Nadeszła era nudnych gier – i to jest wspaniałe!
Kiedy wydawało się, że gry będą dziecinnieć, wbrew rosnącej średniej wieku graczy, przyszedł Rockstar, uchylił kapelusza, zmrużył oczy i powiedział: nic z tego. A za tym przykładem poszedł także sam Hideo Kojima.
Spis treści
Nazywam się Adam i lubię nudne gry. Oto moja historia.
Nie ma chyba większej obelgi dla gry jak powiedzieć, że jest nudna. Wiele potrafimy wybaczyć naszym ulubionym tytułom – od masy błędów, przez absurdalną fabułę, po archaiczną grafikę. Nuda jednak to największy wróg każdego z nas, bo w końcu po to siadamy przed komputerem czy konsolą, żeby przyjemnie spędzić czas. Szukamy w grach wielu rzeczy – wyzwania, immersji, wciągającej opowieści – ale przecież nie nudy. Jak to więc się stało, że coraz częściej triumfy święcą pozycje dla wielu nużące? Gry, w które najpierw trzeba zainwestować, żeby potem móc mieć z tego frajdę? W których na przyjemność trzeba sobie zapracować? Cofnijmy się o kilkanaście miesięcy.
Starcie gigantów 2018
Trudno o bardziej odległe od siebie dzieła niż Assassin’s Creed: Odyssey i Red Dead Redemption 2. Oba te tytuły zadebiutowały jesienią 2018 roku, oba są grami akcji z wpływami RPG, oba to też ogromne sandboksy. Ale na tym podobieństwa się kończą. Mamy bowiem do czynienia ze skrajnie różnymi filozofiami, jakie stały za ich projektami.
Twórcy ostatniej odsłony asasyńskiej serii postawili na świat wypełniony czy wręcz przepełniony atrakcjami. Starożytna Grecja w adaptacji Ubisoftu jest gamingowym odpowiednikiem facebookowego feedu – wokół nas cały czas musi dziać się coś ciekawego. Gracz dosłownie wpada na kolejne zadania, obozy bandytów do oczyszczenia, zwierzęta do upolowania czy łupy do zebrania. W efekcie w ACO trudno choćby na sekundę znaleźć się sam na sam ze światem gry – niczym w wesołym miasteczku jesteśmy tu ciągle atakowani nowymi bodźcami. Autorzy robią, co mogą, żeby co chwilę zapewnić nam zastrzyk dopaminy, gwarantowany przez wykonanie questa czy odkrycie znajdźki. Kwintesencją tego podejścia są zadania, w których... nie trzeba nic robić, żywcem wyjęte z gier MMO.
NAJSZYBSZY QUEST W ODYSSEY
Podchodzisz do brodatego człowieka stojącego na rozwidleniu dróg i pytasz go, w czym problem. On mówi: „Jestem pisarzem, ale nie stać mnie na realizację pasji”. Dajesz mu więc 100 drachm (nic nie znaczący gest – masz ich tysiące), słyszysz fanfary i widzisz napis „zadanie zaliczone”. Tak, wszystko sprowadza się do paru kliknięć i jest płytsze niż kałuża na pustyni.
Szkoła Rockstara
Rockstar stworzył zupełnie inną wersję sandboksowej piaskownicy. Red Dead Redemption 2 to gra pełna ciekawych postaci, kapitalnych dialogów i ekscytującej akcji – ale twórcy nie atakują nas nimi cały czas. Czasem misja sprowadza się do wysłuchania rozmowy (ryby z Dutchem) czy łażenia po karczmie (wypad z Lennym). Nieraz musimy przejechać spory kawał mapy, żeby w ogóle rozpocząć zadanie, a po drodze nie ma zbyt wielu atrakcji. Owszem, można upolować nieszczęsnego jelonka czy złupić pechowych podróżnych, ale ograniczone miejsce w ekwipunku wcale do tego nie zachęca – po co marnować czas, skoro i tak nie zmieścimy w jukach dodatkowej skóry?
W efekcie jeździmy sobie spokojnie od celu do celu, nie przejmując się wcale dodatkowymi atrakcjami. Chłoniemy za to atmosferę, znajdujemy frajdę w pozdrawianiu mijanych postaci czy obserwacji otoczenia. Świat RDR2 wydaje się dzięki temu znacznie bardziej wiarygodny niż pełne harmidru wesołe miasteczko, jakim jest ostatnie Assassin’s Creed. Mnie w każdym razie łatwiej i pełniej doświadcza się gry, która pozwala na docenienie prostych czynności – nawet pozornie tak nudnych jak jeżdżenie na koniu czy mozolne skórowanie każdego upolowanego zwierzaka – albo takich detali jak potykanie się, gdy weźmiemy na plecy zbyt dużo paczek.
REALIŚCI Z CZECH
Mówiąc o nudnych grach, czy też o slow gamingu, jak na własne potrzeby nazywam to zjawisko, trudno nie wspomnieć o Kingdom Come. Czeskie RPG podeszło do kwestii realizmu tak poważnie, że utrudniło graczom nawet tak banalną czynność jak zapis gry. Z czasem twórcy nieco zmienili podejście, ale i tak wyszedł im kawał trudnego w odbiorze, niemniej unikatowego i dzięki temu świetnego doświadczenia. Więcej o czeskiej szkole gier pisał Dariusz Matusiak – koniecznie przeczytajcie.