futurebeat.pl News Tech Mobile Gaming Nauka Moto Rozrywka Promocje

Technologie

Technologie 8 marca 2017, 15:12

Sceptyk zauważa plusy. Recenzja konsoli Nintendo Switch

Spis treści

Sceptyk zauważa plusy

Internetowy sklep Nintendo na razie ma dość ubogą zawartość. Źródło: Kotaku.

Kiedy tak narzekałem i narzekałem, złapałem się na tym, że po tym, jak na dobre zagościłem w świecie Hyrule, coraz więcej rzeczy zaczyna mi się podobać. Weźmy ekranik o wielkości, jak już wspominałem, 6,2 cala. Ma świetną jakość. Może to nie retina, ale wyświetlany na nim obraz wygląda o wiele lepiej niż na „padlecie” Wii U. Jest oczywiście dotykowy i fantastycznie responsywny. Do wygodnego korzystania nie wymaga rysika – mażemy po nim paluchem, czy to podczas podpinania pod naszą konsolę facebookowego lub twitterowego konta, czy przeglądania albumu z uchwyconymi w trakcie zabawy fotkami. Zdjęciami na razie można pochwalić się tym dwóm społecznościom. Albo przekopiować je na kartę SD.

Minimalistyczne menu działa znakomicie. Oferuje, przynajmniej na razie, jedynie możliwość utworzenia konta, podejrzenia newsów serwowanych przez wydawcę, zalogowania się do eShopu, obejrzenia cykniętych fotek, ustawienia kontrolerów i opcji systemowych oraz przełączania konsoli w stan uśpienia. Można ponarzekać, że brakuje przeglądarki internetowej, która rozszerzyłaby funkcjonalność maszyny, ale Nintendo działa rozsądnie, uważając, że takie sprawy nie są priorytetem. Że to jednak przydatna rzecz, przekonałem się kiedyś na wyjeździe, podczas którego jedynym urządzeniem potrafiącym połączyć mnie z cywilizowanym światem była przeglądarka w 3DS-ie.

W pudełku z konsolą znajdują się dwa Joy-Cony. Wspominałem już, że są bardzo solidnie wykonane, z fajnie działającymi gałkami analogowymi. Tu jednak zatrzymam się jeszcze na moment i postaram się popsuć nastrój narastającego entuzjazmu. Jak na moje dłonie kontrolery są trochę za małe, a nie mam specjalnie wielkich łapsk. Znajomi mówią, że są „średnio nieduże”. Specjalnie ich pytałem, z myślą o tym właśnie tekście. Padziki trzymane oddzielnie, bez wspomagania uchwytu, są więc dla mnie niezbyt wygodne. Ponadto żaden z nich nie ma tradycyjnego krzyżaka, co zemści się na graczu w najbliższej bijatyce. Na dodatek przycisk minusa został umieszczony tuż nad lewym analogiem i żeby z niego wygodnie korzystać, trzeba zsuwać paluch z „grzyba”.

W pudełku z konsolą znajdziemy także dwie nakładki na joy-cony pozwalające przymocować kontrolery do nadgarstków.

Joy-Cony można wpiąć w specjalny uchwyt, który także otrzymujemy przy zakupie konsoli. Po włożeniu w niego joyów całość wygląda jak psia mordka, ale ważniejsza od wyglądu jest wygoda. Ręce Azjaty macające psią mordkę będą zapewne w siódmym niebie, ale nieźle odżywiony Europejczyk trochę się z tym pomęczy. Przez cały czas ma się bowiem ochotę złapać plastik w dolnej części uchwytu i troszeczkę go rozepchnąć. Uchwyt mógłby być też nieco bardziej wypukły w tylnej części, bo całość trzyma się dziwnie płasko. To jednak detale i gdybym zamierzał poprzestać na grach niewymagających małpiej zręczności, pewnie taki kontroler w zupełności by mi wystarczył.

W bazie konsoli, będącej de facto jedynie ładowarką z portami I/O, znajdują się dwa wejścia USB 2.0 (z boku) i jedno USB 3.0, sprytnie ukryte za bardzo fajnie pomyślaną klapką. Tamże mieszczą się także wyjście HDMI oraz wejście USB-C, do którego podpinamy kabel zasilacza. Nie napisałem wcześniej, jaka myśl towarzyszyła mi przy pierwszym spojrzeniu na nowe dzieło Ninny. „Jakie to wszystko tycie, malutkie… śliczne”. Można postawić byle gdzie. Wszędzie się zmieści. Jaka miła odmiana po tych klocach konkurencji.

W obudowie konsoli znajdziemy przyciski odpowiadające za jej włączenie i regulację głośności, w dolnej części port na kabelek USB-C, co uważam za nie do końca wygodne, ale innej opcji, niestety, nie było. Boki są zarezerwowane na Joy-Cony, a kabelek od prądu podpinany od góry wyglądałby idiotycznie. Na górnej krawędzi jest za to jeszcze wejście słuchawkowe typu jack oraz slot na kartridże z grami. Chwalę Switcha szczególnie za owo wejście słuchawkowe, gdyż pamiętam, co uczyniono w New 3DS-ie XL, gdzie umieszczono je na dolnej krawędzi konsoli, przez co w przypadku moich słuchawek, wymagających dodatkowo zastosowania przejściówki z grubaśnego jacka, zabawa jest daleka od komfortowej. Tu za to zero problemów.

Nintendo Switch Pro Controller – pad, który można dokupić za ok. 300 zł, przypomina w konstrukcji lubiany kontroler od Xboksa. Wygodnie leży w ręce, jest solidnie wykonany i wytrzymuje 40 godzin. Nie jest to zakup konieczny, a do tego cena odstrasza, ale niewątpliwie uprzyjemnia zabawę. Nie musimy żonglować Joy-Conami – te są podłączone do tabletu, a bawiąc się na telewizorze, chwytamy po prostu Pro Controller. Mam do niego tylko dwie uwagi – bumpery wykazują minimalny skok, co w strzelankach jest w porządku, ale w grach wyścigowych już nie bardzo. Poza tym krzyżak ulokowano dość blisko lewej gałki, więc korzystając z niego, zdarza się ją szturchać.

Adam

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej