Rok rozczarowań. Podsumowanie roku 2010: U.V. Impaler
Spis treści
Rok rozczarowań
R.U.S.E. – kolejne zaskoczenie, większe nawet niż w przypadku New Vegas, bo po R.U.S.E. nie spodziewałem się absolutnie niczego. Do gry nakłoniła mnie pozytywna recenzja wersji na Xboksa, a gdy ją wreszcie odpaliłem na pececie, przepadłem na dobre kilkanaście godzin. Interesujący i na swój sposób bardzo oryginalny – jeden z ciekawszych debiutów ubiegłego roku, mam nadzieję, że doczeka się kontynuacji.
Assassin’s Creed: Brotherhood – solidna rzemieślnicza robota. Choć Brotherhoodowi nie udało się ostatecznie przebić fantastycznej „dwójki”, to jednak trudno znaleźć większe powody do narzekań – w takie sequele można grać godzinami.
Oprócz naprawdę dobrych tytułów w 2010 roku pojawiło się też kilka produkcji, o których nie mogę mówić inaczej, jak tylko w kategorii rozczarowań. Poza Mafią II, która zawiodła mnie z zupełnie innych powodów, były to gry po prostu słabe:
Mafia II – jej obecność w tej grupie może okazać się trochę myląca, bo o drugiej Mafii, mimo wszystkich kontrowersji związanych z wycięciem treści, generalnie mam dobre zdanie (niedawno skończyłem ją kolejny raz i nie uważam, żeby był to czas stracony). Problem polega na tym, że o produkcie firmy 2K Czech jeszcze kilka miesięcy temu nie myślałem inaczej, jak o murowanym kandydacie na najlepszą grę 2010 roku i stąd moje rozczarowanie. Nasi południowi sąsiedzi nie wytrzymali do końca presji tytułu i choć mocno się napracowali, by uczynić drugą Mafię dziełem wybitnym, to jednak ja w żaden sposób nazwać go tak nie mogę. Nie ukrywam, że mocno zawiodły mnie również opublikowane dodatki – tak słabych DLC dawno nie widziałem, rozszerzeniom Rockstara nie dorastają one do pięt.
Aliens vs. Predator – jestem wielkim fanem tego uniwersum, uwielbiam Aliens vs. Predator 2 i choć dawno przestałem wierzyć w studio Rebellion, to jednak liczyłem na solidny, konkretny produkt. Niestety, przeliczyłem się. Gra jest zaskakująco słaba, a kampania po stronie ludzi to chyba najnudniejszy survival horror, jaki miałem okazję oglądać w swoim krótkim życiu.
Medal of Honor – spodziewałem się pogromcy Call of Duty, ale ostatecznie okazało się, że w dziedzinie oskryptowanych strzelanin produkty konkurencji nadal nie mają sobie równych. Zwolennicy ostatniego MoH-a zwracają uwagę na ogromny realizm i odejście od sytuacji, w których o wyniku starcia decyduje odpalenie skryptu, ale – przynajmniej w tym drugim przypadku – zapewnienia fanów swoje, a rzeczywistość swoje. Krótka, beznamiętna kampania, multiplayer dla wszystkich, czyli dla nikogo, i brak kopa, po którym zbierałbym szczękę z podłogi. Jednym słowem: niewypał.
Arcania: Gothic 4 – na temat tego cuda mógłbym wysmażyć konkretny elaborat, ale dam sobie w tym miejscu siana, bo pisałem o tym już wielokrotnie. Z tej gry można czerpać przyjemność tylko wtedy, gdy nie widziało się innych Gothiców – wówczas okazuje się ona przyjemnym action RPG, z naciskiem na action, a nie RPG. Cios w policzek dla fanów serii.
Krystian „U.V. Impaler” Smoszna