Nowy Xbox rusza śladami PS4, ale zatrzymuje się w pół drogi
Microsoft mocno oparzył się w poprzedniej generacji i teraz wyciąga wnioski. Wczorajsza konferencja pokazuje jednak, że amerykański koncern w połowie drogi stanął i ruszył własną ścieżką.
Spis treści
Tzw. wojna konsol, choć słowo „wojna” to tylko dziennikarska przesada, jest procesem. Kiedy obserwuje się go wystarczająco długo, zaczyna się dostrzegać przyczyny i skutki. Obecna strategia Microsoftu wyraźnie kopiuje te elementy, które przyniosły sukces przeciwnikowi w poprzedniej rundzie. Amerykanie zatrzymali się jednak na tej ścieżce w pół drogi. Wydaje się, że nie bez powodu.
Pamiętacie obrosłą memami prezentację konsoli Xbox One? Przypomnę ją w skrócie: „telewizja, telewizja, oglądać telewizję, telewizja”. Rozumiem tamtą strategię. Ktoś w Microsofcie uznał, że to oczywiste, iż konsola będzie służyć do grania, więc chciano pokazać, że ich sprzęt potrafi więcej. Że będzie urządzeniem, które zapewni w typowym amerykańskim salonie wszystkie podstawowe rodzaje multimedialnej rozrywki. To ma swój sens.
Okazało się jednak, że Xbox One dysponował mniejszą mocą obliczeniową i oferował mniej dobrych gier, więc gracze postawili na PlayStation 4, które także odtwarzało filmy, a z czasem również udostępniło Netflixa, ale skupiało się na grach i graniu.
Gry i moc, głupcze
Na samym początku kończącej się generacji PS4 nie miało tak wielu udanych exclusive’ów jak dziś. Pamiętam jednak bardzo dobrze, jak w tamtym czasie pojawiały się newsy wyliczające, w jakich rozdzielczościach będą działać gry na nowych konsolach. Te porównania wypadały na korzyść PlayStation 4. Przykładowo Battlefield: Hardline na PS4 generował obraz w 900p, a na Xboksie One tylko w 720p. Oczywiście później taki obraz był skalowany do Full HD. Nawet Ryse Son of Rome, w momencie premiery dostępne tylko na Xboksie, działało w skalowanym 900p.
Dla graczy był to prosty sygnał: na rynku są dwie konsole w podobnej cenie, więc wezmę mocniejszą. Trudno się dziwić takiemu podejściu. A kiedy Sony zaczęło dodatkowo wypuszczać na swój sprzęt przebój za przebojem… Podsumowując, PS4 sprzedało się w ponad 110 milionach egzemplarzy. A Xbox? W pewnym momencie Microsoft uznał, że nie będzie się chwalić cyframi, co samo w sobie było, ujmijmy to dyplomatycznie, zejściem z ringu.
Nauka wyniesiona z lekcji
Microsoft wyciągnął wnioski, to widać. Pierwszym ruchem był Xbox One X. Amerykański koncern jeszcze w trakcie trwania obecnej generacji dał graczom kolejną konsolę, która kusiła surową, brutalną mocą. Czy ma to jakiś realny wpływ na gameplay? Nieszczególnie, ale gracze są trochę jak kierowcy, którzy stoją w korkach bajeranckimi samochodami z silnikami V8. Lubimy mieć moc pod maską. Nie znamy pełnych danych, niemniej niektóre doniesienia pozwalają wierzyć, że Xbox One X sprzedawał się dobrze, co może potwierdzać tezę z poprzedniego zdania.
Kolejnym krokiem było wsadzenie pod obudowę Xboksa Series X takich podzespołów, by mieć pewność, że nikt nie nazwie tej konsoli słabszą. Na papierze się to udało. Sprzęt Microsoftu ma więcej teraflopów na karcie graficznej, większy dysk, prawdopodobnie mocniejszy procesor. Lekcja odrobiona, muskuły naprężone. Możemy iść dalej.
Druga lekcja to gry. Wczoraj odbyła się prezentacja gier na Xboksa. Nie będę dyskutować o ich jakości, bo widzieliśmy trochę za mało, żeby oceniać. Nie sposób nie dostrzec jednak, że Microsoft nałożył nam na talerz więcej, niż jesteśmy w stanie zjeść. Po konferencji mam wrażenie potopu i myślę, że dokładnie taki efekt chciano uzyskać w dziale marketingu: „patrzcie, ile tego, mamy pełno gier, bo to konsola, a konsola służy do grania”.
Halo: Infinite, nowe Fable, Avowed Obsidianu, drugi S.T.A.L.K.E.R., Darktide, czyli taki Vermintide w uniwersum Warhammera 40K, Psychonuats 2, śliczne Everwild studia Rare, polskie Medium, State of Decay 3, kolejna Forza, Exomecha, klimatyczne Echo Generation. Zdecydowanie jest w czym wybierać i choć żadna z tych pozycji nie zrobiła na mnie wrażenia „wow”, w przynajmniej kilka z nich chętnie zagram.