Jedna wielka rodzina. Crossplay – wielka wojna, która #nikogo
Spis treści
Jedna wielka rodzina
Crossplay ma dwa duże pozytywy – jeden dotyczy graczy, drugi twórców gier. Ten pierwszy to oczywiście możliwość wspólnej zabawy z przyjaciółmi, którzy nie mają tego samego urządzenia co my. Jeśli z jakiegoś powodu zdecydowaliśmy się na przykład na zakup Xboksa One, a nasi znajomi w większości posiadają PlayStation 4, to możemy zapomnieć o wspólnych meczykach w takim Rocket League i pozostaje nam jedynie z zazdrością wysłuchiwać opowieści o niesamowitej rozrywce, czując się ewidentnie poszkodowanymi.
To właśnie w tę nutę uderzają Nintendo i Microsoft, zdając sobie sprawę (choć patrząc na powyższe wyniki ankiety – może niesłusznie?), że jeśli ktoś kupuje konsolę głównie z myślą o grze online ze znajomymi, to prawdopodobnie wybierze nie sprzęt, który najbardziej odpowiada mu pod względem oferty tytułów czy możliwości, tylko taki, jaki mają jego kumple, żeby móc z nimi grać.
Drugi plus łączenia baz użytkowników to znaczące zwiększenie ich ogólnej bazy i tym samym zapewnienie trybom sieciowym dłuższej żywotności. Jeśli w jakąś starszą produkcję na PlayStation 4 gra średnio 50, na PC 15, a na Xboksie One 5 osób, to o ile posiadacze tej pierwszej platformy jeszcze jako tako mogą liczyć na sensowne rozgrywki, w przypadku pozostałych może być z tym już nieciekawie. Gdyby jednak pozwolić wszystkim tym graczom bawić się razem, wtedy na każdym sprzęcie mielibyśmy potencjalnych 70 przeciwników. Nie dotyczy to zresztą jedynie starszych gier – crossplay to może być kwestia życia lub śmierci dla nastawionych na zabawę sieciową tytułów niezależnych, w przypadku których już od ich debiutu liczy się każdy aktywny gracz przebywający na serwerach.
Przewaga taktyczna
Implementacja crossplayu rodzi jednak również pewne problemy, które nie zawsze można obejść. Izolacja serwerów dla różnych platform jest choćby częściowym remedium na oszustów panoszących się w rozgrywkach sieciowych. Ze względu na ograniczone możliwości „dłubania” w oprogramowaniu gry na konsole zazwyczaj dużo lepiej opierają się wszelkim cwaniakom, którzy na komputerach za pomocą zewnętrznych programów łamią zabezpieczenia i następnie dzięki nieśmiertelności czy nieskończonej amunicji leczą własne kompleksy, psując zabawę uczciwym graczom.
Rozpanoszenie się takich osobników potrafi zniszczyć całą frajdę z zabawy sieciowej i skutecznie zrazić społeczność do danej gry, a wielu twórców mimo najlepszych chęci pozostaje bezradnych w walce z cheaterami. Mogą jednak zminimalizować straty i sprawić, że chociaż posiadacze konsol będą mieli szansę grać bez problemów pecetowej braci – wystarczy poszczególne grupy użytkowników od siebie odizolować.
Kolejny problem z crossplayem dotyczy nierównych szans użytkowników różnych urządzeń. Zestaw „mysz + klawiatura” zawsze będzie skuteczniejszy w FPS-ach od konsolowego pada, a sterowanie dotykowe na ekranach mobilnych stawia na przegranej pozycji zwolenników Androida i iOS-a w niemal każdej grze wymagającej szybkiego działania. Wiele zależy tu oczywiście od gatunku danej produkcji, ale często bywa tak, że sensowne zbalansowanie zabawy, by posiadacz każdej platformy, na którą wyszła dana gra, miał równe szanse, jest zwyczajnie niemożliwe. Nie zawsze warto więc dążyć do wspólnej gry właścicieli różnego sprzętu, gdyż w efekcie może to popsuć frajdę użytkownikom tych maszyn, na których sterowanie jest mniej precyzyjne.
PS4, Xbox One i PC razem w grze Fortnite
Crossplay w Fortnicie dostępny jest dopiero od bardzo niedawna. Tymczasem opcja ta zaliczyła swoisty falstart we wrześniu 2017 roku, gdy w wyniku błędu konfiguracyjnego przez jakiś czas mogli bawić się ze sobą posiadacze PlayStation 4, Xboksa One i PC (wersja na Switcha nie była jeszcze wówczas dostępna). „Błąd” ten został szybko naprawiony, a możliwość wspólnej gry na różnych platformach Epic oficjalnie zapowiedział dopiero w marcu 2018 roku.
Awantura o interesy korporacji
Wspólne granie posiadaczy różnego sprzętu to coś, co ma zarówno zalety, jak i wady. Zależnie od sytuacji może zapewnić danej produkcji o wiele dłuższą żywotność, ale równie dobrze może też być źródłem frustracji związanej z kiepskim zbalansowaniem zabawy w przypadku różnych maszyn czy z najazdem oszustów, którym udało się złamać zabezpieczenia gry na jednej platformie i teraz uprzykrzają życie także użytkownikom innych urządzeń.
Mimo wszystko mam wrażenie, że ponieważ służy to interesom pewnych korporacji oraz twórców gier (no i ponieważ Sony spektakularnie wyłożyło się na bardzo kiepskim zagraniu z kontami Fortnite’a, dając konkurencji perfekcyjny pretekst), waga tego elementu została mocno przeszacowana. W efekcie miłą, ale w gruncie rzeczy raczej mało istotną funkcję traktuje się jak bardzo ważny element gier, mający przyciągać do danego tytułu wiele osób. Badania serwisu Gamesindustry.biz zdają się zresztą potwierdzać tę tezę. Warto więc chyba trochę wyhamować, zgasić pochodnie i nie dać się korporacjom wciągnąć w kolejną głupią wojenkę o coś, co na dobrą sprawę nawet nas specjalnie nie interesuje.
Powyższy tekst nie jest bezstronnym artykułem publicystycznym, a felietonem przedstawiającym opinię oraz punkt widzenia jego autora.