autor: Maciej Kozłowski
Sucker Punch. Do kina z padem, czyli jak gry przeniknęły do filmu
Spis treści
Sucker Punch
W warstwie fabularnej Sucker Punch nie miał z grami za wiele wspólnego. Była to historia dziewczyny, która została zamknięta przez swego ojczyma w zakładzie dla obłąkanych i oczekiwała na zabieg lobotomii (czyni on z ludzi warzywa). Przestraszona, ukryła się w świecie swoich fantazji, gdzie przeżywała kolejne przygody. I tutaj zaczynała się prawdziwa jazda bez trzymanki. Dzierżąc samurajski miecz, seksowne dziewczę w stroju japońskiej uczennicy (!) rzezało kolejne zastępy orków, smoków, cyborgów, zaklętych samurajów, a nawet... steampunkowych nazistów zombie. Sceny akcji okazywały się tak intensywne, że aż oszałamiające – w jednej chwili widz znajdował się w wojennych okopach, by zaraz potem lecieć w bombowcu i strzelać do wielkich jaszczurów. Natężenie wydarzeń było naprawdę niesamowite, a budowa filmu (podzielonego na kolejne „etapy”) w jasny sposób nawiązywała do elektronicznej rozrywki.
Przemieszanie wszystkich konwencji i stylów do dzisiaj robi naprawdę duże wrażenie, ale jedynie pod warunkiem, że jest się graczem. Dla przeciętnego widza Sucker Punch będzie tylko zbiorem efektownych wideoklipów, powiązanych ze sobą bez większego sensu. Natomiast osoba zaznajomiona ze slasherami czy w ogóle z grami akcji odnajdzie się tu bez problemu – większość scen aż się prosi, by wziąć w nich osobisty udział. Konsolowy pad sam wpada w dłonie, drżąc w oczekiwaniu na interaktywną adaptację. Ta jednak, niestety, nigdy nie nastąpi.
Inne
W historii kina można oczywiście znaleźć znacznie więcej przykładów opisywanego zjawiska – ja podałem jedynie te, które wydały mi się najciekawsze. Z innych tytułów warto wymienić filmy: Hakerzy (z intrygującą rolą młodej Angeliny Jolie) oraz The Wizard – traktujący o losach młodego chłopca, który wziął udział w turnieju Super Mario Bros. 3.
W polskiej kinematografii próżno szukać „filmów growych”. Jedynym obrazem, który można by zaliczyć do tej kategorii, był Haker – dość prosta komedia romantyczna z okołoinformatyczną otoczką. Da się w niej zauważyć sporo odniesień do świata komputerów i kina science fiction (pojawia się nawet DeLorean z Powrotu do przyszłości!), jednak zabrakło jej ostatecznego szlifu.
Na przestrzeni ostatnich lat powstało dużo więcej adaptacji gier niż filmów faktycznie nawiązujących do elektronicznej rozrywki. Co ciekawe jednak, ilość nie przełożyła się na jakość – o czym najlepiej świadczą dokonania Uwe Bolla. Natomiast część „filmów growych” uchodzi za ikony kina, zakorzenione w dzisiejszej kulturze. Może właśnie w tym kierunku powinna pójść nowoczesna kinematografia?