Wiedźmin 4 bez Geralta to przepis na rozczarowanie
Nowy Wiedźmin? Super! Jaram się niczym stajnie w kasztelu Barona. Ale nowy Wiedźmin bez Geralta…? Dokąd zmierzasz, CD Projekcie RED?
Spis treści
Zapowiedź nowej gry RPG osadzonej w wiedźmińskim uniwersum z jednej strony mnie zaskoczyła, a z drugiej zachwyciła. Jeśli bowiem miałbym wybrać jeden wirtualny świat, do którego chciałbym powrócić w poszukiwaniu nowych przygód, byłyby to Królestwa Północy i/lub tereny z nimi sąsiadujące.
Istnieje jednak drobne ale – zmienna sprawiająca, iż mą początkową radość szybko przyćmił niepokój. Doskonale zdaję sobie sprawę, z czego to wynika. Wiem też, dlaczego mimo wszystko staram się – z marnym skutkiem – nie dopuszczać tej myśli do siebie. Po prostu mam cichą nadzieję, że moje obawy się nie sprawdzą i po raz kolejny będę mógł wcielić się w Geralta z Rivii.
Znajomość podszyta nostalgią
Czemu aż tak bardzo zależy mi, żeby to Biały Wilk okazał się protagonistą nowego Wiedźmina? Czy nie wolałbym, by „Redzi” udostępnili kreator postaci, w którym każdy gracz stworzy własnego zabójcę potworów? Cóż, ja swojego już mam – znamy się od lat, jak przysłowiowe łyse konie. Nic dziwnego, w końcu spędziliśmy razem setki godzin i przeżyliśmy niejedną przygodę – zarówno na kartach książek, jak i w trylogii CD Projektu RED. Czemu zatem miałbym chcieć grać kimś innym? Dla mnie Wiedźmin to w pięćdziesięciu procentach Geralt i nic ani nikt tego nie zmieni.
No chyba że CDPR skoncentruje się w nowej grze na innej postaci. W końcu rodzime studio już dawno temu sugerowało, że historia Rzeźnika z Blaviken została zamknięta i nie będzie on głównym bohaterem ewentualnej – choć teraz wypadałoby chyba napisać: nadchodzącej – kolejnej odsłony serii. Pytanie tylko: czy byłby to dobry ruch?
Bezpieczeństwo ponad wszystko
Ku twierdzącej na nie odpowiedzi paradoksalnie skłaniałem się bardziej w 2016 roku. Po dotarciu do finału dodatku Krew i wino oraz obejrzeniu swego rodzaju epilogu w Corvo Bianco rzeczywiście poczułem, że coś się skończyło. Zapytany, mógłbym wówczas odpowiedzieć, że tak – Geralt powinien przejść na zasłużoną emeryturę, pojawiając się w „czwórce” co najwyżej w roli epizodycznej.
Minęło jednak sześć lat, a CD Projektowi RED „przydarzył się” Cyberpunk 2077. Spokojnie, nie zamierzam pastwić się nad tą grą. Przywołałem ją z cyberprzestrzeni, by zaznaczyć, że przez całe zamieszanie, jakie spowodowała, „Redzi” potrzebują mocnego strzału i sprawdzonych rozwiązań. Słowem, pewniaka.
Stąd logiczna decyzja o powrocie do wiedźmińskiego uniwersum. Podobna przyczyna musi stać również za przesiadką na Unreal Engine 5 – technologia firmy Epic Games powinna zarówno być łatwiejsza w obsłudze niż REDengine, jak i oferować więcej możliwości. Autorski silnik CDPR sprawdził się w przypadku Wiedźmina 3, ale jego niedoskonałości wyszły na jaw przy produkcji Cyberpunka 2077. Jasne, można wierzyć, że kolejna próba okiełznania owej technologii przyniosłaby lepszy rezultat. Jej podjęcie wiązałoby się jednak z ryzykiem, na które „Redzi” nie mogą sobie pozwolić.
Bohater potrzebny od zaraz
Mamy więc powrót na dobrze znane deweloperowi terytorium i prawdopodobnie lepszy silnik. Upraszczając nieco całą sprawę, pozostaje „jedynie” stworzyć ciekawe postacie i fabułę. Pierwszy element jest w zasadzie gotowy – Geralt, Ciri, Yennefer, Jaskier, Triss, Lambert, Eskel, Regis czy Roche tylko czekają, aż ktoś ich obsadzi w nowej opowieści. Gracz musi ją jednak obserwować z czyjejś perspektywy. Pytanie: czyjej? Jeśli chodzi o mnie, postać bez historii odpada. Zresztą nie wyobrażam sobie fikołków fabularnych, które musieliby wykonać „Redzi”, by ot tak pozwolić nam stworzyć własnego wiedźmina. Zabójców potworów nie sieją, a i oni sami też się nie rodzą.
Granie jako Lambert, Eskel czy jakiś anonimowy mutant mogłoby zaś być interesujące, ale raczej przez krótki czas. Właśnie dlatego w Dzikim Gonie fajnie było przejąć kontrolę nad Ciri – bo robiliśmy to przez chwilę, w formie odskoczni od właściwej rozgrywki. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że z innymi wiedźminami byłoby podobnie i w końcu każdy gracz musiałby się zmierzyć z pytaniem: „Czemu muszę grać kolegą Geralta, a nie Geraltem, który gdzieś tam przecież jest?”.
TYLKO NIE CIRI
Skoro wspomniałem o Lwiątku z Cintry, pozwólcie, że wyjaśnię, czemu – przynajmniej w mojej opinii – dziedziczka Calanthe nie sprawdziłaby się w pierwszoplanowej roli. Będzie to krótki wywód, bo powody są w sumie tylko dwa.
Pierwszy z nich to moce dziewczyny. Teoretycznie dają jej one – w połączeniu z umiejętnością władania mieczem, rzecz jasna – ogromną przewagę w walce z potworami. W praktyce jednak „Redzi” musieliby pokombinować z balansem, co z kolei mogłoby odbić się na immersji.
Druga wątpliwość wynika z faktu, że Ciri jest wiedźminką tylko z nazwy. Nie przeszła Próby Traw, nie ma kocich oczu, nie może zażywać eliksirów. Jakieś umiejętności i drzewko rozwoju na pewno byśmy dostali, gdyby przyszło nam wejść w jej buty, ale – wybaczcie nieco seksistowski żart –czego ona miałaby się uczyć? Gotowania rosołu czy gry na lutni (sorry, Jaskier)? Oczywiście przesadzam, bo Geralt jest mistrzem miecza, który raczej nie specjalizuje się w gastronomii – więc o nim można by powiedzieć to samo – a w trzech dotychczasowych grach z serii jakoś go rozwijaliśmy. Nie chcę jednak kolejnej produkcji, w której nowa, pisana wielką literą „Umiejętność” okazuje się skromnym +5 do siły ataku. Wierzę również, że wiedźmin z krwi i kości – mimo wszystko – oferuje deweloperom większe pole do popisu.
Co zaś się tyczy Ciri, widziałbym dla niej inną, nie mniej ważną rolę (o czym za chwilę).