Cmentarzysko Google - największe porażki technologicznego giganta
Wszyscy używamy słynnej wyszukiwarki Google, oglądamy filmy na YouTube, korzystamy z Gmaila, nawigacji Google Maps, przeglądarki Chrome czy smartfonów z Androidem. Ale nie wszystkie projekty tej firmy zakończyły się tak spektakularnym sukcesem.
Spis treści
Google to jeden z największych technologicznych gigantów na świecie. W wielu dziedzinach niemalże monopolista. Ale osiągnięcia takie jak wyszukiwarka Google, YouTube, Gmail, Chrome czy Android okupione zostały „zabiciem” wielu innych ciekawych projektów. Nie macie pojęcia jak wiele usług i produktów Google nie wypaliło i skończyło na śmietniku historii. W tym materiale przyjrzymy się kilku z nich.
Google Video – pierwszy konkurent YouTube
Wspominając o niezwykle popularnych, udanych projektach Google, mówiłem między innymi o YouTube. Największym, niemalże bezkonkurencyjnym serwisie umożliwiającym dzielenie się materiałami wideo. Cóż, dziś faktycznie jest to część firmy, ale nie zawsze tak było. Dawno, dawno temu, mianowicie w 2005 roku powstała usługa o nazwie Google Video. Czyli dość typowy hosting filmów, pozwalający na załadowanie pliku o maksymalnym rozmiarze 100 MB. W tym samym roku powstał jednak inny, podobny portal – YouTube. I zaczął się bardzo dynamicznie rozwijać, zdecydowanie lepiej niż usługa Google. W połowie 2006 roku była to jedna z najszybciej rosnących witryn internetowych na świecie.
Co w tej sytuacji zrobiło Google? Zwyczajnie kupiło konkurenta. A co, było ich stać, w końcu to tylko nieco ponad 1,5 miliarda dolarów. Dzisiaj YouTube wycenia się na ponad 150 miliardów. Czyli była to dobra inwestycja. Mimo to, jeszcze przez jakiś czas podtrzymywano Google Video przy życiu. Dopiero w 2009 roku zablokowano możliwość przesyłania własnych filmów, a w 2012 całkowicie zamknięto ten projekt.
Google Glass – a miało być tak pięknie
Smartfony zrewolucjonizowały to w jaki sposób korzystamy z internetu. Z niemal każdego miejsca na ziemi mamy dostęp do swojego konta bankowego, komunikatora czy serwisów streamingowych. Ale jest jedno ograniczenie. Musimy sięgnąć do kieszeni, wyciągnąć telefon i obsługiwać go ręką, skupiając wzrok na ekranie. A co, gdyby wszystkie potrzebne informacje pojawiały się nam bezpośrednio przed oczami?
Takie pytanie zadali sobie projektanci Google, a odpowiedzią na nie były zapowiedziane w 2012 roku „smart-okulary” Google Glass. W dużym skrócie, były to futurystyczne okulary z wbudowanym, półprzezroczystym wyświetlaczem. Sama idea – fantastyczna. Możliwość przeglądania internetu „oczami”, wyświetlenia nawigacji, szybkiego odpowiadania na wiadomości - super. Problem w tym, że teoria to jedno, a praktyka – coś zupełnie innego. Korzystanie z najbardziej podstawowych funkcji urządzenia było bardzo niewygodne, jego wydajność niska, czas działania na baterii śmiesznie krótki, a cena – piekielnie wysoka (w przeliczeniu na złotówki jakieś 5000 zł).
Google nie potrafiło wyraźnie zakomunikować potencjalnym klientom do czego takie okulary mogłyby im być potrzebne, a przecież jest to niezbędne, jeżeli przygotowuje się urządzenie przeznaczone na rynek konsumencki. Co więcej, Google Glass miało wbudowaną kamerę, przez co wyglądało jak wyjątkowo niedyskretne urządzenie szpiegowskie. Absolutnie wszyscy przebywający w towarzystwie osoby posiadającej takie okulary czuli się niekomfortowo, bo nie mieli pewności, czy nie są nagrywani. W niektórych miejscach użytkowanie Google Glass zostało zupełnie zabronione. Co prawda sama idea nie trafiła całkowicie do kosza, ale firma skupiła się na cichym rozwoju wersji Enterprise, czyli przeznaczonej dla firm. Z zapowiadanej rewolucji i powszechnie dostępnej rozszerzonej rzeczywistości nic (póki co) nie wyszło. Może kiedyś?