrał Mikael Stanne i to jego słyszymy najczęściej. Gdy wspomniane wokale wchodzą przy największym mnożniku, czuć moc i rosnącą adrenalinę. Największy zaszczyt prawdopodobnie kopnął Tankiana, ponieważ to jego piosenka leci podczas walki z ostatnim bossem.
Za muzykę odpowiada Two Feathers, które ma na koncie kawałki do kilku gier. Wśród największych można wymienić Warhammera: Vermintide’a 2 oraz Aragami 2. Samo to już stanowi gwarancją jakości – tego, że ścieżka dźwiękowa zapadnie w pamięć. Tym bardziej że możemy sobie każdej piosenki posłuchać z poziomu menu gry. Wystarczy tylko zaliczyć poziom, na którym leci dany kawałek.
Piosenka kończy się, zanim się zacznie
Największą i najbardziej odczuwalną wadą Hellsingera jest jego długość. Ukończyłem grę na normalnym poziomie trudności, zrobiłem część tzw. Udręk (zaraz wyjaśnię), posiedziałem w menu, żeby posłuchać muzyki, a na liczniku i tak nie miałem jeszcze nawet pięciu godzin. Zawiedzione będą te osoby, które po prostu chcą sobie jednorazowo przejść grę i być może zapoznać się z fabułą, będącą tylko pretekstem do rozwałki.
Gra The Outsiders jest tytułem nastawionym przede wszystkim na osiąganie wyników i rywalizację. Każdy poziom ma globalny ranking i zajęte miejsce zależy od tego, ile punktów zdobędziemy na danej mapie. Na pewno po premierze znajdzie się spora społeczność, która będzie śrubować imponujące score’y – będzie zatem co podziwiać.
Dodatkowo przedłużeniu gry służą wspomniane wcześniej Udręki. Są to bonusowe poziomy, na których musimy pokonać na czas określoną liczbę demonów w wyznaczony sposób. Sukces oznacza otrzymanie specjalnych pieczęci do wykorzystania w normalnym trybie gry. Haczyk jest taki, że jeśli nie zaliczyliśmy przykładowo Udręki Morderczy Rytm: I, to zablokowany będzie również Morderczy Rytm: II, zapewniający ulepszoną pieczęć. Trzeba wykonać wszystko po kolei. Nie jest tego jednak zbyt wiele.
Nadzieję daje zakończenie gry, które sugeruje, że pojawi się kontynuacja albo fabularny dodatek. Przyjąłbym to z otwartymi ramionami, ponieważ Metal: Hellsinger jest świetną grą, ale naprawdę szybko się kończy. Plansze przechodzi się błyskawicznie i nie rekompensują tego w pełni ciekawe i zróżnicowane walki z bossami.
Liczę też na większą różnorodność w przypadku artystów, ponieważ na czternaście piosenek aż sześć śpiewa Mikael Stanne. Wypada dobrze, ale reszta wokalistów ma tylko po jednym wykonie i bardziej przypomina to ich gościnny występ na płycie Stanne’a. W ogólnym rozrachunku Metal: Hellsinger jest jednak grą naprawdę wartą wypróbowania. Dla muzyki, dla rozwałki i dla nietypowej rozgrywki o sporym potencjale.
Moja opinia o grze Metal: Hellsinger
PLUSY:
- muzyka;
- przyjemna dla oczu oprawa graficzna;
- muzyka;
- rytmiczny styl rozgrywki;
- muzyka;
- tabele wyników motywujące do ulepszania swojego gameplayu;
- muzyka.
MINUSY:
- niesatysfakcjonująca długość gry;
- trafiające się czasem blokowanie się przeciwników w miejscu;
- nierówne zestawienie wokalistów.
OCENA KOŃĆOWA: 8,5/10