Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 23 lipca 2024, 17:45

Kontrowersyjny dodatek do pierwszego Baldur’s Gate był lepszym RPG, niż to zapamiętaliśmy - wracamy do Siege of Dragonspear

Baldur’s Gate 3 dzieli i rządzi, ale nim Larian ponownie wprowadził na salony tę zasłużoną sagę RPG, był ktoś jeszcze... Beamdog zaserwował odświeżone wersje poprzednich części oraz dodatek do pierwszego Baldur’s Gate – który okazał się lepszy, niż zapamiętałem.

Źródło fot. Beamdog
i

Niektóre rzeczy po prostu nie są potrzebne – jak sportowy samochód z silnikiem malucha czy kolejny film o wielkiej małpie i jeszcze większym jaszczurze. Tylko... co z tego? Powstały i mogą przynieść frajdę tym, którzy zdecydują się dać im szansę. Czymś podobnym okazuje się Siege of Dragonspear, dodatek do pierwszego Baldur’s Gate, przygotowany przez Beamdoga 16 lat po premierze hitu BioWare.

Ekipa Trenta Ostera przez długi czas zajmowała się odświeżaniem klasyki Black Isle (Icewind Dale, Planescape: Torment) i BioWare (Baldur’s Gate i Baldur’s Gate 2), aż dostała pozwolenie na dopisanie swojego rozdziału do sagi o dzieciach Bhaala. Baldur’s Gate: Siege of Dragonspear po latach i na chłodno, po wygaszeniu kontrowersji i dram (o których zaraz) okazuje się sympatyczną grą dla miłośników RPG.

Ogniwo niepotrzebne...

Dzieło Beamdoga miało być „brakującym ogniwem trylogii” – czyli opowiadać o wydarzeniach, które doprowadziły do tego, iż dziecię Bhaala znalazło się w lochu Iona Irenicusa na początku Baldur’s Gate 2. Jeśli sięgacie po dodatek do „Baldura” właśnie dlatego – będziecie raczej zawiedzeni. Do historii, którą znamy z oryginalnych RPG na silniku Infinity, Siege of Dragonspear dopisuje naprawdę niewiele.

UWAGA!

Do zagrania w Siege of Dragonspear potrzebujecie również zainstalowanego Baldur’s Gate Enhanced Edition. Możecie zaimportować własną postać z podstawowej kampanii lub stworzyć nową i wskoczyć od razu do dodatku.

Co ciekawe, polska wersja językowa (napisy) została przygotowana przez fanów i dodana do gry sporo po jej premierze; początkowo gracze musieli zadowolić się wersją angielską lub ręcznie wgrywać plik ze spolszczeniem (dzięki za info, zbayno!).

Dostarcza jednak sporo frajdy tym, którzy stęsknili się za oldskulowym, nieco topornym, izometrycznym RPG opartym na zasadach Advanced Dungeons & Dragons. Jeśli brakuje Wam tamtych klimatów i chcecie przeżyć jeszcze jedną przygodę ze swoim bohaterem oraz jego kompanami, zanim połowę z nich pokaleczy Irenicus – tu poczujecie się jak w domu. To taka poboczna odsłona tego cyklu, niemal spin-off, który tak naprawdę dopiero pod koniec dopływa do głównego nurtu przygód potomstwa Bhaala.

...ale to dalej porządny kawał „Baldura” i RPG

I wiecie co? Cieszę się, że coś tak nieracjonalnego powstało i możemy sobie w to zagrać (za grosze zresztą). Choć to przygoda nieco bardziej liniowa od „podstawki”, przez większość czasu bawiłem się naprawdę dobrze. Powiem więcej – dla mnie okazała się wartościowsza niż poboczne historyjki z Opowieści z Wybrzeża Mieczy (jakkolwiek dobre by nie były). Ma rozmach, tempo, ikrę i trochę rysu tragicznego, bo przecież w żyłach naszego bohatera, jak bardzo by się z losem nie szarpał, płynie krew jednego z podlejszych bogów Zapomnianych Krain.

Siege of Dragonspear rozpoczyna się niedługo po wykończeniu antagonisty pierwszego Baldur’s Gate. Nasz bohater (lub bohaterka) wzbudza w obywatelach Wrót mieszane uczucia. Z jednej stron to heros, który ocalił miasto i cały region, z drugiej – potomek Bhaala, boga mordu. To nie jest dziedzictwo, z którym łatwo żyć. Nie wspiera też trzymania zabójczych popędów w ryzach.

A jakby tego było mało, z północy maszeruje krucjata prowadzona przez aasimarkę Caelar Argent. Lśniąca Pani chce wyplenić z Wybrzeża Mieczy zło, także to reprezentowane przez dzieci Bhaala. Choćbyśmy nie chcieli, ponownie zbieramy drużynę i ruszamy razem z wojskami Wrót Baldura, by powstrzymać krzyżowców, zanim się rozhulają.

Infinity Engine robi co może.Baldur's Gate: Siege of Dragonspear, Beamdog, 2016.

Jak już się rzekło – to historia jakby trochę zbędna, ale czy zła? Otóż nie. Wcale. To kawał porządnej opowieści fantasy. Przedstawiono ją nieco nowocześniej i na jeszcze większym luzie niż fabułę pierwszego Baldur’s Gate, ale wpisuje się dobrze w poetykę serii. Wielu bohaterów – oraz nasza antagonistka Caelar – chowa w zanadrzu nieoczywiste motywacje, te zaś często prowadzą do naprawdę nieźle pomyślanych zwrotów akcji. Sam pościg za Caelar budzi naszą ciekawość. Kim ona tak naprawdę jest? Czego od nas chce i jakie właściwie są jej zamiary? Historia ładnie lawiruje między spektakularną (jak na Infinity Engine) batalistyką, przygodą i humorem a tonami bardziej mrocznymi i gorzkimi. Gra nie daje nam zapomnieć, kim jesteśmy oraz dokąd nas to może zaprowadzić.

Baldur’s Gate dawniej i dziś

Można się oczywiście czepiać, że to historia dość liniowa, która w zdecydowany sposób prowadzi pod tytułową twierdzę i na kurs kolizyjny z Lśniącą Panią. I rzeczywiście – mamy tu chyba nawet mniejszą swobodę poruszania się niż w Throne of Bhaal (gdzie przez pewien czas mogliśmy wybierać, w jakiej kolejności odwiedzamy „kochane” rodzeństwo). Mimo to znajdujemy chwilę, żeby poeksplorować poboczne miejscówki i odkryć trochę sekretów. Zresztą za cenę nieco ograniczonej swobody dostajemy sam fabularno-questowy konkret.

Ach, ten rozmach!Baldur's Gate: Siege of Dragonspear, Beamdog, 2016.

Dobrze przemyślano zadania oraz historie główne i poboczne. Wątki powiązane z kilkoma nowymi towarzyszami i postaciami drugoplanowymi zwyczajnie wciągają. Mało tu typowego „przynieś, podaj, pozamiataj”. Nawet sidequesty angażują emocjonalnie, bywają kreatywne i zabawne (od nieco upalonego maga dostajemy np. okulary, dzięki którym możemy zapolować na istoty z innego wymiaru), inne budują więź ze światem i bohaterami. Za nowymi towarzyszami stoją ciekawe tajemnice. Postawiłem na romans ze służbistką Schael Corwin – i się nie zawiodłem. Starcie między postawą „pani kapitan” a naszymi doświadczeniami tworzy całkiem ciekawą dynamikę. I dowodzi, że ludzie z Beamdoga potrafią pisać. W kontekście wszystkiego, co nasze dziecię Bhaala może w Siege of Dragonspear przeżyć – finał i epilog całkiem skutecznie odpalają spory ładunek emocjonalny.

Jest to pisanie odrobinę mniej baśniowe, nawiązujące do języka bardziej współczesnego, ale i tak pasuje do poetyki Baldur’s Gate i Dungeons & Dragons w ogóle. W końcu ta seria i system (a przynajmniej jego popularne uniwersa) to patchwork kulturowy, miks, w którym znajdzie się miejsce dla tak szalonych wątków i treści, że pod postacią magii da się przemycić nawet SF. To, że upalony mag rzuci do Ciebie „wiiiiickeeeed”, a Ty mu odpowiesz – dużo klimatu nie odbiera. Tym bardziej że kochane przez wszystkich Baldur’s Gate 2 też pozwalało sobie na dość współczesny slang i psoty.

Baldur’s Gate: Drama of Dragonspear

A te nieszczęsne dramy? Cóż, po premierze w 2016 roku wybiło szambo. Siege of Dragonspear odsądzano od czci i wiary za „promowanie SJW” i w ogóle zdradę baldurowego ducha (nie żeby David Gaider, pisarz i autor romansów do uwielbianego Baldur’s Gate 2, był gejem...).

Wtedy punktem zapalnym stało się to, że jedna kapłanka-handlarka opowiedziała nam o sobie. Okazało się, że przeszła magiczną korektę płci. Ta wstrętna „propaganda” była po prostu wypowiedzią, w której postać przedstawiała swoją historię. A to coś, co robiła spora część NPC w „Baldurze”. Jeszcze kilka innych person ma gdzieś tam wpisaną w życiorys np. biseksualność. No straszne. Kilka linijek tekstu w raptem paru miejscach rozpętało burzę, która urosła do niezdrowych rozmiarów.

Dziś można dodatek bez problemu ograć po polsku - choć nie zawsze tak było.Baldur's Gate: Siege of Dragonspear, Beamdog, 2016.

Nawet podnoszony wówczas argument, że to ponadczasowe fantasy i przez pokazywanie osób LGBTQ+ tę ponadczasowość traci – jest tezą trochę z odwłoka. Baśnie, legendy, mity często mniej lub bardziej pośrednio odzwierciedlały wrażliwość i ducha czasów, w których powstały i w których je opowiadano. Dzieła sztuki zawierały często ukryte przekazy o władcach czy nawet rywalach artystów. Ponadczasowe stawały się potem. Jeśli więc ktoś pokusił się o obecność mniejszości w swojej historii, może to po prostu oznaczać, że chciał, że taką miał fantazję, a nie, że Sweet Baby INC lub inny sztuczny korporacyjny twór czai się na nas w szafie.

Niemniej sprawa została rozdmuchana i zaszkodziła Siege of Dragonspear na tyle, że posypały się negatywne oceny, często niezasłużone. Jeśli widzicie zera i jedynki w agregatach ocen i zarzuty upolitycznienia oraz słabego pisarstwa – to pewnie właśnie dlatego. Co nie znaczy, że gra jest idealna i bez tej chryi stałaby się wielkim przebojem. Na to nie było szans.

Stare, ale jare

Siege of Dragonspear to prezent dla najbardziej niszowej niszy. Gra z 2016 roku, która wciąż wygląda jak produkcja z 2000 po małym liftingu i wsparciu współczesnymi udogodnieniami. Interludium dopisane do już istniejącej opowieści. Innymi słowy – to wciąż stare, dobre Baldur’s Gate: Enhanced Edition, gra piękna, ale już hermetyczna.

Rozgrywka toczy się tak jak w oryginałach. Zbieramy sześcioosobową drużynę, wszystko obsługujemy kliknięciami myszki, prowadzimy walkę w czasie rzeczywistym z aktywną pauzą. Oczywiście czeka nas sporo czytania dialogów i opisów. Dla kogoś takiego jak ja – to praktycznie wizyta w domu. Nawet jeśli dokonano drobnego przemeblowania, doskonale wiemy, gdzie co jest i do czego służy.

Spieszmy się kochać Khalida, tak szybko odchodzi w Baldur's Gate 2.Baldur's Gate: Siege of Dragonspear, Beamdog, 2016.

Starym wyjadaczom może spodobać się to, że Beamdog zwiększył skalę wydarzeń – uczestniczymy w starciach zrealizowanych z dużo większym rozmachem. Na ekranie znacznie częściej bije się nawet kilkadziesiąt postaci. Wiadomo, to tylko dwuwymiarowe ludziki okładające się bronią i czarami ze skąpymi animacjami, ale jednak skala robi swoje. Beamdog nie szczędził sił, by oddać klimat walki z krucjatą.

A że na poziomie, na którym startujemy w dodatku (około 7–9), posiadamy już trochę możliwości taktycznych (zaklęć, artefaktów i zdolności), potyczki, mimo dość statycznej grafiki, nie popadają w monotonię. Pewnie, czasem zdarza się problem ze starciami, bo nie wszystkie dobrze zbalansowano i niektóre okazują się dziwnie trudne i przegięte, ale i to da się obejść przy odrobinie cierpliwości.

Bohaterów możemy wylevelować do poziomu 10 lub 12 (zależnie od tego, ile klasa potrzebuje PD do awansu, ogólnie limit XP podniesiono do 500 tysięcy punktów). A to już zapewnia całkiem heroiczne doznania – tak jak i dość mocny sprzęt, który znajdujemy po drodze. Część artefaktów da się ponoć przenieść do Baldur’s Gate 2 Enhanced Edition wraz z importem postaci, ale nie sprawdzałem tej opcji, może kiedyś.

Sentymentalny obrazek

Jeśli ktoś, tak jak ja, lubi izometryczne ramoty, Siege of Dragonspear trafi w jego estetykę. Dostajemy tu jeszcze więcej ręcznie przygotowanych, dwuwymiarowych lokacji do eksploracji. Klimatem i kolorystyką są zawieszone gdzieś między sielskością tego, co widzieliśmy w „jedynce”, a niesamowitą feerią barw Baldur’s Gate 2 (gdzie mamy pełny przekrój – od absolutnego mroku po wielobarwne fajerwerki). To bardzo ładne lokacje pod względem estetycznym i klimat wprost wylewa się z ekranu. Ze dwie, niestety, cierpią na bolączki innego typu. Dla bajerów i nastroju poświęcono czytelność i funkcjonalność. Próby ich zrozumienia i poruszania się po okolicy – to była istna mordęga. Uważajcie na leśne ostępy. Reszta – daje radę.

Muzyka jest natomiast znakomita. Jeśli stęskniliście się za kompozycjami Michaela Hoeniga z Baldur’s Gate 1 i 2, niczego bliższego temu klimatowi niż motyw przewodni Siege of Dragonspear nie usłyszycie. Jest dziarski, przygodowy i zaczepny, zachęca, by przeć do przodu. A jednocześnie wita nas ciepło jak stary znajomy, jak rozradowani Minsc i Boo z pierwszego teasera dodatku.

Siege of Dragonspear potrafi wciągnąć, zauroczyć i zapewnić 25–40 godzin dobrej zabawy. O ile lubicie upudrowane starocie. Jeśli nie – darujcie sobie, to przygoda wyjęta ze środka innej historii. Jeżeli jednak tęsknicie za kopaniem tyłków w dobrej sprawie, za epoką big boxów, a te od starych „Baldurów” dumnie zdobią Wasze półki – dajcie szansę Siege of Dragonspear. Zwłaszcza gdy pominęliście tę grę ze względu na wszystkie afery i negatywne opinie. Możecie się, podobnie jak ja, pozytywnie zaskoczyć.

Hubert Sosnowski

Hubert Sosnowski

Do GRYOnline.pl dołączył w 2017 roku, jako autor tekstów o grach i filmach. Do 2023 roku szef działu filmowego i portalu Filmomaniak.pl. Pisania artykułów uczył się, pracując dla portalu Dzika Banda. Jego teksty publikowano na kawerna.pl, film.onet.pl, zwierciadlo.pl oraz w polskim Playboyu. Opublikował opowiadania w miesięczniku Science Fiction Fantasy i Horror oraz pierwszym tomie Antologii Wolsung. Żyje „kinem środka” i mięsistą rozrywką, ale nie pogardzi ani eksperymentami, ani Szybkimi i wściekłymi. W grach szuka przede wszystkim dobrej historii. Uwielbia Baldur's Gate 2, ale na widok Unreal Tournament, Dooma, czy dobrych wyścigów budzi się w nim dziecko. Rozmiłowany w szopach i thrash-metalu. Od 2012 roku gra i tworzy larpy, zarówno w ramach Białostockiego Klubu Larpowego Żywia, jak i komercyjne przedsięwzięcia w stylu Witcher School.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Grałeś/grałaś w Baldur's Gate: Siege of Dragonspear?

Tak!
41,2%
Nie, ale zamierzam zagrać.
37,8%
Nie!
20,9%
Zobacz inne ankiety