Historia Pegasusa - pierwszej konsoli, która podbiła serca Polaków
Na początku lat dziewięćdziesiątych dwóch przedsiębiorczych Polaków zaczęło sprzedawać nową zabawkę. Zabawkę, która wychowała całe pokolenie graczy i która upowszechniła nad Wisłą słowo „konsola” w dzisiejszym jego znaczeniu.
Spis treści
Każde pokolenie polskich graczy ma swoją legendarną maszynę, dzięki której lata temu po raz pierwszy poznawało barwny świat elektronicznej rozrywki i do której teraz żywi olbrzymi sentyment. Najstarsi stażem wyjadacze z rozrzewnieniem wspominają wojenki o wyższość Atari bądź Commodore’a, statusem kultowego sprzętu już od jakiegoś czasu cieszy się pierwsze PlayStation i kwestią czasu jest dołączenie do niego PlayStation 2. Ja zaś załapałem się na swój chrzest ognia w końcówce ery dominacji Pegasusa – pierwszej konsoli, która podbiła polski rynek.
Japońska myśl techniczna
Co bardziej obeznani gracze zapewne mogą pochwalić się wiedzą, że słynny Pegasus w rzeczywistości był klonem konsoli Nintendo Entertainment System (znanej również po prostu jako NES). Co ciekawe, jest to stwierdzenie może nie tyle błędne, co... połowicznie prawdziwe. NES był bowiem amerykańską, nieco zmodyfikowaną wersją wydanej w 1983 roku w Japonii konsoli Family Computer, w skrócie nazywanej Famicomem. 8-bitowy Family Computer i jego amerykański odpowiednik były konsolami, które odniosły gigantyczny sukces komercyjny, czyniąc Nintendo marką rozpoznawalną na całym świecie. Pegasus zaś, choć było to bardziej dzieło przypadku niż zamierzone działanie, oparty został na oryginalnej japońskiej konstrukcji, a nie jej amerykańskiej modyfikacji.
Podczas gdy Famicom i NES święciły tryumfy w kapitalistycznej części świata, w Polsce, do której japońska konsola nie miała jak trafić, dominowały raczej ówczesne komputery, sygnowane logiem Atari i Commodore. „Dominowały” to może niewłaściwe określenie, gdyż na tego typu maszynę niewielu mogło sobie pozwolić. Kiedy jednak doszło do zmiany ustroju, przed Polakami otwarły się wrota kapitalizmu i z niemal dziesięcioletnim opóźnieniem do naszego kraju zawitała konsolowa przyszłość. A stało się to dzięki tajlandzkim spodniom.
Tajlandzki biznes
Jednym z przedsiębiorczych Polaków, którzy zmianę ustroju próbowali wykorzystać do wzbogacenia się, był Marek Jutkiewicz. Handlował on spodniami kupowanymi za bezcen w Tajlandii, a następnie sprzedawanymi ze znaczną przebitką cenową na podwarszawskim bazarze. Początkowo biznes szedł mu znakomicie, z czasem jednak konkurencja zaczęła deptać Jutkiewiczowi po piętach, zmuszając do zastanowienia się nad innymi towarami, które mogłyby zapewnić mu godziwy zysk. Podczas jednej z wielu wizyt w Tajlandii, w trakcie której zamierzał kupić kolejną partię spodni, w oko wpadła mu niepozorna maszynka do gier telewizyjnych. Była to nielegalna przeróbka Famicoma, sprzedawana za niewielkie pieniądze. Jutkiewicz wyczuł, że to jest właśnie ten towar, na który powinien postawić, i zamiast w spodnie przywiezione pieniądze zainwestował w konsole.
Przekonany o tym, że w grach drzemie olbrzymi potencjał biznesowy, ale nieposiadający wystarczających funduszy, by samodzielnie w pełni go wykorzystać, zwrócił się do swojego starego partnera w interesach i kolegi ze studiów, Darka Wojdygi. Razem stworzyli spółkę BobMark International i rozpoczęli sprowadzanie tajlandzkich konsol w olbrzymich ilościach. Wojdyga nadał sprzedawanym konsolom nazwę Pegasus, zainwestowano też w potężną kampanię reklamową. O Pegasusie mówiło się w telewizji, widziało się go na plakatach wiszących w witrynach sklepów, prezentowano go też wewnątrz komiksów. Ponieważ w kraju wciąż nie respektowano jeszcze praw autorskich, przedsiębiorczy duet nie musiał przejmować się tym, że sprzedaje piracką podróbkę japońskiej konsoli. A sprzedawano ją w ogromnych ilościach. Pegasus był bardzo tani i prosty w obsłudze, a w zestawie oprócz samej konsoli nabywcy otrzymywali również pistolet, dwa pady i komplet gier. Dzieciaki oszalały na jego punkcie.