autor: Paweł Woźniak
Koszmar i piekło – zabawa na całego. Zagrałem w Diablo 2 po raz pierwszy w 2019 r.
Spis treści
Koszmar i piekło – zabawa na całego
Niski stopień trudności był jedną z nielicznych rzeczy, która przeszkadzała mi w trakcie rozgrywki. I nie wiem, czy tak faktycznie miało być, ale jednocześnie cieszę się, że po odpaleniu poziomu określonego mianem „koszmar” gra stała się o wiele większym wyzwaniem. Już w pierwszym akcie zrozumiałem, iż będę musiał poświęcić więcej czasu zdobywaniu doświadczenia, pozyskiwaniu przedmiotów i ogólne szlifowaniu postaci. Jeśli wpadniecie na pomysł, żeby iść w moje ślady, uczcie się na moich błędach. To właśnie tego zabrakło mi najbardziej przy pierwszym przejściu. Czułem, że zebrane przeze mnie klejnoty i złoto były bezużyteczne, a rzadkie przedmioty, które wypadły z przeciwników w początkowych aktach, wystarczyły mi do końca rozgrywki. Obawiam się jedynie, że najzwyczajniej w świecie nie będzie chciało mi się drugi raz przedzierać przez to wszystko. W końcu czeka na mnie jeszcze tyle innych reprezentantów klasyki.
Fabuła, czyli jak w pojedynkę pokonałem zło na świecie
Bardzo podobały mi się klimatyczne przerywniki filmowe, które pomimo braku logiki w wydarzeniach ogląda się z zaciekawieniem. O dziurach fabularnych Diablo 2 nie będę się rozpisywać z prostego powodu – i tak nie zwracałem na nie większej uwagi. Szybko załapałem, że historia schodzi tu na dalszy plan, a słabo czytane dialogi (pomimo świetnie dobranych polskich głosów) zwyczajnie jakoś przebolałem. Ot, trafiamy do świata, któremu ponownie zagraża wielkie zło – i tylko my jesteśmy w stanie stawić mu czoła. W Diablo 2 nie wiemy nawet, kim jest nasz bohater i jak znalazł się w Obozowisku Łotrzyc, jednak nie przeszkadza to pozostałym postaciom w oddaniu losów świata w jego (nasze) ręce. I tak oto zabijamy coraz silniejsze demony, zdobywając przy tym sławę, pieniądze i uznanie kobiet (lub mężczyzn – co kto woli). Dzień jak co dzień.
Zlecane nam zadania sprowadzają się do udania się w wyznaczone miejsce, rozprawienia z hordą przeciwników i ewentualnego zabrania przedmiotu. I to jest w porządku. W końcu nie przyszedłem tu, aby poznać niesamowitą historię, która zostanie mi w pamięci do końca życia, tylko po to, żeby skopać tyłki paru wrednym demonom. Pamiętajcie jednak o tym, jeśli sami zdecydujecie się spróbować. To nie Wiedźmin.
Współczesne grzechy Diablo 2
W tym momencie chciałbym też wrócić do tego, co napisałem wcześniej – Diablo 2 nie jest dla każdego, a zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Sam nie jestem fanem hack’n’slashy i faktycznie bywały takie momenty, że bieg do konkretnego miejsca na mapie, bez większego celu zabijając po drodze wszystko, co się rusza, zaczynał mnie nużyć. Obawiam się, że zachęciwszy do tej produkcji współczesnego, typowego nastoletniego gracza, szybko usłyszymy: „Nuuuuda, włącz coś innego”. I to z bardzo błahego powodu.
Największą bolączką Diablo 2 był dla mnie fakt, że przez całą grę kompletnie nie czułem, żeby moja postać robiła się silniejsza. Na co mi były te wszystkie zebrane klejnoty, runy, stosy złota w schowku i Kostka Horadrimów, skoro ani razu z nich nie skorzystałem? Co lepszy przedmiot, który akurat wypadał z przeciwnika, zakładałem na siebie i szedłem tłuc demony dalej. W późniejszym etapie gry do handlarzy zaglądałem tylko po mikstury i zwoje, na klejnoty czy runy i tak już nie mając miejsca w schowku. Wszystko sprowadzało się do tego, że przez pierwsze dwa akty zbierałem każdą sztukę złota i cieszyłem się z każdego unikatowego przedmiotu jedynie po to, aby później okazało się, iż grę i tak skończyłem, nie przejmując się ekwipunkiem ani jego ulepszeniami (przypominam, używając laski z drugiego aktu!).
I tak, rozumiem, że to nie jest typowa gra RPG. Rozumiem też, że zebrane przez mnie przedmioty i złoto będą mieć większe znaczenie przy kolejnych przejściach (na poziomach „koszmar” i „piekło”), jednak szkoda, że za pierwszym razem jest to element praktycznie nic nieznaczący (nie każdy przecież będzie chciał kończyć grę znowu i znowu, żeby wreszcie zabawa zrobiła się satysfakcjonująca). Jestem przyzwyczajony do systemu progresji z obecnych tytułów, dzięki któremu poprzez ulepszanie ekwipunku lub też rozbudowane drzewka talentów czuję, że moja postać z każdą godziną spędzaną w grze staje się mocniejsza. I niestety – samo rozwijanie umiejętności w przypadku Diablo 2 mi nie wystarczyło.
Dziś do młodych najlepiej trafiają szybkie kolorowe gry sieciowe – Fortnite, League of Legends, Counter-Strike – które oferują systemy progresji (rangi, levele, przepustki sezonowe) i wynagradzają za spędzone z nimi godziny. Gry single player też się zmieniają. Współczesny gracz prędzej sięgnie po Wiedźmina 3 czy chociażby najnowsze God of War, w których pojawia się wszystko to, o czym napisałem wcześniej – ulepszanie/zmiana ekwipunku czy też zdobywanie nowych, przydatnych umiejętności, dzięki czemu jesteśmy w stanie stwierdzić, że nasz bohater po kilkunastu godzinach zyskał trochę na sile.
Pisząc o młodych ludziach, mam na myśli takich jak ja, którzy ze starszymi, klasycznymi tytułami nie mieli za wiele wspólnego i widzieli je tylko na screenach. I to wcale nie oznacza, że Diablo 2 jest grą złą. Po prostu zmieniły się standardy i teraz królują inne produkcje, o których za kilkanaście lat to ja będę mógł opowiadać swoim dzieciom.
Czy są na sali fani zabijania demonów?
Tych z Was, którzy nie mieli jeszcze okazji zagrać w Diablo 2, zachęcam do spróbowania. Raczej nie stanie się ono Waszą ulubioną grą, ale warto sprawdzić, czym zachwycano się dwie dekady temu. Ja nie żałuję tej wycieczki w przeszłość – pomimo niskiego poziomu trudności, problemów z płynnym odpaleniem gry na Windowsie 10 i miernych dialogów bawiłem się całkiem dobrze. I chociaż trzeciej części raczej już nie sprawdzę, z pewnością sięgnę po „czwórkę”, jak tylko ta się ukaże.
Ostatecznie cieszę się, że w końcu mogę zrozumieć ten fenomen. Niemniej przede mną jeszcze wiele innych klasycznych dzieł do przetestowania, więc jeśli macie jakieś swoje szczególne produkcje (do 2010 roku), które na zawsze skradły Wam serce, wspomnijcie o nich w komentarzach. Nie omieszkam ich wypróbować.