autor: Krzysiek Kalwasiński
Lepiej nie znaczy dobrze. Nie pojmuję fenomenu Uncharted
Spis treści
Lepiej nie znaczy dobrze
Wciąż mówię o pierwszej części, a są przecież kolejne. Nie chcę się zbytnio rozpisywać, dlatego wspomnę jedynie, że w nich jest już trochę lepiej. W drugiej odsłonie prawie każdy element wypada ciekawiej, choć nie na tyle, bym nagle stwierdził, że Uncharted 2: Pośród złodziei to gra genialna. Poprawnie wykonana, ale wciąż z wieloma bolączkami. Mamy tu bowiem do czynienia z liftingiem i niczym ponadto. Dlatego ciut lepiej się strzela, nieco lepszy jest balans pomiędzy zwiedzaniem a starciami, a postacie zostały odrobinę lepiej nakreślone. To jednak za mało! Ta tendencja utrzymuje się również w przypadku trzeciej odsłony cyklu. Poszczególne elementy doczekały się usprawnień, pojawiło się kilka pomniejszych nowości, jednak trzon pozostał bez większych zmian. To więcej tego samego: takie sobie poczucie humoru, nieprzekonujący model strzelania i przede wszystkim – zautomatyzowany charakter rozgrywki nastawionej na widowiskowość.
Trochę lepiej oceniam „czwórkę”, w której w końcu w miarę dobrze mi się strzelało (choć do Maxa Payne’a 3 nie ma startu pod żadnym względem). Kolejne pukawki zdają się mieć więcej unikalnego charakteru, przeciwnicy lepiej reagują na postrzały, a samo korzystanie z broni stało się bardziej satysfakcjonujące. Uncharted 4: Kres złodzieja trwa jednak zdecydowanie zbyt długo. Nie do końca też przekonało mnie zaimplementowanie bardziej otwartej lokacji, po której można sobie swobodnie jeździć (w tamtym okresie w pełni liniowe gry już od jakiegoś czasu były passe). Tempo zabawy niepotrzebnie zwolniło, ale to akurat można o czwartej odsłonie serii powiedzieć z całym przekonaniem – nie jest tak intensywna jak poprzednie.
Zostało jeszcze 48% zawartości tej strony, której nie widzisz w tej chwili ...
... pozostała treść tej strony oraz tysiące innych ciekawych materiałów dostępne są w całości dla posiadaczy Abonamentu Premium
Abonament dla Ciebie