autor: Radosław Grabowski
Byliśmy spadochroniarzami...
Prezentacje gier przygotowane z myślą o dziennikarzach przybierają niekiedy naprawdę interesującą formę. Tak było również w przypadku Medal of Honor: Airborne...
Baczność! Bycie żołnierzem jest marzeniem wielu małych chłopców. Jednakże wraz z dorastaniem grono entuzjastów skoszarowanego trybu życia wyraźnie się uszczupla (np. w wyniku napływania informacji o stale ginących amerykańskich żołdakach w Iraku i Afganistanie oraz śmiertelnie niebezpiecznych ogniskach posocznicy w polskich siłach zbrojnych), aczkolwiek spore grono osób nadal skłania się ku mundurowi m.in. z powodu starego porzekadła o mundurze, pannach i sznurze. Niespełnionym żołnierzom pozostaje chociażby szerokie spektrum gier video, traktujących o wojowaniu w ujęciu historycznym, fantastycznym, futurystycznym itp. Duże zasługi na tym polu ma popularna seria Medal of Honor, rozwijana od roku 1999. Z jej najnowszą częścią, noszącą podtytuł Airborne, zapoznałem się przedpremierowo w trakcie specjalnej imprezy, zorganizowanej w Anglii przez korporację Electronic Arts. Prezentacja nowej gry była jednak tylko pretekstem do zaangażowania zaproszonych przez ową firmę gości na specjalne szkolenie wojskowe, wzorowane na tym, które przechodzili spadochroniarze z amerykańskiej 82. Dywizji Powietrznodesantowej przed operacją Market Garden w latach czterdziestych ubiegłego wieku. A przecież właśnie członka słynnej "osiemdziesiątkidwójki" uczyniono głównym bohaterem niniejszego FPS-a, przeznaczonego dla PeCetów oraz konsol PlayStation 3 i Xbox 360.
Wizyta w kraju Elżbiety II zaczęła się jednak zupełnie cywilnie. W oddalonym o kilkadziesiąt mil w kierunku północno-wschodnim od Londynu hotelu późnym popołudniem zgromadzili się dziennikarze z rozmaitych zakątków Europy i przy kolacji swobodnie rozmawiali o kalifornijskich targach E3, kinematograficznych dokonaniach Eisensteina, urokach Krakowa etc. Dopiero po posiłku przyszedł czas na pierwszy militarny akcent, czyli przydział umundurowania i osprzętu. Każdy otrzymał ciężki brezentowy worek z wysokimi skórzanymi butami, stalowym hełmem, spodniami, kurtką i plecakiem. Wszystkie te rzeczy nawiązywały wyglądem do autentycznego żołnierskiego ekwipunku z okresu II Wojny Światowej, aczkolwiek przykładowo na wewnętrznej stronie klamry paska widniał zdecydowanie niehistoryczny napis „Made in China”. Niemniej jednak nadchodzącą noc mogłem spędzić jeszcze jako cywil.