Kradzież pieniędzy, upokarzanie i samobiczowanie to tylko część nadużyć w studiu pomagającym przy AoE 4, The Last of Us i AC: Shadows. Ubisoft odpowiada na niepokojący raport
Crunch i toksyczni pracodawcy to częsty problem w branży gier, ale najwyraźniej zbyt rzadko zwraca się na to uwagę w przypadku outsourcingu.
Zwolnienia i toksyczne warunki pracy w branży gier to niewdzięczny temat, ale zwykle mocno nagłaśniany przez pokrzywdzonych pracowników (i media). Jednakże jeden z bardziej drastycznych przykładów karygodnego traktowania pracowników przeszedł w 2024 roku bez echa.
Większości graczy nazwa Brandoville raczej nic nie powie, ale nie są bynajmniej twórcy jakiegoś drobnego tytułu. Indonezyjski zespół był jednym z zewnętrznych studiów, które pomagały przy głośnych produkcjach: Age of Empires 4, Assassin’s Creed: Shadows czy The Last of Us: Part 1. W sierpniu zespół został zamknięty i głównie temu zawdzięczamy ostatnie doniesienia.
Crunch za oceanem
Prowadzący kanału People Make Games nie pierwszy raz dotarli to Christy Sydney, która przez 5 lat pracowała w indonezyjskim studiu. Grupa specjalizująca się w materiałach na temat zakulisowych perypetii branży gier już w 2021 roku udostępniła filmik o wiele mówiącym tytule: „Jak wydawcy gier kupują crunch za oceanem” („How Game Publishers Buy Crunch Overseas”).
W największym skrócie – ek\ipa skupiła się na kwestii zlecania produkcji niektórych elementów gry zewnętrznym studiom, czyli tzw. outsourcingu. Praktyka, sama w sobie powszechna i raczej nie karygodna, ma być niejako sposobem na – mówiąc dosadnie – zrzucenie nierealnych terminów i zadań na zespoły z Azji, m.in. Indonezji oraz Malezji.
Nieopłacane nadgodziny miały (czy też mają) być wymuszane w mniej lub bardziej subtelny sposób – głównie „motywacją” w formie groźby przejęcia projektu przez inne studio, które nie zaprząta sobie głowy takim „szczegółem”, jak dobro własnych pracowników. W zasadzie nie różniło się to przesadnie od tego, co słyszeliśmy o „crunchach” w europejskich i amerykańskich studiach – tyle że najwyraźniej zachodni wydawcy nie traktowali tego jako swój problem w przypadku azjatyckiego outsourcingu.
Pozytywne pranie mózgu
W materiale sprzed prawie 4 lat pojawiły się też wypowiedzi pracowników Brandoville (także byłych) – ale nie Christy Sydney, mimo że dotarła do niej grupa People Make Games. Ta bowiem miała wypowiadać się pozytywnie o swojej pracy – do czasu.
W nowym materiale Sydney przyznała, że była „mentalnie i fizycznie gnębiona” przez żonę prezesa Brandovile, Kwan Cherry Lai. To pod jej wpływem deweloperka była de facto zmuszona do napisania e-maila, który podyktowała jej Lai. To z kolei mialo wynikać z gróźb organizatorów konferencji External Development Summit (XDS), którzy po raporcie PMG z 2021 roku zamierzali wykluczyć Brandoville z udzialu w wydarzeniu.
Pozostali pracownicy bynajmniej nie byli zadowoleni po zobaczeniu filmiku Sydney, która – jak to ujęli rozmówcy PMG – była jedną z osób, którym Cherry Lai zafundowała „pranie mózgu”.
Dziel, rządź, zastraszaj i kradnij
Ta niechęć bynajmniej nie była efektem ubocznym. Z relacji Sydney wynika, że żona prezesa Brandoville celowo tworzyła podziały w studiu, rozpowszechniając plotki i mieszając się w życie osobiste pracowników. Ponoć miała ona tabelkę w Excelu ze swoimi „przyjaciółmi” – co jednak nie przeszkadzało Cherry Lai w krytykowaniu (delikatnie rzecz ujmując) nawet jej „ulubieńców”.
Inny pracownik, Caesarion Balthazar, opisał też, jak to Cherry Lai „pomagała” mu w kontrolowaniu jego „nawyków wydatkowych” (z czym faktycznie miał problem). Efekt był taki, że od tego czasu twórca nie kupił „praktycznie nic”, a po jego odejściu ze studia nie zwrócono mu funduszy, którymi zarządzała Cherry Lai – według jego wyliczeń co najmniej odpowiednika miesięcznej pensji. Ba, Balthazar miał wówczas zostać rozliczony za programy rozwojowe – mimo że nie pamięta, by rozpoczął którykolwiek z nich (nie mówiąc o ich ukończeniu).
Oczywiście są osoby, które winę zwalają głównie na Kena Lai, bo prezes w żaden sposób nie pohamował swojej żony. Jednakże inni pracownicy są bardziej wyrozumiali, uznając go za kolejną ofiarę Cherry Lai i stwierdzając, że cisza z jego strony wynika „ze strachu”.
Mikrozarządzanie pracownikami
O podobnej kontroli finansowej wspomniała Sydney. Cherry Lai miała jej wręcz powiedzieć, jakoby „wypłaty” pracownicy to tak naprawdę jej pieniądze, tylko „tymczasowo” przechowywane na koncie deweloperki.
Jeśli zastanawiacie sie, jakim cudem Sydney mogła być na tyle „skołowana”, by w takiej sytuacji wysłać pozytywny e-mail na temat pracodawcy: żona prezesa miała dbać o to, by jej pracownicy nie mieli głowy do przemyślenia swojej sytuacji, dosłownie mikrozarządzając całym ich czasem.
W przypadku Sydney objawiało się to wysyłaniem wiadomości o dosłownie każdej porze (czy godzinie), zmuszaniem do pisania i odczytywania narzuconych zdań po kilkaset razy, a nawet fizycznym znęcaniem się pokroju nakazywania jej obijania głowy o framugę. Do tego w trakcie wspomnianej konferencji XDS 2022 deweloperka przespała dosłownie kilka godzin w ciągu 4 dni, a to bynajmniej nie był jedyny raz, kiedy Cherry Lai niespecjalnie przejmowała się snem pracowników.
To tylko niektóre z informacji przekazanych przez Sydney i innych byłych pracowników Brandoville. Część z nich może wydawać się wręcz absurdalna, na przykład historia o pracownicy w ciąży, której Cherry Lai kazała przyjść do pracy, nawet gdy trafiła do szpitala i, później, gdy urodziła ponad 2 miesiące przed terminem i po 4 miesiącach jej dziecko zmarło.
Sęk w tym, że People Make Games uwzględnił niektóre z licznych materiałów dowodowych zebranych przez Sydney, włącznie z fragmentem filmiku pokazującym, jak obija sobie twarz, który kazała jej nagrać Cherry Lai.
„Jestem Christa Sydney. Bardzo przepraszam, ponieważ nie jestem pokorna i kłamię, wymyślałam wymówki. Jestem do bani, bo używałam dzisiaj lenistwa jako wymówki. Prawda jest taka, że jestem chciwa, samolubna i myślę w brudny i paskudny sposób.”Źródło: People Make Games.
„Jestem Christa Sydney. Bardzo przepraszam, ponieważ nie jestem pokorna i kłamię, wymyślałam wymówki. Jestem do bani, bo używałam dzisiaj lenistwa jako wymówki. Prawda jest taka, że jestem chciwa, samolubna i myślę w brudny i paskudny sposób.” Źródło: People Make Games.
„No viral, no justice”
Ta obfitość dowodów nie jest przypadkowa. Po bankructwie Brandoville Ken i Khwan Cherry Lai próbowali założyć nowy zespół LaiLai Studios i przekonali część dawnych pracowników do podążenia za nimi, w tym Sydney.
Jednakże w następnych tygodniach zachowanie Cherry Lai bynajmniej się nie poprawiło. Przeciwnie, to miał być jeden z najgorszych okresów, uwzględniający epizod, w którym Sydney została spoliczkowana na oczach innej pracownicy, zaś okulary, które jej spadły po tym ciosie, zostały rozdeptane. Nie wdając się w szczegóły: powód tego ataku miał być bardzo błachy, a w tym czasie Sydney była de facto jedyną osobą, która pozostała byłej szefowej.
Po kolejnym tego typu epizodzie Sydney wreszcie przejrzała na oczy, a w następnych tygodniach z pomocą rodziny zebrała materiały dowodzące fatalnego traktowania pracowników przez Cherry Lai. Jak wytłumaczono w filmiku, wiara w policję i system sprawiedliwości jest w Indonezji tak mała, że upowszechniło sie powiedzenie: „no viral, no justice”. Innymi słowy, jeśli chcesz domagać się zadośćuczynienia za swoje krzywdy, musisz wywołać burzę w mediach społecznościowych.
Co ciekawe, bezpośrednio zainteresowana miała odpisać grupie People Make Games w dość kuriozalny sposób. Raz, że podziękowała jej za zebranie dowodów crunchu, dwa – miała stwierdzić, że „dla niej jej część historii nie jest ważna, o ile jej zespół czuje się teraz dobrze i bezpiecznie”. Jednak Cherry Lai chyba szybko zmieniła zdanie i przestała odpisywać.
Dziwny komentarz szefowej i oświadczenie Ubisoftu
I rzeczywiście, sprawa odbiła się szerokim echem – ale tylko w Indonezji. Tak, zaowocowało to wszczęciem śledztwa, ale dość powiedzieć, że nawet osoby śledzące przypadki crunchu zapewne dopiero teraz usłyszały o całej sprawie. Do tego Ken i Kwan Cherry Lai mieli opuścić państwo i rzekomo obecnie przebywają w Hong Kongu.
Grupa People Make Games wskazuje tu na problem: choć outsourcing (także do krajów Azji) jest obecnie powszechny, to nie jest on traktowany jako istotna część procesu tworzenia gier i dla osób z Zachodu jest to „niekomfortowy” temat. W efekcie nawet osoby wyczulone na przypadki „toksycznych” środowisk pracy nie dostrzegły sprawy Brandoville, a dyskusje na jej temat nie wyszły poza południowowschodnią Azję (jak wskazuje PMG, o sprawie dopiero wrześniu doniósł jeden arytkuł serwisu The Gamer, który przeszedł niemal bez echa).
Dlatego właśnie PMG wróciła do tematu, który omówiła ledwie 4 lata temu – i najwyraźniej materiał odniósł pewien efekt. Ubisoft skomentował doniesienia na temat Brandoville, wyrażając swoje zaniepokojenie (via Eurogamer). Microsoft czy Naughty Dog jeszcze nie opublikowali podobnych oświadczeń.
Jesteśmy głęboko zaniepokojeni ostatnimi doniesieniami dotyczącymi Brandoville Studios. Zdecydowanie potępiamy wszelkie formy nadużyć, a nasze myśli są z poszkodowanymi pracownikami.
Oczywiście na razie to tylko słowa, ale umówmy się – to więcej, niż pojawiło się tej sprawie przez ostatni rok lub nawet 3 lata. Co udowadnia, że zasada „No viral, no justice” jest bardzo zasadna (nie żeby potrzebny był taki drastyczny dowód na prawdziwość tego powiedzenia).