Najlepsze są te piosenki, które znamy. Mamy dość nijakich gier retro
Spis treści
Najlepsze są te piosenki, które znamy
Podobny brak pomysłów i ambicji kamuflowany przez miłość do retro widzę też w mechanice wielu gier niezależnych. Po spektakularnym sukcesie Super Meat Boya z 2010 roku zostaliśmy zasypani (i wciąż jesteśmy) absurdalną ilością dwuwymiarowych platformówek. Wszystkie oczywiście przepełnione są miłością do Mario, Mega Mana i Ghost n’ Goblins, najczęściej objawiającą się bezmyślnym kopiowaniem z tychże gier. W ciągu roku dostajemy współcześnie prawdopodobnie więcej niby-jRPG niż w złotych czasach tego gatunku – z czego większość nawet nie pochodzi faktycznie z Japonii. W tym roku otrzymamy nawet grę napędzaną przez silnik Duke Nukem 3D – Ion Maiden (we wczesnym dostępie tytuł ten zbiera świetne oceny). Strzelam, że co druga produkcja, jaką znajdziemy w serwisach crowdfundingowych, w swoim opisie zawiera zwrot „list miłosny do gier XYZ, YXZ i ZYX”.
I nie miałbym z tym problemu, gdyby te wszystkie tytuły wykorzystywały sprawdzone mechaniki, ale robiły z nimi coś twórczego. Łączyły tradycyjne rozwiązania z nowoczesnymi. Tworzyły hybrydy różnych gier i gatunków. Eksperymentowały z własnymi pomysłami. Rozwijały klasykę.
Zamiast tego najczęściej są one po prostu kalkami pierwowzorów. Co już w samych założeniach rodzi konkretny problem. Oznacza bowiem, że maksimum, do jakiego dążą te podróbki (i którego z reguły i tak nigdy nie są w stanie osiągnąć bez względu na to, jak bardzo się starają), to bycie tak dobrymi jak oryginał, którym się inspirują. Twórcy kalek sami nakładają na siebie poważne ograniczenia, których potem nie są w stanie przeskoczyć.
A skoro te gry to po prostu kalki klasycznych dzieł, nasuwa się pytanie: po co w nie grać, jeśli zamiast tego możemy odpalić ich pierwowzory? W skrajnie rzadkim wypadku tak samo dobre, w większości przypadków – o wiele lepsze. I do tego tańsze, bo „indyki” lubią się cenić, a kilkudziesięcioletnią grę dzisiaj, w czasach walczącego o dostępność u siebie kolejnych reprezentantów klasyki GOG-a czy zapowiedzi kolejnych konsol retro, łatwo jest zdobyć. Wspomniane Ion Maiden we wczesnym dostępie kosztuje na Steamie 71,99 zł, świetnego i bardzo podobnego Shadow Warriora z 1997 roku (też na silniku DN3D) możemy mieć za darmo.
Wiele złego powiedziano o takim PlayStation Classic, w większości słusznie, ale 20 starych gier, w dużej mierze absolutnie klasycznych, za 450 zł (biorąc pod uwagę cenę premierową – dziś konsolkę tę kupimy przeszło dwa razy taniej) to wciąż mniejszy koszt niż 20 premierowych gier indie średniej klasy na Steamie. Minikonsole Nintendo opłacają się jeszcze bardziej, o kupowaniu konkretnych pojedynczych tytułów w cyfrowej dystrybucji czy nawet polując na ich pudełkowe wydania nie wspominając. W dzisiejszych czasach dostęp do klasyki jest wyjątkowo łatwy i prosty, a biorąc pod uwagę, że na konsolach do łask wraca kompatybilność wsteczna, może być jeszcze tylko lepiej.
Oryginalna nostalgia bije podrabianą
Co jak co, ale mając do wyboru Super Mario World i któryś z jego stu niewyróżniających się niczym klonów ze Steama, wybieram pierwowzór. Kompletnie nie jara mnie Ion Maiden, gdy w każdej chwili mogę wrócić do stareńkiego Duke Nukem 3D. Po co mi listy miłosne, gdy obiekty westchnień mam na wyciągnięcie ręki?
Gry odwołujące się do naszej nostalgii są super, gdy biorą klasyczne elementy i c o ś z nimi robią. Wspomniany Evoland zabiera nas na wycieczkę po historii gier, pozwalając naocznie przekonać się, jak zmieniały się mechanizmy rozgrywki i oprawa wizualna produkcji fabularnych. Super Meat Boy nie powiela po prostu elementów z klasycznych platformówek, ale mocno podkręca im tempo akcji i poziom trudności, tworząc nową jakość. Stardew Valley wizualnie i gameplayowo jawnie odnosi się do Harvest Moona, ale jednocześnie sprawdzoną formułę po swojemu modyfikuje i przerabia, zmieniając ją w coś bogatszego i lepszego.
Kiedy jednak Steama zalewa powódź odtwórczości, ja mówię pas. Bo kalka z samej definicji nigdy nie będzie lepsza od pierwowzoru – więc po co mam zadowalać się czymś, co z założenia okaże się gorsze.