Hit Steama, od którego się odbiłem. Card Shark to dziwna gra
Card Shark to gra pod każdym względem specyficzna i zdecydowanie nie dla wszystkich. Również nie dla mnie, ale nie przez fakt, że jest zła – wręcz przeciwnie!
Card Shark jest grą, w przypadku której subiektywna opinia nie powinna mieć w ogóle znaczenia, a przynajmniej nie za duże. Bo choć mnie osobiście ta pozycja zupełnie nie przypadła do gustu, trudno obiektywnie nie dostrzec jej licznych zalet, które dla innych mogą okazać się szczególnie atrakcyjne. Trochę się nawet zdziwiłem, bo jednym z moich ulubionych polskich filmów jest Wielki Szu z niezwykłą rolą Jana Nowickiego – opowieść o wyrafinowanym oszuście karcianym.
O ile jednak tego typu kanty dobrze się ogląda, tak przekonałem się, że znalezienie się po tej drugiej stronie – szulera – wymaga już specyficznego gustu i nastawienia. Card Shark pokazuje bowiem, jak w kartach oszukiwać. Tasujemy w taki sposób, by nasz partner dostał te dobre, a przeciwnik słabe, zaginamy je, by oznaczyć, podkładamy, podglądamy – to po prostu gra skupiająca się na cheatowaniu!
Zostało to wszystko ubrane w jakąś fabułę. Naszego bohatera poznajemy, gdy jest zwykłym chłopakiem na posyłki w karczmie, ale szybko staje się kompanem notorycznego złodzieja i oszusta, towarzysząc mu i aktywnie pomagając w kolejnych hazardowych partyjkach. Historia ta dzieje się w realiach osiemnastowiecznej Francji, a do stołu z kartami przychodzi nam zasiadać zarówno w podrzędnych spelunach, jak i na wersalskich salonach. I jak to w życiu szulera bywa, oszukiwanie nie zawsze kończy się sukcesem i pełną sakiewką. Czasem krewki przeciwnik może nas zastrzelić, zadźgać albo wtrącić do więzienia.
Rozgrywka, poza przeklikiwaniem się przez nieudźwiękowione dialogi, składa się generalnie z licznych minigier, które przekładają się na kolejne triki i oszustwa. Polegają one na dokonywaniu odpowiednich wyborów, zapamiętywaniu różnych sekwencji, czasem na wykonaniu jakiegoś quick time eventu. Wszystko dodatkowo odbywa się na czas, by przeciwnik nie zdążył odkryć, że jest robiony w konia.
Różnorodność i wykonywanie tych wszystkich sztuczek to największa zaleta gry, choć mam tu pewne zastrzeżenie. Nowe triki pojawiają się przez całą rozgrywkę, toteż nie ma miejsca na nudę i monotonię. Potrafią być długie i wieloetapowe, wymagając po drodze opanowania różnych zasad i czynności. Raz podglądamy karty odbijające się w polerowanym metalu, raz chwytamy kieliszek w pewien sposób, a kiedy indziej zginamy odpowiednio karty czy wysuwamy je odrobinę z talii.
Sztuczki nie dotyczą wyłącznie gry przy stole – uczymy się również oszukiwania przechodniów w „trzy karty” oraz typowo zręcznościowych rzeczy, jak chociażby rzucania kartami do celu. No i wierząc twórcom na słowo, są to autentyczne sposoby oszukiwania rywali przy karcianym stole – dla niektórych mogą mieć więc walory edukacyjne.
Ta autentyczność i skomplikowanie przekładają się jednak na parę mniej miłych kwestii. Niektóre mechaniki potrafią być naprawdę trudne i kłopotliwe w użyciu, a gra bardzo nierówno je tłumaczy. Część „cheatów” ma niezły samouczek, podczas gdy inne zalicza się trochę na ślepo. Gra niby coś wyjaśnia, by za chwilę dać ćwiczenie z nieco innym układem i niespecjalnie przydaje się tu wcześniejsza instrukcja. A dostępny skrót ze wskazówkami jest lakoniczny i generalnie bezużyteczny.
Do tego dochodzi niemożność zakończenia dodatkowego treningu bez wykonania ćwiczenia z sukcesem oraz nieco ograniczone opcje sterowania. Twórcy mają też tendencję do niewracania do nauczanych wcześniej trików, przez co czasem można utknąć gdzieś na końcu wieloetapowego oszustwa, dopóki jakimś cudem nie przypomnimy sobie lub nie wpadniemy na wymagane czynności.
Na szczęście kłopoty z samouczkami nie są aż tak dotkliwe w samej fabule. Możemy bowiem wybrać poziom trudności kampanii. Na najłatwiejszym gra oferuje opcję pominięcia przegrywanej ciągle partii i automatycznego pójścia naprzód, natomiast na najtrudniejszym jest permadeath, a więc definitywny koniec zabawy w przypadku złej decyzji i utraty życia. A normalnie czeka nas pomysłowa sekwencja pozwalająca albo wykupić się u samej Śmierci w zaświatach, albo zagrać z nią w karty o swoje życie!
Card Shark można jeszcze pochwalić za oprawę audiowizualną, choć podobnie jak rozgrywka ona również jest bardzo specyficzna. Fakt, wygląda dobrze, ale to nie oznacza, że każdemu będzie się podobać. Widać, że w ręcznie malowane tła oraz charakterystyczne animacje włożono mnóstwo pracy i talentu, tylko taki styl artystyczny akurat mnie osobiście niespecjalnie urzekł. Podobnie jest z barokową muzyką rozbrzmiewającą w tle, której nie jestem wielkim fanem – ale to moje bardzo subiektywne odczucia.
Moja niechęć do Card Sharka wynika chyba głównie z tego, że nie cierpię grania w karty – swoją przygodę z nimi zakończyłem na grze w wojnę i makao w podstawówce. Nie mam też duszy osoby chętnej do kantowania podczas rozgrywki, dlatego nie pociągało mnie odkrywanie kolejnych sztuczek oszustów mimo tego, jak dobrze oglądało się różne „marychy” w Wielkim Szu. Nie przepadam również za realiami historycznymi Francji z XVIII wieku.
Gdybym dostał grę o zbliżonej tematyce, ale stawiającą na inny styl, przypominającą raczej filmy Ocean’s Eleven czy Kasyno, myślę, że wciągnąłbym się o wiele bardziej. Card Shark pozostaje jednak specyficzną pozycją. Dobrą, w której widać mnóstwo włożonej pracy i pasji, jednak zdecydowanie nie dla wszystkich, a jedynie dla wybranych, lubiących wysoki poziom trudności, karty i francuskie klimaty.
Moja opinia o grze Card Shark
PLUSY:
- specyficzna i oryginalna tematyka jak na grę komputerową;
- pomysłowe przeniesienie mechanik karcianych oszustw do gry;
- sporo różnorodnych strategii do wyuczenia – do końca zabawy pojawia się coś nowego;
- starannie wykonana oprawa audiowizualna o specyficznym stylu;
- wysoki poziom trudności…
MINUSY:
- …który może działać również odpychająco;
- nie wszystkie mechaniki (sztuczki) są równie dobrze tłumaczone;
- można utknąć w pętli nieudanych sekwencji podczas ćwiczenia jakieś strategii;
- zdecydowanie nie dla każdego.
OCENA KOŃCOWA: 7,5/10