autor: Szymon Liebert
King's Bounty - Powrót króla
Po 18 latach król powraca na tron. Pytanie, czy dzieło rosyjskich twórców ma szansę zdetronizować konkurencję, jest tu całkowicie drugorzędne. Najważniejsze, że otrzymaliśmy produkt zupełnie magiczny.
W 1990 roku do sprzedaży trafił produkt o nazwie King’s Bounty, który zapoczątkowała nowy rozdział w gatunku gier strategicznych, przekształcając się z czasem w serię Heroes of Might and Magic. Nazwa dawnego hitu do niedawna znana była tylko starszym fanom elektronicznej rozrywki i chyba nikt nie spodziewał się powrotu tej marki po osiemnastu latach.
Narodziny Króla
Przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych dla świata gier był wyjątkowy. Nie dość, że jak grzyby po deszczu powstawały nowe rewolucyjne rozwiązania sprzętowe, to wirtualna rozrywka zyskiwała zwolenników na całym świecie. Ten okres to jednak głównie wysyp oryginalnych tytułów, które zdefiniowały rynek pecetów na kilkanaście najbliższych lat. Wśród nich znalazł się King’s Bounty.
Były to czasy, kiedy nawet najgorzej wykonana okładka pudełka przedstawiała w większości przypadków ładniejszą grafikę od tej z ekranów monitorów. Pomimo tych pozornych ograniczeń technologicznych właśnie wtedy ujrzeliśmy niezwykle ambitne produkcje, tworzące właściwie nowe gatunki. Mogliśmy więc zagrać w kolejne fenomenalne odsłony świata Ultimy autorstwa Lorda Britisha (czyli Richarda Garriotta), pokazujące, co potrafią komputerowe gry fabularne. Lata te przyniosły także pierwsze naprawdę przerażające survival horrory (jak np. Sweet Home firmy Capcom czy Alone in the Dark), nie będące już tylko zlepkiem kilkunastu pikseli oraz niezwykle oryginalne gry przygodowe (nieco późniejsza, aczkolwiek warta wspomnienia Little Big Adventure autorstwa Frédéricka Raynala), często zawierające niespożyte pokłady humoru (The Secret of Monkey Island firmy Lucasarts), odciskające swe piętno na całym pokoleniu graczy. Nasze życie wzbogaciły także trójwymiarowe strzelanki firmy id Software (Wolfenstein 3D, Doom), niezwykle brutalne bijatyki (Mortal Kombat) oraz inspirujące platformówki (Another World, Prince of Persia).
Wkrótce zobaczyliśmy także pierwsze strategie czasu rzeczywistego (Dune 2) oraz ambitne tytuły ekonomiczno-infrastrukturalne, sygnowane głównie przez firmę Maxis, stanowiącą kategorię samą dla siebie, ze swym absolutnie fenomenalnym repertuarem (SimCity, SimEarth, SimAnt, SimLife – każdy z tych tytułów wciągał i zdumiewał), któremu dorównać mogły jedynie charakterystyczne ponadczasowe pomysły utalentowanego Sida Meiera (Railroad Tycoon, Civilization) czy Petera Molyneux odpowiedzialnego za Populousa i późniejsze Syndicate. To tylko skromny fragment tego, co się działo!
Obok powyższych niezwykle doniosłych tytułów nieco w cieniu przycupnął King’s Bounty, „skromny” produkt autorstwa Jona van Caneghema. To nazwisko nie jest dziś kojarzone w środowisku graczy tak wyraźnie jak kilka innych. Pan Caneghem jest jedną z osób określanych mianem weterana branży i swoje spotkanie z elektroniczną rozrywką rozpoczął oficjalnie już na początku lat osiemdziesiątych XX wieku. Wtedy to wraz z paroma znajomymi postanowił założyć firmę New World Computing, która wkrótce miała stać się jednym z najbardziej wpływowych producentów na rynku, prezentując niezwykłe pomysły i wciągające fabularnie światy, znane praktycznie wszystkim posiadaczom pecetów.