Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość gry 25 grudnia 2024, 20:00

Metal Fatigue odbiegał tempem od StarCrafta, ale to wciąż ciekawy RTS dla fanów mechów

Wielkie roboty to wdzięczny temat dla twórców strategii. Oprócz takich klasyków jak MechCommander czy BattleTech, powstało niegdyś Metal Fatigue – nieco zapomniany, ale znakomity RTS o walkach mechów.

Źródło fot. Zono.
i

Jeśli pamiętacie przełom wieków, to pewnie znacie tę sytuację. Przeczytaliście o jakiejś grze w prasie lub w sieci i cholernie chcieliście w nią pograć, ale albo była za droga, albo trudno dostępna w obiegu oficjalnym (jak i tym drugim), albo wszystko naraz. Dla mnie taką produkcją było Metal Fatigue, wydany w 2000 roku RTS studia Zono. Zainteresowałem się tym po przeczytaniu obiecujących recenzji, ale gra poszła w zapomnienie, zanim po nią sięgnąłem. Na szczęście w czasach sklepów cyfrowych nic – no, prawie nic – nie ginie. I okazuje się, że po latach Metal Fatigue to wciąż całkiem ciekawa i grywalna produkcja. Idealna? Otóż nie. Ale ma kilka cech, które ją wyróżniają i czynią wartą uwagi. Oczywiście, wielkie mechy, tutaj Comboty, są jedną z nich – dla dzieci w wieku od lat 5 do 99 wręcz najważniejszą.

Ten cykl nie jest częścią naszego działu Premium. Decydując się na zakup abonamentu, możesz jednak pomóc w tworzeniu większej liczby takich tekstów. Dziękujemy.

Kup Abonament Premium Gry-Online.pl

Metal Fatigue. Źródło: Zono - Metal Fatigue odbiegał tempem od StarCrafta, ale to wciąż ciekawy RTS dla fanów mechów - wiadomość - 2024-12-24
Metal Fatigue. Źródło: Zono

Bajki robotów

Już rzut oka na okładkę pokazuje, że gra czerpie tyle samo z wzorców zachodnich, co z animców i mangi. Może nawet więcej z tych drugich, jeśli przyjrzymy się fabule. Metal Fatigue opowiada bowiem o trwającym w XXIII wieku konflikcie między trzema korporacjami (korpo rozrośnięte do potęgi państw, niezłe przewidywania) – RimTechu, Mil-Agro i Neuropy. Każde z osobną filozofią i odrębnym podejściem do wielkich mechów. W centrum intrygi znajduje się trzech braci Angelus, których los rozrzucił po wszystkich tych stronnictwach.

Każda z korporacji dysponuje armiami i siłami kosmicznymi – oraz przede wszystkim Combotami, czyli kroczącymi machinami bojowymi. Bardziej niż chodzące czołgi z uniwersum BattleTech przypominają jednak humanoidalnych wojowników w stylu tych z Neon Genesis Evangelion czy Gundama, minus fikuśne ozdóbki. Wojna toczy się oczywiście o dominację i zasoby, ale też o technologię obcych z tajemniczej, nieobecnej rasy Hedoth, na bazie której stworzono mechy.

Jak na RTS0a, to w tle pracuje całkiem rozbudowana, pełna personalnych dram historia związana z życiem w takiej futurystycznej korporacji, braterstwem, przyjaźniami, miłościami, zemstą i wybaczaniem. Gra, właśnie niczym anime, lubi operować metaforami i absolutnymi pojęciami oraz wartościami. Wychodziło jej to różnie, ale nie można twórcom odmówić tu ambicji. Puenta zaś robiła miejsce na sequel z jeszcze większym rozmachem.

Metal Fatigue banalne i oryginalne

Ogólnie to kalki mieszają się tu z pomysłami z serduchem – i tak wygląda cała gra. Na poziomie bitew i rozbudowy bazy to dosyć klasyczny RTS, w którym stawiamy budynki, dbamy o stały dopływ surowca, bronimy umocnień, prowadzimy badania, tworzymy wojska pancerne i rakietowe oraz wypuszczamy do boju lotnictwo. W przypadku każdej ze stron podstawowe jednostki różnią się w zasadzie kolorem i nieco wyglądem – raczej wiemy, czego się spodziewać. Tylko że to nie one stanowią główną atrakcję.

Metal Fatigue. Źródło: Zono - Metal Fatigue odbiegał tempem od StarCrafta, ale to wciąż ciekawy RTS dla fanów mechów - wiadomość - 2024-12-24
Metal Fatigue. Źródło: Zono

Daniem głównym są oczywiście Comboty. To ich ilość, kompozycja oraz wykorzystanie decyduje o zwycięstwie na polu bitwy, a najciekawsze mechaniki kręcą się właśnie wokół mechów. Opracowujemy pod nie specjalne technologie, a na odpowiednich stanowiskach-budynkach składamy jednostki z części wybieranych jak w Original War, gdy ustawialiśmy parametry produkowanego wozu. Co więcej, jeśli mamy szczęście, z pokonanego wroga też zostaje złom, który potem możemy zaadoptować przy budowaniu kolejnego robota. Musimy decydować, jaki napęd będą posiadać, jaką bronią się posługiwać? W zwarciu, wręcz, może obydwiema, ale kosztem tarczy w drugiej ręce? To trochę jak składanie drużyny w RPG lub grze taktycznej – a sukces w misji daje podobną satysfakcję.

Podczas odpraw pomiędzy scenariuszami wybieramy zaś, co lub kto dostanie bonusy – piloci, budynki, a może coś innego? Kompleksowość rozgrywki na tym się jednak nie kończy, bo bitwy często toczymy na trzech warstwach – na powierzchni, orbicie i pod ziemią. To zapewnia sporą dynamikę i dodatkowe pokłady złożoności, a także wymaga od nas elastycznego myślenia – zwłaszcza przy komponowaniu oddziału mechów oraz innych jednostek (nie wszystkim wszędzie się dostaniemy).

Takie same, ale inne (mechy)

Na orbicie przydadzą się np. jednostki latające, gotowe przeskakiwać kolejne kawałki skały, o które się bijemy. Każde ze stronnictw posiada mechy o trochę innej charakterystyce. Mil-Agro stawia na przykład na ostre zwarcia i brutalną siłę, Neuropa na szybkość i ataki z zaskoczenia, a RimTech balansuje między tymi dwiema postawami. Stronnictwa nie różnią się od siebie aż tak, jak w StarCrafcie, jeśli chodzi o ekonomię i sposób rozbudowy, ale jednak żonglowanie odmiennymi możliwościami mechów daje sporą frajdę.

Ta złożoność pola walki zaowocowała jednak cechą, przez którą Metal Fatigue odpadło nieco od konkurencji w stylu StarCrafta. Starcia są wprawdzie dynamiczne, ale zdecydowanie wolniejsze – po to, byśmy mogli zapanować nad chaosem. Czasem możecie się zeźlić, czekając aż Wasze Comboty dotrą we wskazane miejsce i zrobią porządek z wrogiem. Daleko temu do Starcrafta, WarCrafta czy Command & Conquer, gdzie o wyniku bitwy często decydują sekundy i ilość wyklikanych APM-ów. Oczywiście, ma to tę zaletę, że w grze prędzej odnajdzie się ktoś poza strategicznymi wyścigowcami, jeśli jednak przywykliście do tempa popularniejszej konkurencji – będzie Wam trudniej się przystosować.

Metal Fatigue. Źródło: Zono - Metal Fatigue odbiegał tempem od StarCrafta, ale to wciąż ciekawy RTS dla fanów mechów - wiadomość - 2024-12-24
Metal Fatigue. Źródło: Zono

Mechy nierdzewne?

Grafika jest dosyć… specyficzna. To taka próba stworzenia prostego, ponadczasowego 3D z wczesnych lat 2000, gdzie liczba wielokątów jeszcze nie powalała. Tak jak szczegółowość jednostek, budynków czy terenu. Oczywiście zdecydowanie najwięcej miłości dostały Comboty i na nie przyjemnie patrzy się do dziś. Z drugiej strony, wszystko dosyć płynnie zanimowano. Szkoda, że do wyższych rozdzielczości nie skaluje się HUD, co bywa upierdliwe, zwłaszcza w trakcie nauki gry lub przypominania sobie zasad.

Niemniej, jeśli sięgniecie po Metal Fatigue i wiecie, czego się spodziewać, czeka Was wiele godzin zabawy. Raz, że dostajemy trzy obszerne kampanie po dziesięć misji każda, a dwa, że możemy zmierzyć się na mniejszych i większych mapach w trybie Skirmish. Teoretycznie dostępny jest też multiplayer, ale osobiście nie testowałem i podejrzewam, że do działania potrzebuje Hamachi.

Jak dzisiaj zagrać w Metal Fatigue?

Od kilku dobrych lat z dostępem do tej strategii problemów nie ma – Metal Fatigue znajdziecie i na Steamie (standardowo 21,99 zł; aktualnie w promocji 3,29 zł), i na GOG.com (identyczna cena jak na platformie firmy Valve), więc to tylko kwestia tego, kiedy i na której platformie traficie lepszą cenę. Nie spodziewajcie się tylko jakiejkolwiek kontynuacji, bo o ile grę możecie dostać, o tyle nikt nie kwapi się do stworzenia sequela, mimo cliffhangera na końcu kampanii Neuropy (czyli finałowej).

Jeśli wierzyć temu wpisowi, to nikt nie wie, do kogo należą prawa do marki, a projekt nie cieszy się aż takim kultem. Z drugiej strony, jak już ktoś grał, to wspomina Metal Fatigue ciepło – i trzeba przyznać, że zasłużenie.

Ten materiał nie jest artykułem sponsorowanym. Jego treść jest autorska i powstała bez wpływów z zewnątrz. Część odnośników w materiale to linki afiliacyjne. Klikając w nie, nie ponosisz żadnych dodatkowych kosztów, a jednocześnie wspierasz pracę naszej redakcji. Dziękujemy!

Hubert Sosnowski

Hubert Sosnowski

Do GRYOnline.pl dołączył w 2017 roku, jako autor tekstów o grach i filmach. Do 2023 roku szef działu filmowego i portalu Filmomaniak.pl. Pisania artykułów uczył się, pracując dla portalu Dzika Banda. Jego teksty publikowano na kawerna.pl, film.onet.pl, zwierciadlo.pl oraz w polskim Playboyu. Opublikował opowiadania w miesięczniku Science Fiction Fantasy i Horror oraz pierwszym tomie Antologii Wolsung. Żyje „kinem środka” i mięsistą rozrywką, ale nie pogardzi ani eksperymentami, ani Szybkimi i wściekłymi. W grach szuka przede wszystkim dobrej historii. Uwielbia Baldur's Gate 2, ale na widok Unreal Tournament, Dooma, czy dobrych wyścigów budzi się w nim dziecko. Rozmiłowany w szopach i thrash-metalu. Od 2012 roku gra i tworzy larpy, zarówno w ramach Białostockiego Klubu Larpowego Żywia, jak i komercyjne przedsięwzięcia w stylu Witcher School.

więcej