Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Mario Golf: Super Rush Recenzja gry

Recenzja gry 24 czerwca 2021, 16:00

Recenzja Mario Golf: Super Rush - golf, jakiego jeszcze nie widzieliście

Nowa odsłona Mario Golf wprowadza zaskakująco dużo świeżości do gry w golfa i daje sporo frajdy, choć w pewnych aspektach rozczarowuje.

Recenzja powstała na bazie wersji Switch.

PLUSY:
  1. sterowanie jest bardzo przyjemne i łatwe do opanowania;
  2. mimo prostoty sterowania, rozgrywka skrywa satysfakcjonującą głębię;
  3. Speed Golf i Battle Golf to świetne, innowacyjne tryby zabawy;
  4. pola golfowe są różnorodne i ciekawe;
  5. zabawa we dwie osoby jest niesamowicie udana…
MINUSY:
  1. ale już opcje gry we cztery osoby są rozczarowująco okrojone.
  2. tylko dwa pola dostępne w trybie Battle Golf to za mało;
  3. kampania fabularna jest mało ciekawa, a momentami też frustrująca;
  4. udźwiękowienie trybu fabularnego jest wyjątkowo irytujące.

Golf nie wydaje się skrywać w sobie takiego potencjału na porywanie tłumów jak piłka nożna czy boks, ale mimo to w świecie gier wideo adaptacje tego sportu radzą sobie bardzo dobrze. 2K Sports rozwija poważne symulatory PGA Tour (nie mylić z sygnowanym głównie przez Tigera Woodsa PGA Tour tworzonym przez EA Sports, którego ostatnia odsłona ukazała się w 2015 roku i kolejnych nie widać), dzięki dobrodziejstwom technologii VR nową energię zyskała seria Everybody’s Golf od Sony, a twórcy niezależni dali nam w ostatnich latach m.in. zabawne What The Golf? czy hybrydę golfa z grą fabularną Golf Story.

Do tego grona w końcu zdecydowało się powrócić również Nintendo, rozbudowując arsenał dostępnych tylko na Switchu tytułów o pierwszą od 2014 roku odsłonę cyklu Mario Golf. Japończycy kuszą nie tylko wykorzystaniem popularnych postaci, ale również pełnoprawną kampanią fabularną oraz szeregiem nietypowych wariantów zabawy, zmieniających poważną wydawałoby się dyscyplinę sportową w pełną radości grę imprezową. Raz jeszcze udaje im się stworzyć solidną, spełniającą większość oczekiwań produkcję, choć niepozbawioną kilku wad – i przede wszystkim zbyt drogo wycenioną.

Postacie różnią się od siebie nie tylko wyglądem i animacjami.

Od amatora do zbawiciela

Niech Was wzmianka o trybie fabularnym nie zwiedzie – Mario Golf: Super Rush to gra imprezowa, nastawiona przede wszystkim na wspólną zabawę ze znajomymi, najlepiej przed jedną konsolą. Mając dwa joycony i spragnione wrażeń towarzystwo spędzicie z tą produkcją kilka całkiem przyjemnych wieczorów. Bez tych atrybutów sprzętowych i socjalnych pozostaje kampania, która starcza na ledwie kilka godzin, początkowo strasznie się dłuży, potrafi zirytować mocno nierównym poziomem trudności… i mimo tej niepochlebnej wyliczanki ostatecznie sprawdza się całkiem nieźle w roli rozbudowanego samouczka uczącego nas zarówno podstaw, jak i większości bardziej zaawansowanych aspektów uderzania kijem w piłkę.

Zabawę zaczynamy od stworzenia własnego awatara Mii, którym to przejdziemy drogę od golfowego amatora do… zbawcy świata – Nintendo doszło do wniosku, że zwykłe osiągnięcie jakiegoś tam tytułu mistrzowskiego to za mała i nieciekawa stawka. Następnie trafiamy do sieci kolorowych, połączonych ze sobą lokacji, w których kolejne postacie niezależne zlecają nam zadania. Ten niby-otwarty świat został tu wciśnięty mocno na siłę i gra niespecjalnie realizuje jego potencjał – wielka strzałka zawsze prowadzi nas precyzyjnie od jednego celu do kolejnego, a jedyne opcjonalne aktywności, jakim możemy się oddać, to rozmowy z mieszkańcami (którzy co do zasady nie mają nic ciekawego do powiedzenia) albo korzystanie ze sklepików z akcesoriami. Ostatecznie aspekt przygodowy okazuje się więc jedynie mało angażującym zapychaczem między właściwą grą.

Za sukcesy i porażki w trybie fabularnym otrzymujemy punkty doświadczenia, dzięki którym stopniowo zmieniamy swojego zawodnika z amatora w zbawiciela świata.

Oprócz standardowych rozgrywek, w trybie fabularnym trafiają się również nietypowe wyzwania.

Jak już wspomniałem, początkowo stawiane przed nami wyzwania nie są szczególnie absorbujące – a to uczymy się absolutnych podstaw machania kijem, a to rozgrywamy po kilka dołków standardowej wariacji golfa. Pierwszą godzinę gry trzeba zagryźć zęby i się przemęczyć – potem robi się ciekawiej. Zaznajamiamy się z mniej oczywistymi technikami strzelania, mierzymy z nietypowymi przeszkodami utrudniającymi rozgrywkę, testujemy różne tryby zabawy, a nawet walczymy z bossami.

Ta różnorodność niestety nie została solidnie zbalansowana – przez większość przeciwności losu przebijałem się jak burza, by mniej więcej w 1/3 gry trafić na szczególnie irytujące i nieprzemyślane wyzwanie, przy którym wiecznie brakowało mi strzałów na jego ukończenie i utknąłem na dłużej. Gdy się z nim uporałem, znowu zrobiło się banalnie, by później jeszcze ze dwa razy znów jakiś nieprzemyślany albo niedokładnie wytłumaczony pomysł twórców na chwilę utrudniał zabawę. Mam wątpliwości, czy gdyby nie obowiązek recenzencki, starczyłoby mi cierpliwości na ukończenie całego trybu fabularnego.

W sklepiku kupimy nowe ubrania i kije, ale nawet jeśli zignorujemy kompletnie ten aspekt zabawy, to nic się nie stanie.

Zamykając kwestię trybu fabularnego muszę jeszcze wspomnieć o jego udźwiękowieniu. O ile towarzyszącej zabawie muzyce nie mam nic do zarzucenia, tak Nintendo tradycyjnie postanowiło przyoszczędzić na dubbingu i poszczególne postacie wyposażyć zaledwie w możliwość wypowiadania powtarzanych w kółko pojedynczych słów albo pomruków – właściwa treść ich wypowiedzi prezentowana jest wyłącznie w formie pisemnej. Niby nic nowego dla fanów „wielkiego N”, ale w tym wypadku wypowiadane w kółko te same słówka bardzo szybko stają się bardzo irytujące. To zresztą nie tylko moje zdanie:

Od „hey, hey!” miałem ochotę rzucić Switchem.

Adam Zechenter

Tryb fabularny całkiem nieźle uczy reguł zabawy – również tych bardziej zaawansowanych – i oferuje całkiem sporą różnorodność wyzwań, ale ze względu na męczący początek, irytujące udźwiękowienie i frustrujące momenty raczej nie będę wspominał go dobrze. Kilkugodzinną kampanię z powodzeniem można pominąć, skupiając się na głównej atrakcji Mario Golf: Super Rush – rozgrywce wieloosobowej.

Niepoważna zabawa na poważnie

Podstawowe reguły rozgrywki oraz sterowanie w najnowszym Mario Golf są bardzo proste do opanowania. W standardowym trybie zabawy wybieramy postać spośród kilkunastu dostępnych (oprócz Mario, księżniczki Peach czy Bowsera dostępnych jest też kilku mniej oczywistych zawodników – m.in. Pauline z Odyssey, król Bob-Omb czy Chargin’ Chuck) i staramy się zaliczać kolejne dołki jak najmniejszą liczbą strzałów.

Wymachy możemy wykonywać na dwa sposoby – tradycyjnie albo przy użyciu sterowania ruchowego. W drugim wariancie najpierw dobieramy kij i celujemy, następnie przyjmujemy odpowiednią postawę trzymając w ręce joycona, przytrzymujemy jeden przycisk i wykonujemy strzał – ot cała filozofia. Przy takim sterowaniu część zaawansowanych mechanik jest wyłączona, ale w zamian całość można opanować w dosłownie kilka sekund i od razu doskonale się bawić. Gra całkiem nieźle radzi sobie z wyłapywaniem naszych ruchów i przenoszeniem ich do wirtualnego świata, choć bywa mocno wyczulona – dłuższą chwilę zajęło mi wyczucie, jak wykonywać zamachy, by nie używać zbyt wiele siły i nie przestrzelić.

To nawet nie jest moja ostateczna forma!

Chociaż sterowanie ruchowe sprawdza się bez zarzutu, na dłuższą metę preferowałem tradycyjne granie przyciskami – głównie dlatego, że oferuje znacznie więcej możliwości. Tylko w tym wariancie skorzystamy z supermocy poszczególnych postaci, o wiele precyzyjniej wymierzymy również moc czy stopień podkręcenia piłki.

W tym wypadku uderzenie kijem również zaczynamy od wycelowania i doboru kija, po czym przystępujemy do właściwego strzału. Procedura jest bardzo prosta – po wciśnięciu odpowiedniego przycisku zaczyna ładować się pasek siły. Ponowne wciśnięcie strzału blokuje go na konkretnej – najlepiej takiej, jaką sobie życzyliśmy – wartości. W tym momencie wskaźnik zaczyna ładować się jeszcze raz, my zaś przesuwając gałkę analogową w różnych kierunkach możemy ustawić stopień podkręcenia. I to w zasadzie wszystko, czego potrzebujemy, by skutecznie grać w Mario Golf: Super Rush.

Całość jest łatwa do opanowania i przyjemna. A jeśli chcemy zaangażować się na poważnie, możemy zagłębić się w bardziej zaawansowane kwestie – supermoce i statystyki poszczególnych postaci, wpływający na zachowanie piłki wiatr, analizę nierówności terenu, różne typy strzałów. Choć gra nawet nie próbuje zbliżyć się do prawdziwego symulatora, skrywa w sobie więcej głębi niż to na pierwszy rzut oka widać i dzięki temu nie nudzi zbyt szybko nawet w podstawowym, turowym wariancie zabawy.

Kto pierwszy, ten lepszy

Dobrze wycelowany specjalny strzał potrafi wprowadzić sporo zamętu.

Wspomniany turowy wariant zabawy, przytomnie zwany tu Standard Golf, jest najbardziej typową opcją grania w Mario Golf: Super Rush – i co tu dużo kryć, najmniej ciekawą dla każdego, kto wcześniej miał do czynienia z tego typu grami. Po kolei strzelamy do dołka, zawsze zaczyna osoba, której piłka znajduje się najdalej od celu – standard. Głównym urozmaiceniem są specjalne umiejętności postaci – raz na kilka dołków możemy odpalić super strzał, który na przykład odrzuci wszystkie znajdujące się w pobliżu kule rywali albo zamieni je w znacznie trudniejsze w ujarzmieniu gwiazdki. Pewnym urozmaiceniem tego wariantu zabawy jest możliwość rezygnacji z tur i granie równocześnie, co nie wpływa znacząco na zasady rozgrywki, ale przyspiesza rozgrywkę i pozwala oszczędzić czas normalnie spędzony na obserwacji działań konkurentów.

Czasem więcej tu biegania niż uderzania.

Największą atrakcją Super Rush są dwa dodatkowe warianty zabawy – Speed Golf oraz Battle Golf. W tym pierwszym również nie ma żadnych tur i strzelamy równocześnie z rywalami, ale dodatkowo po każdym zamachnięciu musimy osobiście dobiec do naszej piłki, by móc wykonać kolejny ruch. Po drodze natomiast możemy wchodzić w paradę naszym konkurentom, zbierać ułatwiające nasze życie power-upy czy… niefortunnie spaść, co zmusi nas do marnowania czasu na szukanie drogi powrotnej. Finalny wynik natomiast bierze pod uwagę nie tylko naszą precyzję, ale przede wszystkim czas, stąd często zamiast zużywać celne sekundy, dokładnie mierzyć i analizować sytuację, bardziej opłaca się strzelać na oślep i liczyć na fuksa. To zupełnie nowy rodzaj golfa, o wiele bardziej dynamiczny i sprawdzający się fantastycznie podczas gry ze znajomymi – emocje są tu o wiele większe niż przy standardowej zabawie.

Battle Golf to golf wymyślony na nowo!

Battle Golf to natomiast wariacja na temat Speed Golfa, w której również po każdym strzale musimy biec do piłki, ale tym razem nie gramy wszyscy do jednego dołka – na polu rozmieszczonych jest dziewięć dziur i to od nas tylko zależy, na której się skupimy. Każda z nich jest jednorazowa, więc bicie się o tą samą jest wręcz niewskazane – jeśli ktoś nas ubiegnie, to straciliśmy tylko cenny czas. Docelowo wygrywa pierwszy gracz, który uzbiera trzy trafienia, stąd im bliżej końca i mniej dostępnych dołków, tym walka robi się coraz bardziej zażarta. Pod pozornym totalnym chaosem panującym podczas zabawy skrywa się konieczność dokładnego planowania działań i obserwacji ruchów oponentów, co szybko uczyniło Battle Golf moim ulubionym trybem zabawy. Szkoda, że na jego potrzeby przygotowano tylko dwa pola golfowe.

Po całym świecie

Właśnie – pola golfowe. W trybie Standard Golf i Speed Golf do naszej dyspozycji oddano sześć różnorodnych lokacji, każda po osiemnaście dołków. O ile pierwsze dwie to dość standardowe środowiska, tak im dalej w las, tym robi się ciekawiej. Mamy tu wypełnioną trąbami powietrznymi (wbrew pozorom – ułatwiającymi, a nie utrudniającymi grę) lokację rozmieszczoną na klifach skalnych, gdzie nierozważny strzał może ulokować nas nawet kilkanaście metrów poniżej celu i mocno utrudnić życie. Jest lokacja opanowana przez burze, gdzie nie możemy strzelać zbyt mocno, gdyż ściągnie to na nas pioruny. Na pustyni czekają liczni przeciwnicy. Wreszcie, w królestwie Bowsera musimy mieć się na baczności, by nie trafić piłką w lawę.

Pierwsze pola golfowe są dość standardowe.

Pola są bardzo ciekawe, różnorodne i oferują liczne wyzwania. Z tego też względu ubolewam, że nie możemy na nich grać w trybie Battle Golf – tam jesteśmy ograniczeni do dwóch specjalnie przygotowanych na potrzeby tego wariantu map. Również ciekawych i różnorodnych, ale zdecydowanie chciałoby się ich więcej.

Na szczęście istnieje spora szansa na to, że faktycznie będzie ich więcej. Nintendo zapowiedziało, że Mario Golf: Super Rush będzie wspierane darmową zawartością, na jednym ze zwiastunów widać nawet, że do gry zmierza niedostępne aktualnie pole golfowe ulokowane w mieście znanym z Super Mario Odyssey. Mam nadzieję, że za sprawą tych aktualizacji tryb Battle Golf również doczeka się większej miłości i różnorodności – zdecydowanie na to zasługuje.

Królestwo Bowsera to najniebezpieczniejsze i najciekawsze z pól dostępnych w grze.

Razem… mniej raźnie?

Pierwsze dni z nowym Mario Golf upłynęły mi głównie na niespecjalnie emocjonującym (pomijając te najbardziej frustrujące momenty) obcowaniu z trybem fabularnym i świetnej zabawie z partnerką w trybie podzielonego ekranu. Najwięcej obiecywałem sobie jednak po zabawie czteroosobowej. Gdy więc w końcu odwiedzili mnie znajomi ze swoim kompletem joyconów i odpaliliśmy grę… rozczarowaniu nie było końca.

Najwięcej frajdy Mario Golf sprawia, gdy gramy w niego we dwie osoby.

Z jakiegoś powodu Nintendo zdecydowało, że gra nie będzie obsługiwać podzielonego ekranu dla czterech graczy – taki wariant zabawy przewiduje maksymalnie dwoje graczy. We czwórkę przed jednym ekranem możemy bawić się tylko i wyłącznie w tradycyjnym, turowym golfie – o totalnym chaosie i emocjonujących bataliach Speed Golfa i Battle Golfa z trojgiem żywych towarzyszy możemy zapomnieć. Choć także w trybie Standard Golf bawiliśmy się nieźle, nie były to rozgrywki równie emocjonujące, jak nawet dwuosobowe starcia w czasie rzeczywistym. Uważam, że jest to bardzo duże niedopatrzenie, które zabija pełen drzemiący w Mario Golf: Super Rush potencjał.

W pełnym składzie z innymi graczami zabawić możemy się jedynie grając przez sieć, ale niestety, w wersji przedpremierowej serwery świeciły pustkami i nie udało mi się wypróbować tego wariantu zabawy.

Kolorowy świat

Wizualnie najnowszy Mario Golf prezentuje się bardzo okazale – całość utrzymana jest w typowym, kolorowym stylu znanym z wielu innych współczesnych gier sygnowanych imieniem najsłynniejszego hydraulika świata. Tradycyjnie dla gier Nintendo pochwalić można poziom dopracowania technicznego – podczas rozgrywki nie spotkałem się z żadnymi błędami czy artefaktami graficznymi. Złego słowa nie mogę powiedzieć również o ścieżce muzycznej, wypełnionej sympatycznymi nutami przygrywającymi nam w czasie zabawy (choć na całościowy odbiór warstwy dźwiękowej negatywnie wpływa wspomniany wcześniej, ograniczony i denerwujący dubbing trybu fabularnego).

Nie zadzieraj z małpą.

Całościowo Mario Golf: Super Rush to bardzo przyjemny, nietraktujący się poważnie symulator golfa, który udanie wprowadza innowacje do formuły, w której, wydawałoby się, nie da się już wiele wymyślić. Oferuje solidną porcję atrakcji, ładną oprawę i przemyślane mechaniki zabawy – bardzo łatwe do opanowania i jednocześnie oferujące zadowalającą porcję głębi.

Jednocześnie nie mogę jednak przymknąć uwagi na pewne braki – w tym zwłaszcza mocno ograniczony tryb gry czteroosobowej – przez które gra nie wydaje mi się warta pełnej ceny, jaką życzy sobie za nią Nintendo. Fani golfa mogą na Switchu zagrać w kosztującego o wiele mniej, a oferującego znacznie bogatszą kampanię fabularną Golf Story. Natomiast miłośnicy gier imprezowych mogą przebierać pośród całego wachlarza gier imprezowych, w które zagrają także we czwórkę. Powiedziałbym więc, że najlepiej byłoby wstrzymać się z zakupem Mario Golf: Super Rush do czasu większej obniżki cenowej… ale mówimy o grze Nintendo, więc taka równie dobrze może nie nadejść prędzej niż kolejna konsola „wielkiego N”.

O AUTORZE

W prawdziwego golfa grałem raz w życiu i więcej czasu niż na uderzaniu w piłkę spędziłem na szukaniu jej po tym, jak bardzo niefortunnie zaginęła w akcji. Zdecydowanie lepiej szło mi na wirtualnych polach Golf Story oraz Everybody’s Golf VR. Jestem dużym miłośnikiem lokalnych gier imprezowych i na Switchu chętnie grywam w takie tytuły jak Snipperclips, Ultimate Chicken Horse oraz Super Mario Party. Mario Golf: Super Rush do tego grona raczej na stałe nie dołączy, chyba że Nintendo w którejś z aktualizacji udostępni możliwość grania we cztery osoby w najciekawszych trybach gry. O grach i popkulturze często piszę na swoim Twitterze.

ZASTRZEŻENIE

Egzemplarz gry do recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od polskiego dystrybutora gry, firmy Conquest.

Michał Grygorcewicz

Michał Grygorcewicz

W GRYOnline.pl najpierw był współpracownikiem, w 2023 roku został szefem działu Produktów Płatnych, a od 2024 roku zarządza działem sprzedaży. Tworzy artykuły o grach od ponad dwudziestu lat. Zaczynał od amatorskich serwisów internetowych, które sam sobie kodował w HTML-u, potem trafiał do coraz większych portali. Z wykształcenia inżynier informatyk, ale zawsze bardziej go ciągnęło do pisania niż programowania i to z tym pierwszym postanowił związać swoją przyszłość. W grach przede wszystkim szuka opowieści, emocji i immersji, jakich nie jest w stanie dać inne medium – stąd wśród jego ulubionych tytułów dominują produkcje stawiające na narrację. Uważa, że NieR: Automata to najlepsza gra, jaka kiedykolwiek powstała.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Którego z braci wolisz?

43%
Mario
57%
Luigi'ego
Zobacz inne ankiety
Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi
Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi

Recenzja gry

EA Sports FC 25 dopracowuje sprawdzoną formułę, nie psuje zbyt wiele z tego, co dobrze działało, i dokłada od siebie kilka naprawdę fajnych nowości. Szkoda tylko, że stan techniczny wciąż pozostawia sporo do życzenia.

Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji
Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji

Recenzja gry

Wielki był mój smutek spowodowany tym, że po premierze Top Spina 4 w 2011 roku nie doczekałem się nigdy Top Spina 5 (a czekałem całe 13 lat). Dzisiaj zaś dostałem TopSpin 2K25 i… sam nie wiem, co o nim myśleć.

Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra
Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra

Recenzja gry

EA Sports FC 24 to duchowy spadkobierca serii FIFA, który na każdym kroku stara się podkreślać swoją odmienność od poprzednich odsłon serii. Nie jest to jednak rewolucja, EA Sports nie wywróciło gry do góry nogami – i dobrze.