Diablo 4 musi być inne od Immortal. Inaczej to dla mnie smutny koniec serii
Activision Blizzard znowu to zrobiło. Diablo Immortal chce od nas wyciągać górę kasy, a ostatnie doniesienia wskazują, że ktoś od Diablo 4 może planować powtórkę z rozrywki. Obyśmy się mylili. Inaczej trzeba będzie powiedzieć tej serii „do widzenia”.
Niby człowiek wiedział, ale trochę się łudził. Tak naprawdę wszyscy przeczuwaliśmy, jakie będzie „Diablo Immoral”, przepraszam, Immortal. Chcieliśmy uwierzyć, że przez chwilę będzie lepiej. Że Activision Blizzard choć trochę powalczy o uznanie graczy, pewnie dla zysku i reputacji, ale zawsze. Tymczasem nie, mobilno-pecetowy twór pokazał prawdziwe oblicze bardzo szybko. Hybryda hack’n’slasha, MMO i kieszonkowego kasyna już przyniosła NetEase i Blizzardowi górę forsy. Ostatnie doniesienia o zatrudnieniach w związku z mikrotransakcjami nie wróżą dobrze Diablo 4.
I jeśli nasze obawy się potwierdzą, to ja wysiadam, pożegnam się z tą serią na dobre. A byłem bardzo tolerancyjny względem jej poprzednich odsłon, nawet jeśli na „trójkę” psioczyłem. Nie chcę się wypowiadać za innych graczy, każdy ma własne odczucia, ale jeżeli o mnie chodzi, to dobrze zrobione Diablo 4 jest ostatnią szansą, żebym pozostał przy tym cyklu. Bo sentyment do firmy straciłem już dawno i chyba nie tylko ja. Zapracowano sobie na to w pocie czoła.
Tak, w recenzji dałem Diablo Immortal 6,5/10. Widzicie, to jest bardzo dobra gra, potencjalnie naprawdę porządne Diablo, mimo uproszczeń. Przechodząc kampanię, nie licząc pauz na grind, bawiłem się świetnie, lepiej niż w podstawowej kampanii Diablo 3 przed wypuszczeniem Reaper of Souls. Normalnie Immortal dostałoby około ósemki, może nawet więcej, ale ekonomia mnie odrzuciła.
Sporo aspektów pay-to-progress odczułem na własnej skórze, a gdy wypuściliśmy już recenzję – okazało się, że wygląda to jeszcze gorzej, niż zdołałem dostrzec po tych 40–50 godzinach, które spędziłem w grze. Niektóre mechaniki wyciągające od nas kasę ukryto głęboko i trzeba zainwestować dużo czasu i pieniędzy w ten tytuł, żeby dowiedzieć się, że... tak naprawdę należy zainwestować ich jeszcze więcej. To z tym mam problem. To dlatego, że chciałbym się bawić tą grą. Wolałbym za nią zapłacić raz, pełną cenę, i cieszyć się kampanią oraz endgame’em, bo są fajnie zaprojektowane, nie licząc systemu progresji, ale – jak mawiają narciarze – „nie posmarujesz, nie pojedziesz”.
Diablo duże obawy
Nie zrozumcie mnie źle, oczywiste jest, że gry free-to-play muszą na siebie zarabiać. Wszyscy wiedzieliśmy, że w Diablo Immortal będą mikrotransakcje, pewnie te trochę ułatwiające rozgrywkę też. Zwłaszcza że to produkcja przygotowana na rynek azjatycki, gdzie inaczej się na to patrzy. W końcu wszyscy lubimy dostawać pieniążki za wykonaną pracę. Sęk w tym, że Activision Blizzard lubi je zdecydowanie za bardzo, nie od dziś, i znowu przegięło. Mikrotransakcje w tej grze to jakiś absurd. NetEase tak zmontowało Diablo Immortal, że aplikacja zmusza gracza do wyboru. Albo przez pół roku męczymy się, żeby doprowadzić postać do jakiego takiego stanu używalności, a rezultaty i tak nie będą oszałamiające, albo wydamy kilka tysięcy złotych. A gra bardzo do tego zachęca, oj zachęca, zwłaszcza w endgamie, ale i przebiegnięcie kampanii można sobie przyspieszyć, jeśli posmarujemy w sklepiku (inaczej czeka nas „pauza” między rozdziałami, bo kolejne etapy fabuły odblokowują się dopiero wtedy, gdy postać ma odpowiednio wysoki poziom).
Niektóre mikrotransakcje dałoby się zaakceptować. Zarówno te kosmetyczne, jak i mniej kosmetyczne. Ale Immortal, zwłaszcza po skończeniu fabuły, chce brać pieniądze za wszystko. Za dostęp do dodatkowych nagród. Za możliwość pogrania w bardziej dopakowanych wersjach riftów (podstawowa aktywność endgame’owa), za szybsze pozyskiwanie surowców. Za lepsze legendarne klejnoty, które są jednym z esencjonalnych składników dobrego buildu postaci.
Żeby to wszystko miało sens, można wydać i grube tysiące dolarów. Dziennikarze, youtuberzy, streamerzy i blogerzy prześcigają się w wyliczeniach, ile to tak naprawdę kosztuje i która ze składowych ekonomii jest najbardziej drapieżna. No ale mleko się rozlało. Może NetEase naprawi grę, jak już wszyscy się nachapią. Na razie jest to połączenie dobrej produkcji i krwiożerczego paździerza – możemy sobie wyć i tupać, ale hajs się im najwyraźniej zgadza.
Sam dotarłem do ściany, za którą już naprawdę trzeba płacić albo farmić nie wiadomo ile – pisałem o tym w recenzji. Mimo że tłuczenie mobów jest świetne, a jako gra Immortal ma trochę charakterku, to odechciało mi się, tak zwyczajnie i po prostu. Kocham tę serię, ale nie jestem ekonomicznym wielorybem, a nie chcę też w nieskończoność męczyć się z ledwie funkcjonującą postacią. I nie będę. Wy, droga firmo, się na coś zdecydowaliście, klient poszedł w swoją stronę. „Zdarza się”, jak pisał Kurt Vonnegut.
Mnie martwi co innego. I pół fandomu najwyraźniej również. Otóż, ostatnio pojawiła się oferta pracy sugerująca, że do Diablo 4 potrzebny będzie ktoś do zarządzania sklepikiem od mikrotransakcji. Niby nic nowego, Blizzard nie czaił się z faktem, że taki komponent w grze się pojawi, ale zarzekał się, że chodzi tylko o kosmetykę. Jeśli faktycznie tak będzie, to w porządku, kosmetyka mi lotto, gracze mogą sobie chodzić obwieszeni jak choinki (zwłaszcza że podczas wydarzeń fabularnych i tak nie będziemy ich raczej widzieć), to ich pieniądze. Takie mamy czasy, że gra za pełną cenę to trochę za mało, prawda? Powiedzmy, że jest to „tak jakby akceptowalny” poziom wyciągania kasy, mimo że to płatny tytuł. Niskie, ale do przeżycia, raczej nie popsuje nikomu zabawy.
Gotowanie żabki
Tyle że, drogi Blizzardzie, Immortal nadwątliło te resztki zaufania, jakie mieliśmy do Ciebie po ogłoszeniu Diablo 4 i po ujrzeniu, jak świetnie ono wygląda. Boję się, że stosujesz technikę „gotowania żabki” (wrzuca się to biedne stworzenie na żywo do gara z wodą i podgrzewa bardzo powoli, stopniowo zwiększając płomień, aż dla żabki będzie za późno). Przesuwasz granicę po kawałku.
W Diablo 3 był to auction house. Odpowiadał na potrzeby graczy, bo wszyscy handlowali pokątnie, więc można to było jakoś zrozumieć (choć w połączeniu z pierwotnym, paździerzowym systemem lootu widać było, że chodzi o wymuszenie korzystania z tej usługi). Teraz, drodzy twórcy, poszliście na grubo w Diablo Immortal, które może i było skierowane na inny rynek, ale do nas też przyszło. Nawet nie pomyśleliście o mniej drapieżnym systemie monetyzacji, prawda? Idąc tym tropem i patrząc na reakcje graczy, nie tylko moją, zastanawiam się: co będzie dalej? Do czego posuniecie się przy Diablo 4?
Po ostatniej burzy Blizzard zarzeka się, że Diablo 4 będzie normalne pod względem monetyzacji, i ja bardzo chcę w to wierzyć. Naprawdę bardzo. Mam po prostu problem z tym, że firma ta wiele – również w związku z Diablo – obiecywała, a połowa z tych obietnic spełniana nie była. Albo tworzono poszczególne komponenty gry tak, by przynosiły dodatkowy zysk. Dlatego... na razie będę obserwował i uwierzę Blizzardowi, jak zobaczę gotową grę.
Wiecie, że jesteśmy przywiązani do tej serii, że owszem, możemy zrezygnować, ale jest to trudne, bo mamy mnóstwo wspomnień z Diablo 1, 2, nawet 3, a Diablo 4 zapowiada się naprawdę dobrze. Ale boimy się, że znowu nam to zrobicie. Znowu wypuścicie dobrą grę z toksyczną mechaniką, którą może po roku i fali krytyki łaskawie naprawicie (casus domu aukcyjnego się kłania). A może i nie, bo będziecie mieć nas tak w poważaniu, że po co się starać? Żabka już przecież prawie ugotowana. Oceny w serwisie Metacritic to dla księgowych chyba najmniej istotne cyfry w rozliczeniu, wliczone w koszta.
Tylko że żabka nie jest sama w tym garnuszku. I wiem, że jesteśmy dla Was od jakiegoś czasu jedynie cyferkami do wydojenia. Pamiętajcie jednak, że nawet mocno uzależnione od produktu cyferki w końcu się wypalają. I nie są osamotnione. Gracze rozmawiają, na Reddicie, nawet na tym przeklętym Twitterze, na streamach, a ci starożytni i na Facebooku. W końcu popełnicie błąd w manipulowaniu emocjami klienta (bo „społecznością” to nazywacie nas chyba tylko z grzeczności), już Wam się zdarzało, choć ludzie wracają, mimo że macie wiele grzechów na sumieniu. Ale któregoś razu błąd będzie zbyt duży – i nie wrócą, nie dlatego, że są tacy mądrzy i asertywni. Po prostu przyjdzie ktoś sprytniejszy, może będzie na początku drogi, więc jeszcze będzie miał resztki twórczych ideałów (wątpię, ale może) i czystą kartę. Zresztą, już się pojawiło paru pretendentów, z Path of Exile na czele.
Może wystarczą Wam gracze mobilni wtapiający kasę w Wasze produkty. Jeśli tak, to w porządku, nikt Was nie zmusza do liczenia się ze starymi marudami, które oczekują czegoś więcej. Które oczekują, że będziecie lepsi. Jeśli tak, to trudno. Każdy pójdzie w swoją stronę już na dobre, choć nie bez zawodu w sercu.
Jeśli jednak choć trochę Wam zależy, to raz, cholera, powstrzymajcie swoich księgowych i dostarczcie takie Diablo 4, na jakie wszyscy czekamy. Choćby z tymi przeklętymi skórkami, ale bez naciągania nas na dodatkowe aktywności. Mam szczerą nadzieję, że Microsoft – o słodka ironio – stanie nad Wami z batem i przytemperuje najbardziej niedorzeczne zabiegi. Po wszystkich przewałach z auction house’em, z mikropłatnościami w Diablo Immortal, z mydlanym stylem artystycznym Diablo 3 i po latach czekania – „czwórka” to jest to Diablo, na które zasługujemy. Diablo obiecane. Nie schrzańcie tego. Kasa będzie płynąć, ale kolejnej szansy na odzyskanie zaufania graczy może nie być.
OD AUTORA
Nie wszystkie gry Blizzarda są dla mnie jednakowo ważne, ale Diablo – akurat bardzo. „Dwójka” mocno spaczyła moje podejście do estetyki, muzyki, pieczołowitości przygotowania. To było doświadczenie formatywne dla dziesięcioletniego gracza. Diablo 3 po naprawie okazało się całkiem przyzwoitym klikaczem, mimo debilnej historii i słabego artstyle’u. O Immortal powiedzieliśmy już dość. I takich afer, w których Activision Blizzard testuje cierpliwość graczy, też mam już dość. Jeśli „czwórka” pójdzie tą drogą, to ja się pożegnam. Z bólem w sercu i sentymentem, ale jednak. Są lepsze sposoby na tracenie pieniędzy.
Chcecie ze mną o tym wszystkim pogadać? Zapraszam na Instagrama lub fanpage.