Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 23 czerwca 2023, 19:34

Forever Skies znowu mnie wciągnęło i znowu kazało czekać na nowy sezon zawartości

Forever Skies w wersji early access ma dużo więcej zawartości niż demo, ale i tak pozostawia niedosyt i każe czekać na więcej. Podróż futurystycznym sterowcem nad chmurą smogu i odkrywanie tajemnic tego świata wciąga bez reszty!

W poprzednim odcinku wrażeń z Forever Skies:

Po ocknięciu się w postapokaliptycznych ruinach, wśród wszechobecnego smogu o zapachu Krakowa, mój bohater przeskanował mnóstwo przedmiotów, podłapał jakiegoś wirusa, nauczył się, co można w tym świecie jeść i pić, a także zebrał tony surowców, by rozpocząć przygodę z craftingiem. W końcu udało się wybudować statek – futurystyczny sterowiec złożony z różnych modułów. A po zainstalowaniu turbiny można było nawet wzlecieć powyżej chmury smogu i zwiedzać dostępne platformy na ruinach drapaczy chmur, co zaczęło być bardzo wciągające, tylko że wtedy pojawił się napis: „Dziękujemy za zagranie w demo”…

Zostałem z uczuciem niedosytu i nadzieją na jakąś naprawdę wciągającą przygodę.

Aż do teraz!

Odkopany po roku, ciągle działa

Forever Skies – co mi się podobało:
  1. ciągłe wyznaczanie małych celów do osiągnięcia, a jednoczesne niemówienie wszystkiego o tym, co trzeba wykonać;
  2. intrygujące i na swój sposób oryginalne uniwersum gry oraz opowiadana w niej historia;
  3. swoboda eksploracji;
  4. rewelacyjna ścieżka dźwiękowa.
A co nie do końca:
  1. trochę za dużo „kopiuj-wklej” na platformach do zwiedzania;
  2. zbyt niska kara za zaniedbania survivalowe;
  3. brak szerszego widoku na projektowany statek.

Powrót do Forever Skies zaskoczył mnie ciągle działającym save’em sprzed niemal roku, który pozwalał kontynuować moją podróż. Mimo zapewne innego buildu i dużej aktualizacji danych wszystko zaczęło śmigać, jakby gra leżała nieruszana na dysku. Nie musiałem uczyć się od nowa podstaw, przechodzić jeszcze raz przez wstęp do fabuły i naukę zbierania surowców, a mój pokraczny statek czekał na mnie chyba w prawie takim samym stanie, jak ostatnio. W każdym razie trzeba było tylko dobudować mu turbinę, by móc ruszyć dalej ponad chmurę smogu, na eksplorację wystających platform, które pożegnały mnie ostatnio.

Mój statek to patodeweloperka

Ten akapit zapewne by nie powstał, gdybym nie widział parę dni wcześniej prezentacji Starfielda i jego budowania statków. Ujęło mnie tam, jak przemyślnie podeszli do tego twórcy, gdy kompletnie zmienia się widok kamery, a my możemy bawić się w kreatora modułów coraz większego kosmicznego krążownika. W Forever Skies budowa odbywa się poprzez widok FPP i montowanie każdej części niejako rękami. Ograniczona powierzchnia platform, na których można lądować i się poruszać, sprawia, że rzadko kiedy da się obejrzeć własny pojazd w pełnej krasie.

Dodając do tego konieczność farmienia surowców do wytworzenia każdego elementu statku i niecierpliwość, by ruszyć w drogę do kolejnego celu misji, wszystko to złożyło się u mnie na dość niechlujny projekt całości. Dokładałem tylko niezbędną ilość „podłogi” i instalowałem niezbędne moduły, gdzie popadnie. Ostatecznie wyszedł mi z tego twór przypominający krajowe mikrokawalerki do wynajęcia. W jednym malutkim pokoju były obok siebie urządzenia do sterowania statkiem, maszyna do craftingu, gotowania, uzdatniania wody, a obok, w sypialni, analizator wirusów i maszyna do prowadzenia badań. Ten moduł z kolei znajdował się tuż obok silnika, co powodowało, że z łóżka można było uzupełniać paliwo, a do tego wszystkie wyjścia skutecznie zacieniowane były turbinami do osiągania wyższego pułapu.

Oczywiście dużo w tym mojej winy i lenistwa, ale nie zmienia to faktu, że budowa statku w trybie FPP wymaga sporej gimnastyki w wyobraźni przestrzennej – przydałby się tutaj jakiś dodatkowy widok, choćby w formie podglądu na ekranie komputera pokładowego. Starfield trochę narobił mi smaka na zabawę w Boba Budowniczego i inżyniera od statków powietrznych w jednym.

Cała naprzód ku nowej przygodzie

Odkładając jednak na bok kwestię uroków spania w ciasnej klitce, przy silniku i maszynie do analizowania wirusów, przyznaję, że Forever Skies wciągnął mnie, a raczej wyciągnął – gdzieś dalej, poza chmurę smogu. Patrząc na czyste niebo, góry i ponury obraz tego, co stało się z cywilizacją, mogłem w końcu pozwiedzać w spokoju platformy przywołujące do siebie różnymi światłami. Ponownie wciągnęła mnie powolna, ale ciekawa rozgrywka, w której gra z jednej strony daje nam jakiś mały cel pośredni do zaliczenia, ale jednocześnie nie mówi o nim wszystkiego.

Tak było choćby z poleceniem zbadania komputera w szklarni, do czego konieczny był nóż. Aby go zrobić, trzeba było najpierw zdobyć różne surowce, co wiązało się z podróżami tu i tam, a za każdym razem sami wybieraliśmy sobie kierunek i cel lotu. Gra pozwala nam odczuwać dużą satysfakcję z każdego takiego drobnego osiągnięcia właśnie dzięki względnej wolności w poruszaniu się. Czuć tu niemal syndrom „jeszcze jednej platformy do lądowania” zamiast oklepanej „tury”.

W końcu głęboka eksploracja

Nowa wersja gry kryje też danie główne, czyli całkiem duży i złożony poziom, który przemierzamy już „pieszo”. Dodano tam ciekawą mechanikę ograniczonego zapasu tlenu, a my sami musimy odkryć, jak stopniowo wydłużać swój pobyt w niegościnnej strefie, co wiąże się też z koniecznością powrotu do statku, a nawet wykonania paru wypadów w teren, zależnie od stopnia posiadanych zapasów. Nowa lokacja składa się z sieci korytarzy i pomieszczeń, które – po wcześniejszych, dość prostych, platformach – eksploruje się z czystą ciekawością i przyjemnością.

W ekwipunku pojawia się pierwsza broń, czyli kusza, są wrogo nastawieni do nas przeciwnicy i dalszy ciąg podawanej w kawałkach historii, jednak szybko przekonujemy się, że to dopiero przedsmak tego, co będzie dodane do gry w przyszłości. W pewnym momencie znowu natrafiamy na „ścianę” informującą o braku dalszej fabuły, lecz na szczęście nie ma już ograniczenia czasowego – można w tym świecie spędzić tyle czasu, ile się chce. Ot, urok gier w early accessie…

Uroki wczesnego dostępu

Ja na pewno skorzystam z okazji, by wyremontować swój statek i doprowadzić go do stanu, gdy zacznie przypominać budżetową wersję USS Enterprise. Poza tym zostało mi sporo przedmiotów i surowców do stworzenia bądź dodania do bazy craftingowej maszyny, więc mam nadzieję, że jakoś wypełni mi to czas do kolejnej aktualizacji.

W Forever Skies oczywiście nie wszystko podobało mi się równie mocno, co powolna eksploracja z całą gamą różnych minicelów do osiągnięcia. Szybko zaczynają doskwierać identyczne w swoim wyglądzie i zawartości platformy do lądowania. Jest tylko kilka ich rodzajów i są one powrzucane metodą „kopiuj-wklej”, nawet jeśli różni się układ schodów i pomieszczeń. Zdecydowanie przydałoby się tutaj jakieś urozmaicenie i więcej bardziej zaskakujących lokacji niż wieża radiowa lub szklarnia. Nie wiem też, czy to ma być ostateczna wersja mechaniki, ale każdy zgon kończył się zwykłym respawnem na statku, co trochę wypaczało sens survivalowych mechanik – tu przydałaby się jakaś większa kara za zaniedbania w piciu, jedzeniu i leczeniu. Podróż windą w dół to z kolei ogromne spadki animacji – gra potrafi się w tym momencie nawet zawiesić na moment. Ale wspominałem przecież o urokach wczesnego dostępu.

Ja w każdym razie znowu dałem się wciągnąć w uniwersum, które wykreowało rodzime studio Far From Home. W świat, w którym można poczuć się jak ostatni człowiek na Ziemi, ale jednocześnie nie czuć osamotnienia ani nudy. To jedna z tych gier, która relaksuje niespieszną rozgrywką, a równocześnie ciągle przedstawia jakieś tajemnice do odkrycia i daje do zrozumienia, że nie zawsze będzie tak spokojnie – wkrótce pojawią się większe problemy niż brak świeżej wody do picia. Szkoda tylko, że znowu trzeba czekać…

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej