Dzięki tej strategii pokochałem starożytną Grecję. Nic się nie zestarzała
Zeus był nie tylko panem Olimpu, ale także mojego komputera. City buildery Impressions Games wciąż goszczą u mnie na dysku twardym, ale lider może być tylko jeden i jest nim miotający piorunami grecki bóg.
W dzieciństwie miałem to szczęście, że mój komputer należał do wybitnie beznadziejnych. W związku z tym nie mogłem wybrzydzać w kwestii gier, a określenie „nowe premiery” brzmiało jak tajemnicze zaklęcie w nieznanym języku. I z perspektywy czasu muszę stwierdzić, że w sumie dobrze, iż tak się stało. Inaczej pewnie nie sięgnąłbym po wersję demo Zeusa: Pana Olimpu, która była dodana bodajże do jednego z numerów magazynu „Komputer Świat GRY”.
Przetestowanie okrojonej wersji tylko wzmocniło moje zainteresowanie historią, a także pokazało, że rozgrywka spokojniejsza od sieczenia wrogów w Diablo lub zgniatania armii kolegi w Heroes of Might & Magic też może sprawić sporo frajdy. Wsparciem przy zakupie już pełnej wersji okazała się informacja na pudełku, że gra jest rekomendowana przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. Takiemu argumentowi żaden rodzic nie mógł się przeciwstawić: kupowanie gier do nauki.
Zeus wiecznie młody
Kiedyś to robili gry, nie to, co teraz. Mimo aż dwudziestu lat na karku Zeus: Pan Olimpu wciąż trzyma się bardzo dobrze. Mnie osobiście nie przeszkadza nawet granie w rozdzielczości 1024x768. Są oczywiście odpowiednie modyfikacje pozwalające ją podbić, ale jednak nie jest to to samo – zarówno ekran gry staje się nienaturalnie oddalony, jak i menu zostaje mocno rozciągnięte. Dlatego wciąż preferuję granie w oldskulowy sposób. Wszelkie budynki, a zwłaszcza monumentalne świątynie, robią wrażenie i patrzenie na nie jakoś się nie nudzi (czasem nawet dziwi, gdy weźmiemy pod uwagę bug sprawiający, że posągi Zeusa w jego świątyni zamieniają się w posągi Dionizosa).
Zresztą nie tylko oprawa graficzna się tu nie zestarzała. Każdy, kto grał, na pewno się ze mną zgodzi, że rozgrywka cały czas bawi tak samo dobrze i w ogóle nie odczuwa się tych dwóch dekad, jakie produkcja ta ma na karku. Zasady są banalnie proste. Trzeba zbudować miasto i zrealizować określone cele. Może to być zwykłe osiągnięcie wymaganej liczebności danej populacji, ale potem przychodzą już trudniejsze zadania: zbudowanie świątyni, przywołanie bohatera i zabicie potwora lub nawet podbicie wrogich nam polis.
W mieście trzeba zapewnić mieszkańcom dostęp do wody, jedzenia, rozrywki, lekarzy i właściwego otoczenia. Tylko wtedy domy będą się rozbudowywać, a co za tym idzie – tworząca się metropolia przyciągnie nowych obywateli. Jeśli dobrze wykonamy nasze zadania, dowiemy się o tym od ludności, która skomentuje nasze działania w odpowiedni sposób i przykładowo zapaśnik powie: „Twoje miasto przypomina Ajaxa. Przerasta inne o głowę”. W stosunku do Faraona zaletą Zeusa jest to, iż nie musimy tworzyć mieszkań blisko miejsc pracy. Budynki będą miały pracowników bez względu na odległość od domów. Zdecydowanie city builder umiejscowiony w starożytnej Grecji był krokiem naprzód, jeśli chodzi o przystępność dla mniej doświadczonych graczy.
I ta prostota rozgrywki naprawdę działała. Oczywiście trzeba było nauczyć się pewnych aspektów zarządzania miastem, ale Zeus nigdy nie wydawał się wybitnie wymagający. Gra była na tyle prosta, że nawet mój młodszy brat nie miał problemu z opanowaniem jej zasad i obaj siedzieliśmy przed monitorem, dając się wciągnąć na całego i zapominając na przykład, że woda leci do wanny, czego ofiarą padła podłoga w przedpokoju. Stare dobre czasy, do których można wracać dzięki wciąż grywalnemu tytułowi.
City buildery – nowa młodzieńcza miłość?
Po zagraniu w Zeusa: Pana Olimpu wydawało mi się, że polubiłem city buildery jako gatunek i w sumie czemu nie powinienem spróbować innych gier? Niestety, od Sim City i jemu podobnych szybko się odbiłem i błyskawicznie wróciłem na znane podwórko. Na szczęście Impressions Games to nie tylko Zeus. Przed nim premierę miały trzy części Cezara (choć za tą serią przepadam raczej średnio) oraz Faraon z dodatkiem Kleopatra. Natomiast po Zeusie w sprzedaży pojawił się jeszcze Cesarz: Narodziny Państwa Środka.
I to ta ostatnia pozycja stała się moją drugą ulubioną. Wydaje mi się także, że jest jedną z bardziej skomplikowanych. Mechanika feng shui wpływa na produktywność naszych budynków, na przestrzeni lat pojawiają się nowe wyznania, dla których trzeba znaleźć miejsce, a mieszkańcy są bardziej wybredni w stosunku do jedzenia i należy zadbać o jego zróżnicowanie. Cesarz wygląda też zjawiskowo. Twórcy ewidentnie się postarali, dlatego tym bardziej szkoda, że był to ostatni przedstawiciel tych unikalnych city builderów.
Ale czy na pewno? Na świecie znaleźli się fani, którzy postanowili sami stworzyć coś, co oddałoby ducha ich ulubionych gier. W ten sposób powstały między innymi Lethis: Path of Progress oraz Nebuchadnezzar. Niestety, widać, że uchwycenie tej magii nie jest prostym zadaniem. W pierwszy z wymienionych tytułów grało się przyjemnie i miał on potencjał. Wydaje się jednak, że deweloperzy bali się zbytniego odejścia od pierwotnej formy oryginałów, przez co dostaliśmy małego klona, którego wsparcie dość szybko porzucono.
Nebuchadnezzar to już inna bajka i być może będę w mniejszości, ale mnie akurat bardzo podszedł. Nie miał łatwych początków i dostał mocno mieszane oceny. Aktualnie jednak uważam, że jest to już dobra pozycja. Oczywiście potrzebuje jeszcze szlifów, ale gra nie została porzucona, mimo początkowych negatywnych opinii. Pojawiają się nowe budynki i opcje, a powstający dodatek The Adventures of Sargon przyniesie nową kampanię, voice acting oraz całkiem rozbudowany system walki.
Wracam do starożytnej Grecji, ponieważ chcę
Nowe gry wciąż powstają i – jak wspomniałem – niektóre mogą wciągać. Mimo wszystko moim zdaniem lider jest tylko jeden. Regularnie wracam do niego co jakiś czas, żeby chociaż trochę ponownie pograć właśnie w Zeusa: Pana Olimpu. Żałuję jedynie, że już nie mam dostępu do oryginalnej płyty. Na GOG-u brakuje nie tylko polskiej wersji językowej, ale nawet odpalania instalatora i powiadomienia: „Witajcie w Zeusie”, gdy tylko aplikacja się uruchomi. Zeus: Pan Olimpu to nie tylko wspomnienia, ale i gra, która nie zestarzała się w moich oczach ani trochę.
OK, być może nieco przeszkadza dziwne zachowanie prędkości tej produkcji. Trzeba ją zmniejszyć do jakichś 50%, żeby tytuł ten działał normalnie, a i tak człowiek pracujący w faktorii handlowej będzie miał mocno przyspieszoną animację. Dodatkowo pojawiający się bogowie nie zawsze poruszają się płynnie i często zacinają w miejscu lub klatkują podczas swoich animacji. Nie są to jednak wady, które doprowadzają rozgrywkę do poziomu niegrywalności.
Zeus: Pan Olimpu oraz pozostałe city buildery Impressions Games udowadniają, że można stworzyć gry ponadczasowe. Szansa uczestniczenia w rozwijaniu starożytnej cywilizacji, w czym swój udział mają legendarni herosi oraz bogowie, jest czymś, do czego aż chce się wracać. Zastanawiam się, jak w praktyce będą wyglądały powstające właśnie remaki Faraona i Kleopatry. Mam nadzieje, że będą to gry z prawdziwego zdarzenia i doprowadzą do odświeżenia innych tytułów tego nieistniejącego już dewelopera. Jednocześnie liczę na dynamiczny rozwój produkcji, które inspirują się klasyką. City buildery i tak są niszą, więc każda nowa dobra gra, która oddaje ducha oryginałów, jest przeze mnie ciepło witana.
Jedyną wadą Zeusa: Pana Olimpu są koszmary, które czasami mnie nawiedzają. Talos informuje mnie swoim donośnym głosem: „A teraz uważaj. Będę obijał ci mózg”.