autor: Łukasz Malik
Podsumowanie roku 2010: Verminus
Rozpoczynamy cykl podsumowań minionego roku przez redakcję gry-online.pl. Na pierwszy ogień idzie Redaktor Naczelny – będzie trochę o grach, polskiej branży i filmach.
Spis treści
Dobre złego początki
Choć z natury nie należę do malkontentów i zwykle staram się skupiać na tym, co dobre, a nie na tym, co złe, to patrząc na rok 2010, jestem nieco rozczarowany i muszę sobie trochę ponarzekać.
Gdybym miałbym użyć tylko dwóch słów na określenie trendów w minionym roku, to są to: zachowawczość i nijakość. Kryzys odbił się na grach z opóźnieniem – wielcy wydawcy jeszcze bardziej kurczowo trzymali się sprawdzonych marek, a co bardziej ambitne i złożone projekty zostały przesunięte na przyszły rok. W pozycjach powiązanych z kontrolerami ruchowymi jakoś wielkiej rewolucji nie dostrzegłem – ot, powtórka z tytułów, które już są na Wii, tylko w HD i z większą precyzją. Miejmy nadzieję, że ludziom, którzy je zakupili, przestaną wystarczać proste gierki i popyt wymusi bardziej twórcze wykorzystanie zabawek Sony i Microsoftu.
Najmilej wspominam początek roku, kiedy ukazały się Mass Effect 2 oraz Heavy Rain – bez dwóch zdań to produkcje, które najbardziej zapadły mi w pamięć ze wszystkich wydanych w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Na pierwszą z nich zagłosuję w naszym plebiscycie na Grę Roku. W marcu pojawił się też Battlefield: Bad Company 2 – co prawda to nie mój konik, ale rzesza ludzi zarwała przez niego niejedną nockę.
Końcówka 2010 roku przyniosła kilka rozczarowań – Star Wars: Force Unleashed II, Medal of Honor, Arcania: Gothic 4. Gdzieś w całej tej pogoni za rekordami w zamówieniach przedpremierowych zabrakło jakiejś bożej iskry. Pod tym względem na tle konkurencji mocno wybił się Fallout: New Vegas. Ponoć sprzedał się nieźle, więc jest jeszcze miejsce na gry niegrzeszące urodą, ale porywające swoją złożonością, nieliniowością i dojrzałością. Brawo Obsidian, bo już bałem się, że po Alpha Protocol podzielicie losy świętej pamięci Troiki. Na Black Ops i Hot Pursuit się w sumie nie przejechałem, ale to za mało, by przeważyć szalę i pokonać tytuły z początku roku.
Myślę, że największymi tegorocznymi zwycięzcami są producenci gier niezależnych. W zasadzie tylko oni szli pod prąd i zaskakiwali pomysłami. Rozwój dystrybucji elektronicznej dodał małym, szalenie kreatywnym deweloperom gigantycznych skrzydeł. Oczywiście Minecraft jest koronnym przykładem „amerykańskiego snu” dla niezależnych twórców, ale patrząc z szerszej perspektywy na sukcesy, jakie odnoszą gry na XBLA, PSN-ie, Steamie czy na platformach mobilnych (Apple Store, Android Market), trudno bagatelizować ten wycinek rozrywki elektronicznej.