Czarne chmury nad twórcami serii Total War, winni mają być menadżerowie żądni zysku
Problemy serii Total War i jej twórców bynajmniej nie zaczęły się w tym lub w zeszłym roku. Najnowsze przecieki wskazują, że kierownictwo studia grało na zwiększenie wydatków graczy kosztem rozwoju cyklu.
Nie tylko Paradox Interactive ma problemy w tym roku. Studio Creative Assembly również mocno podpadło graczom i rzekomo zespół miały dotknąć duże zwolnienia. O tym, jak niewesoło wygląda sytuacja twórców serii Total War, świadczą anonimowe wypowiedzi byłych i obecnych pracowników firmy.
Rozmowy z deweloperami zatrudnionymi w brytyjskim studiu zaczęły pojawiać się w sieci zaraz po anulowaniu Hyenas i chłodnym przyjęciu oraz de facto porażce Total War: Pharaoh. Wielu z nich skontaktowało się z youtuberem Voloundem, ale również inne źródła zdobyły informacje na temat sytuacji w Creative Assembly. Część z nich zebrał prowadzący kanału Bellular News, który podsumował doniesienia we własnym materiale.
Zawczasu podkreślmy, że są to niepotwierdzone informacje, także podchodźcie do nich z dozą sceptycyzmu.
Total War, wycięta zawartość i dług technologiczny
Zacznijmy od tego, co wiemy nawet bez przecieków i plotek: gracze bynajmniej nie zaczęli narzekać na Creative Assembly dopiero teraz. Oprócz zarzutów o zbyt liczne i drogie DLC oraz brak dopracowania na premierę (brzmi znajomo?), zwracali oni uwagę na brak innowacji i znaczących usprawnień w Total Warach z ostatnich lat, jak również brak zupełnie nowych projektów, tj. takich, które nie są kolejnymi odsłonami strategicznego cyklu.
Jak wynika z materiałów Volounda oraz wywiadu z Balintem Marczinem (który brał udział w pracach na dwiema pierwszymi grami z podcyklu TW: Warhammer), brak nowinek nie wynikał z braku pomysłów. Trzeci Warhammer miał otrzymać m.in. bardziej rozbudowane opcje gry wieloosobowej oraz malarza armii.
Jednakże większość z tych idei trafiła do kosza, wliczając w to bitwy morskie w Empire. Co może dziwić, bo podobno Creative Assembly jest najlepiej zarabiającym studiem należącym do firmy SEGA (po części dlatego, że zajmuje niszę w zasadzie bez konkurencji na rynku).
Ba, źródła Volounda twierdzą, że deweloper pracuje nad nowym silnikiem, który miałby ułatwić dodawanie nowych elementów (obecny engine pamięta czasy Rome 2 i jest na tyle „toporny”, że najwyraźniej może skutecznie zniechęcać twórców do eksperymentowania).
Tyle że prace nad nim stanęły de facto w miejscu, mimo że obecnie narzędzia studia nie tyle „mają dług technologiczny, co SĄ długiem technologiczny” (w największym skrócie: termin ten odnosi się do sytuacji, gdy firma korzysta z nieoptymalnych rozwiązań programistycznych w celu zaoszczędzenia na krótką metę).
Zysk na graczach kosztem rozwoju
Paradoksalnie właśnie ta pozycja CA ma być przyczyną kłopotów studia. SEGA miała bowiem wymagać, by nowy Total War ukazywał się co roku, koniecznie z porcją DLC.
- Otóż nad studiem niejako czuwa tzw. zespół marketingowy (ang. „branding team”), który jest odpowiedzialny za prezentowanie projektów studia wydawcy. Innymi słowy, to ta grupa decyduje, które pomysły trafią do produkcji.
- Sęk w tym, że ci „menadżerowie” mają – zdaniem rozmówców Volounda – zbyt duży wpływ na prace studia, sporządzając nawet „biblie”, czyli plany rozwoju projektu pokrywające cały „cykl życiowy” produkcji. Nie byłoby to ogromnym problemem, gdyby nie nacisk na podniesienie zysków poprzez zwiększenie „średnich wydatków na gracza” i realizowanie tego przez krótkoterminowe rozwiązania.
- W praktyce przejawiało się to ogromnym naciskiem na tworzenie DLC w formie „reskinów” starej zawartości oraz wspomnianym wydawaniem TW co roku. Tym samym pracownicy byli odciągani od innych zajęć (w tym rozwoju technologii studia).
Brak szacunku dla graczy?
Balint Marczin wspominał, że takie podejście to niejako przejaw braku szacunku Creative Assembly dla nabywców. Wtórowali mu rozmówcy Voulunda, bo choć sama idea DLC nie jest ich zdaniem zła, to studio miało ją wykorzystać w bardzo „cyniczny” sposób”. Niespecjalnie przejmowało się też opiniami graczy, w zasadzie ignorując ich uwagi.
Za głównego winowajcę uznawany jest Rob Bartholomew. Pomijając niepochlebne i niewiele mówiące uwagi rozmówców Volounda oraz jego opinię wśród fanów (vide serwis Reddit), podejście dyrektora marki Total War ma być kwintesencją problemów „branding team” w studiu. Bartholomew miał zjawiać się na spotkaniach firmowych, prezentując wykresy sprzedaży jako część argumentacji za wspomnianym zwiększaniem „średnich wydatków graczy” (czytaj: nagminne wydawanie DLC).
Jedno ze źródeł posunęło się wręcz do stwierdzenia, że „9/10” niepopularnych decyzji – w tym podwyżki cen DLC i umowy na wyłączność z Epic Games – „zawdzięczamy” właśnie Bartholomewowi i innym menadżerom zespołu marketingowego.
Jak uratować Creative Assembly
Paradoksalnie rzekome zwolnienia w studiu mogą, zdaniem źródeł Volounda, mieć pozytywny wpływ na sytuację studia. Zwłaszcza jeśli potwierdzą się plotki o zwolnieniu Roba Bartholomewa. Niestety, w towarzystwie około 40% pracowników Creative Assembly. Miejcie na uwadze, że na razie ta informacja od Volounda nie została oficjalnie potwierdzona (via Linkedin).
Byli pracownicy CA wskazują też na dwie inne okoliczności, które mogłyby poprawić sytuację w studiu:
- po pierwsze, konkurencja, choćby ze strony Paradox Interactive. Jeśli wierzyć źródłom Volounda, Creative Assembly obawiało się ekspansji wydawcy na grunt bitew w czasie rzeczywistym, co – biorąc pod uwagę ostatnie posunięcia Paradoxu – może być uzasadnione. Mocny rywal miałby być wielkim wstrząsem dla twórców Total Wara;
- po drugie, ostrzejsza reakcja społeczności. Część źródeł uważa, że gdyby fani wcześniej zareagowali na problemy serii tak jak w przypadku Pharaoh, być może już dawno zaszłyby pozytywne zmiany u dewelopera.
Podkreślmy raz jeszcze: powyższe informacje nie są w żaden sposób potwierdzone i nie należy ich traktować jako faktów. Wiarygodność Volounda będziemy mogli sprawdzić wkrótce – jeśli rzeczywiście Rob Martholomew rozstanie się z Creative Assembly.