Mario Kart Tour to rekordowy mobilny debiut z chciwymi mikropłatnościami
Niedawny debiut Mario Kart Tour okazał się rekordowy wśród produkcji mobilnych, z łatwością przebijając wynik dotychczas niepokonanego Pokemon GO. Niestety, sukces gry przyćmiło zamieszanie wokół wyjątkowo dotkliwych mikrotransakcji.
Od dwóch dni możemy bawić się w Mario Kart Tour. Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy mobilna część najsłynniejszej serii kartingowej odniesie sukces, doniesienia grupy analitycznej Apptopia szybko wyprowadzą go z błędu. Według danych strony grę pobrano rekordowe 10,1 miliona razy w ciągu pierwszych 24 godzin. Tym samym poboczna odsłona cyklu Mario Kart zaliczyła najlepszy debiut w historii gier mobilnych. Dla porównania: w podobnym czasie Pokemon GO udało się znaleźć na 6,7 miliona urządzeń, a Super Mario Run nie zbliżyło się w połowie do tego wyniku. Trzeba jednak pamiętać, że ta pierwsza produkcja trafiała stopniowo do kolejnych krajów, a druga początkowo była dostępna tylko w wersji na iOS – wydanie na Androida ukazało się kilka miesięcy później.
Rzecz jasna, liczba pobrań to nie jedyny istotny aspekt premiery dowolnej gry. W sieci pojawiły się też pierwsze recenzje, aczkolwiek w większości bez ocen. Niestety, krytycy nie są szczególnie przychylni Mario Kart Tour. Problemem nie jest nawet rozgrywka, aczkolwiek niektórzy nie byli zachwyceni „prostymi i nudnymi trasami” po zwariowanych i dzięki temu ekscytujących torach z Mario Kart 8 (via The Verge). Największą bolączką gry okazały się bowiem mikropłatności. Po względnie zbalansowanej monetyzacji w Super Mario Run czy Fire Emblem Heroes nowe Mario Kart zdaje się być – zdaniem wielu – powrotem do najgorszych tradycji gier mobilnych.
Obecność lootboksów i rozmaitych przedmiotów do kupienia za walutę premium (rubiny) nie byłaby może zbyt dotkliwa, gdyby nie spore skąpstwo gry. O ile bowiem większość produkcji przynajmniej początkowo zarzuca nas prezentami, o tyle Mario Kart Tour od początku nie zasypuje nas bonusami na zachętę. Nie to jednak obrzydziło zabawę recenzentom. Czarę goryczy przelał Gold Pass, czyli tutejszy odpowiednik przepustki premium. Dzięki niej otrzymujemy dostęp do szybszego trybu gry 200cc, a za każde zwycięstwo zdobywamy cenniejsze nagrody: więcej rubinów, kierowców, pojazdów etc. Problem w tym, że za Gold Pass Nintendo życzy sobie… 4,99 dolarów miesięcznie (23,99 złotych). Pomijając nawet, że w skali roku daje to prawie 300 złotych, to za podobną kwotę możemy wykupić choćby Apple Arcade (dające nam dostęp do ponad 100 gier), nie mówiąc nawet o Nintendo Switch Online (oferujące zabawę sieciową oraz wciąż rosnącą kolekcję gier retro). Cena jest więc zupełnie nieadekwatna do wartości przepustki, zwłaszcza że mowa o tytule, w którym i bez tego nie brakuje mikropłatności.
Prócz tego krytycy zwracają uwagę, że tytuł nie oferuje choćby namiastki trybu multiplayer, a to przecież jedna z głównych atrakcji gier kartingowych w ogóle. W tej sytuacji, nawet jeśli sama rozgrywka potrafi być całkiem przyjemna, Mario Kart Tour to dla wielu plama na honorze kultowej serii i przykład tego, jak nie monetyzować produkcji mobilnych.