Z zakupem PS5 wstrzymam się rok lub dwa od premiery [OPINIA]
Schemat jest niezmiennie ten sam. Kto kupuje konsolę od razu w dniu jej debiutu, ten szybko przekonuje się, że nie ma na niej w co grać. Z PlayStation 5 pewnie będzie podobnie.
Spis treści
Za nami prawdopodobnie najważniejsza w tym roku konferencja związana z grami. Po wielu miesiącach oczekiwań Sony odsłoniło karty i pokazało gry, jakie zaproponuje w początkowym okresie życia PlayStation 5. Prezentacje takich tytułów jak Ratchet & Clank: Rift Apart, Gran Turismo 7, Horizon: Forbidden West czy Demon’s Souls miały pomóc graczom podjąć decyzję, czy pod koniec roku lepiej będzie postawić na drużynę niebieskich (Sony), czy zielonych (Microsoft). Zamiast tego utwierdziły mnie w przekonaniu, że przez lata zmieniło się mniej, niż można by oczekiwać, i najlepszy wybór to brak wyboru – nową konsolę lepiej będzie kupić nie wcześniej niż rok po jej premierze.
Kiepskie dobrego początki
Przy każdej, absolutnie każdej, konsoli Sony (i większości maszynek konkurencji też – z chlubnym wyjątkiem w postaci Switcha) sprawdza się jedna złota zasada. Kto kupił sprzęt tuż po jego debiucie, ten przez kolejne lata narzekał na forach, że nie ma na nim w co grać.
Pierwsze lata konsol to okres, w którym twórcy dopiero uczą się ujarzmiać nowe urządzenia, co mocno odbija się na ofercie gier. Tych wysokobudżetowych wychodzi mniej, niż byśmy chcieli, bo nowy sprzęt oznacza nowe problemy i opóźnienia. Większość z proponowanych wówczas pozycji to tytuły międzygeneracyjne dostępne też na poprzednich wersjach konsol – producenci third-party nie mają szczególnego interesu w wydawaniu swoich dzieł wyłącznie na urządzeniach z kilkumilionową bazą graczy, gdy w użytkowaniu wciąż są poprzednie maszyny z aktywną liczbą odbiorców idącą w dziesiątki milionów. Natomiast pierwsze gry na wyłączność, których zadaniem jest przyciągnięcie nas do nowych konsol, tak naprawdę zawodzą, okazując się ładnymi wydmuszkami, i dopiero kolejne fale „exów” przynoszą tytuły, które wspominamy latami.
Przyjrzyjmy się początkom konsol Sony. PlayStation 4, gdy debiutowało w Europie w listopadzie 2013 roku, oferowało niecałe trzydzieści tytułów, w tym piętnaście wydanych w pudełkach. Większość z nich była produkcjami cross-genowymi (m.in. Assassin’s Creed 4, Call of Duty: Ghosts, Battlefield 4, Injustice oraz sportówki EA) i kto miał PlayStation 3 czy Xboksa 360, mógł w nie spokojnie na nich zagrać.
W tym okresie dużymi exclusive’ami, dla których mieliśmy kupić PS4, były Killzone: Shadow Falls oraz Knack. Pierwsza z wymienionych stanowiła wręcz wzorcowy przykład typowego tytułu startowego – ładnie wyglądała i na tym jej zalety się kończyły, gdyż pod względem mechaniki wypadała poprawnie i nie oferowała niczego rewolucyjnego. Co się zaś tyczy Knacka, to okazał się największą wtopą artystyczną Sony w całej ósmej generacji. W pierwszych miesiącach panowania tej konsoli do dużych tytułów na wyłączność doszedł jeszcze inFamous: Second Son, przyjęty zdecydowanie cieplej od pozostałej dwójki, choć również nie oferował niczego nowego względem poprzednich odsłon serii (a moim prywatnym zdaniem był na ich tle absolutnym regresem i rozczarowaniem, choć w tej konkretnej opinii pozostaję w mniejszości). Oprócz ładnej grafiki, oczywiście.
To te trzy tytuły – jedna wtopa, jedna ładna wydmuszka i jedna realnie niezła zdaniem ogółu gra – były końmi pociągowymi konsoli nie tylko w czasie jej startu w listopadzie 2013, ale praktycznie przez cały 2014 rok. Dopiero w październiku dołączył do nich Driveclub, który jednak w dniu premiery okazał się katastrofą i komfortowe weń granie stało się możliwe dopiero w 2015 roku. The Order 1886 też miał pojawić się pod koniec 2014, ale został opóźniony – a gdy już w końcu trafił na rynek, i tak szału na nim nie zrobił. PlayStation 4 nabrało rozpędu dopiero w 2015 roku, gdy wyszły takie tytuły na wyłączność jak Bloodborne czy Until Dawn, a producenci zewnętrzni w końcu porzucili poprzednią generację i takie pozycje jak Wiedźmin 3 czy Mortal Kombat X przestały stać jedną nogą w dawnych czasach.
W przypadku PlayStation 3 pierwszymi „exami”, z którymi konsola ta wystartowała w Europie na początku 2007 roku, były niezła strzelanka Resistance: Fall of Men i bardzo dobre zręcznościowe wyścigi Motorstorm. Potem dostaliśmy jednak ledwie dobry slasher Heavenly Sword i katastrofalnie przyjęte Lair. Może z wyjątkiem Motorstorma marki te zostały pogrzebane zarówno przez Sony, jak i graczy, bo nie wyróżniały się niczym na tle konkurencji i zwyczajnie z nią przegrywały. Na dodatek ze względu na skomplikowaną architekturę sprzętu twórcy mieli spore problemy i wiele z pierwszych gier multiplatformowych wypadało na tej konsoli nie najlepiej. PlayStation 3 rozruszało się niecały rok po debiucie – pod koniec 2007, wraz z premierami świetnych Uncharted oraz Ratchet & Clank: Tools of Destruction.
Nawet PlayStation 2, konsola, którą dziś wspominamy jako sprzęt z kosmicznie dobrą biblioteką gier, potrzebowało ponad roku, nim zaczęły się na nim masowo pojawiać kultowe dziś odsłony cykli Final Fantasy, Metal Gear Solid, Gran Turismo czy Grand Theft Auto. Początki wyglądały natomiast tak jak na poniższym obrazku.
Co się zaś tyczy pierwszego PlayStation, to po prostu wymienię wszystkie tytuły startowe i pozwolę Wam odpowiedzieć sobie na pytanie, ile z nich cokolwiek Wam mówi, a ile kojarzycie akurat z PS1: Battle Arena Toshinden, ESPN Extreme Games, Kileak: The DNA Imperative, NBA JAM Tournament Edition, Power Serve 3D Tennis, The Raiden Project, Rayman, Ridge Racer, Street Fighter: The Movie, Total Eclipse Turbo.