Nieśmiertelna konsola. Historia konsoli Pegasus
Spis treści
Nieśmiertelna konsola
Chociaż ojcowie Pegasusa wycofali się w połowie lat dziewięćdziesiątych z dystrybucji klona Famicoma, wcale nie oznaczało to jeszcze końca tej konsoli. Podróbki, będąc kilku(nasto)krotnie tańszymi urządzeniami od komputerów i PlayStation, wciąż cieszyły się dużym powodzeniem. Ich wysoka awaryjność nie stanowiła większego powodu do zmartwień, gdyż zakup kolejnej konsoli po zepsuciu się poprzedniej nie był dużym problemem.
Bazarowi przedsiębiorcy przechodzili samych siebie w dostarczaniu kolejnych gier. Oprócz zwyczajnych pirackich kopii (czasem również azjatyckich – kto by się tam przejmował krzaczkami, wystarczyło zapamiętać, że jak się dwa razy wciśnie strzałkę w górę i A, to gra się uruchomi), z łatwością można było znaleźć też gry zmodyfikowane. Na przykład Super Mario World 9 w rzeczywistości był tytułem Adventure Island, w którym podmieniono postać głównego bohatera na sympatycznego hydraulika. Tworzono nawet amatorskie konwersje gier. I tak, choć oficjalnie NES nigdy nie doczekał się własnej edycji Mortal Kombat, wersje pierwotnie wydane na Game Boya cieszyły się olbrzymią popularnością na bazarach.
Powodzenie klonów Pegasusa na dobre zaczęło maleć dopiero pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Nigdy jednak nie zanikły całkowicie – do dziś, spacerując po bazarach, można się jeszcze na nie natknąć, doskonale radzą sobie też na aukcjach internetowych. Idąc z duchem czasu, kolejne podróbki upodabnia się do nowych konsol, zastawiając pułapkę na niezorientowanych, myślących, że robią interes życia, kupując PolyStation 4 za jedyne kilkadziesiąt złotych. Ponieważ zaś miliony polskich graczy wychowały się na tej konsoli, oryginalne egzemplarze Pegasusa firmy BobMark oraz sprzedawane przez nią gry stanowią aktualnie łakomy kąsek dla kolekcjonerów. „Złota Piątka” jest dziś jeszcze bardziej cenna i nieosiągalna niż dwadzieścia lat temu.
I choć Pegasus nigdy nie oferował takich możliwości jak komputery, a graficznie nie dorastał do pięt PlayStation, to związana z nim atmosfera bazarów, wybierania tytułów na oślep na podstawie niemających nic wspólnego z samą grą naklejek, dmuchania w kartridże i przeglądania 99 999 (a w rzeczywistości 20) gier w poszukiwaniu czegoś ciekawego, to wspomnienia tak bliskie sercu wielu graczy, że Pegasusa spokojnie można nazwać jedną z najważniejszych marek dla rozwoju gier elektronicznych w Polsce.