Otyli bohaterowie w grach nie powinni być tylko śmieszną ciekawostką
Przypominacie sobie grę z otyłym głównym bohaterem? Postaci z nadwagą to rzadkość, a na dodatek zwykle występują w jednej i tej samej roli i to jest problem.
Spis treści
John Goodman, Oliver Hardy, Roseanne Barr, Bud Spencer, Chris Farley, Rebel Wilson, Zach Galifianakis, Melissa McCarthy. Wszystkich ich kojarzymy w pierwszej kolejności z rolami komediowymi, w dużej mierze opierającymi się na wizerunku fajtłapowatego bohatera z nadwagą, który często wpada w tarapaty ze względu na swoją tuszę. Powtarzanych motywów i gagów związanych z ich większymi rozmiarami można wymienić wiele. Wspomnę chociażby o kłopotach z przedostaniem się przez wąskie przejścia, skomplikowanych przebierankach w przyciasne ubrania i oczywiście zawsze będącym w cenie – zdaniem reżyserów – zestawieniu postaci szczupłej i grubej. To fundament wielu dobrze znanych z filmowego ekranu żartów.
Otyłość jest tematem licznych dyskusji. Często, pozbawiona medycznego kontekstu, ląduje u podstaw żartów i niezbyt wyszukanych uszczypliwości. W szeroko rozumianej popkulturze niezmiennie zwraca na siebie uwagę, choć traktowana jest przeważnie stereotypowo i z przymrużeniem oka. W branży gier, która stosunkowo rzadko płynie pod prąd, osoby z nadwagą wpisują się w utarty schemat. Gdy spojrzeć na produkcje, w których się pojawiają, z reguły stanowią tylko rodzaj zabawnej ciekawostki, często przerysowanej i ukształtowanej na bazie przeświadczeń na temat ludzi otyłych. Dlaczego?
Nie ma nic śmieszniejszego od szybkiego grubasa
W 2009 roku na konsolach wylądowały dwie nowe odsłony uwielbianych bijatyk – Street Fighter IV i Tekken 6. W obu, zgodnie ze zwyczajem, pojawili się nieznani wcześniej wojownicy. W stawce znalazło się też miejsce dla dwóch otyłych mistrzów sztuk walki, którzy – choć różni – zostali wykreowani w oparciu o bardzo zbliżone koncepcje. Przerysowani do bólu, okazywali się zaskakująco zwinni i szybcy jak na swoje gabaryty.
O ile jeszcze w przypadku Boba z Tekkena twórcy tylko nieznacznie przekroczyli granicę śmieszności, o tyle ich kolegów z Capcomu nic już specjalnie nie powstrzymało. Bob otrzymał przynajmniej w miarę sensowne tło fabularne – była to historia szczupłego wojownika, któremu wróżono świetlaną przyszłość. Gdy ten jednak zrozumiał, że jego obecna postura nie pozwala mu stawić czoła dużo większym i silniejszym przeciwnikom, zaszył się gdzieś na odludziu, by poddać autorskiemu reżimowi treningowemu. Jego efektem było znaczne zwiększenie masy ciała przy jednoczesnym zachowaniu dotychczasowej sprawności na placu boju. Jak na realia Tekkena, w którym przecież walczą też roboty, małe dinozaury, misie panda i kangury, była to w miarę logiczna historyjka.
Twórcy Street Fightera nie zamierzali bawić się w podobne podchody i szybko pomachali logice na pożegnanie. Porzucono pierwotny pomysł na Rufusa jako wysportowanego i silnego Afroamerykanina, by stworzyć antypatycznego, objadającego się, ale jednocześnie zdumiewająco zręcznego wojownika, który ostatecznie trafił do gry. Od początku przyjęto, że będzie to postać dodana w charakterze żartu, do bólu stereotypowa i prześmiewcza, która dzięki swojej unikatowości wzbudzi ciekawość i przykuje uwagę odbiorców.
W jakiś sposób cel ten udało się osiągnąć. Rzućmy okiem na fragment naszej zapowiedzi Street Fightera IV, w której tak podsumowano nową postać w lipcu 2008 roku:
Zwykle wraz z wydaniem kolejnej części bijatyki jej twórcy, chcąc przyciągnąć większą liczbę graczy, decydują się na wprowadzenie nowych fighterów. Nie inaczej jest i tym razem. I tak oprócz znanych i lubianych wojowników – Ryu, Kena, Chun-Li, Guile’a, Blanki, E. Hondy, Zangiefa, Dhalsima, Balroga, Vegi oraz pominiętych, z przyczyn oczywistych, w trzeciej odsłonie Bisona i Sagata – pojawią się kolejni awanturnicy. Tych będzie piątka i szczerze mówiąc, mam co do nich mieszane uczucia. Z jednej strony świetnie zapowiadający się El Fuerte i Seth oraz być może niezły Abel i Crimson Viper, z drugiej zaś... Rufus. Nie rozumiem, dlaczego w nowych bijatykach trafiają się postacie tego pokroju. Czy naprawdę aż tak wiele osób pragnie wcielić się w paskudnego otyłego Amerykanina? Chyba jednak niewiele. No ale cóż, Tekken 6 będzie miał swojego Boba, a Street Fighter IV Rufusa, notabene odwiecznego rywala Kena. W dodatku jeszcze strój grubasa nawiązuje do bardzo znanego (z filmu Game of Death) kostiumu Bruce’a Lee. Porażka.
vampire
Nieważne, jak o tobie mówią, ważne, by mówili? Tak było w przypadku Rufusa po premierze SFIV, tak też odebrano Boba z Tekkena czy chociażby pierdzącego i zwracającego strawę Bo’ Rai Cho z Mortal Kombat. Twórcom bijatyk w tamtej dekadzie niespecjalnie zależało na wychodzeniu poza pewne schematy – sprowadzali otyłe postacie do zabawnej ciekawostki, która zapewni potrzebną alternatywę dla „poważniejszych” mistrzów sztuk walki.
Tutaj działać to miało na zasadzie kontrastu, a otyły wojownik stanowił tylko część większej grupy. Czy w innych gatunkach było więc inaczej?