autor: Bartosz Świątek
Wydawcy zarabiają niemal 30% więcej na dystrybucji cyfrowej niż na pudełkowej
Wczorajszy raport finansowy Ubisoftu, poza szeregiem interesujących informacji, rzucił światło na różnicę pomiędzy przychodami generowanymi dla wydawcy przez tradycyjną i cyfrową dystrybucję.
Wczorajszy raport finansowy Ubisoftu rzucił światło także na to, ile więcej wydawcy zarabiają na sprzedawaniu swoich gier za pośrednictwem platform cyfrowych. W stosunku do tradycyjnych sklepów różnica w marży brutto jest niemała – sięga 27% – i wynika z innego podziału zarobków. Jak wygląda to w przypadku obydwu kanałów dystrybucji?
Marża wydawcy – jak to działa
Gdy kupujemy tradycyjną, pudełkową grę, płacąc za nią 250 zł, 25% tych pieniędzy trafia do dystrybutora – czyli sklepu, w którym robimy zakupy. Pozostałe 75% to w teorii zarobki wydawcy. W praktyce jednak kwota ta jest pomniejszana jeszcze o 20%, bowiem na grach na daną platformę zarabiają także odpowiedzialne za nią firmy: Sony, Microsoft czy Nintendo. Faktyczna marża wydawcy (brutto) wynosi więc 55% ceny bazowej, czyli w przypadku naszego przykładu ok. 137,5 zł.
W dystrybucji cyfrowej podział prezentuje się nieco inaczej. Marża dystrybutora jest o 5% wyższa, równocześnie jednak w przypadku platform takich jak Sklep PlayStation czy Sklep Xbox Games, zawiera się w niej także tantiem dla korporacji zarządzającej daną konsolą (na poniższym obrazku jest to ilustrowane przez pomarańczową strzałkę), normalnie stanowiący osobny „podatek”. Pozostałe 70% trafia więc prosto w ręce wydawcy. Przy naszym przykładzie daje to kwotę 175 zł. Różnica pomiędzy faktycznymi przychodami wydawcy z obydwu kanałów dystrybucji, przy cenie na poziomie 250 zł, wynosi więc 37,5 zł. To mniej więcej 27% ze 137,5 złotych, które zarobić można na kopii fizycznej.
Szczęśliwi z takiego rozwiązania bez wątpienia są też Sony, Microsoft czy Nintendo – ich zyski wzrastają o około 10% w porównaniu do tradycyjnego modelu sprzedawania gier. Z tego też powodu (jak i wielu innych, powiązanych m.in. z wygodą) trudno się dziwić, że branża nieuchronnie zmierza w kierunku dystrybucji cyfrowej. Trend ten ze zrozumiałych względów niepokoi natomiast tradycyjnych dystrybutorów, których przychody ze sprzedaży gier coraz bardziej się kruczą.
W przypadku niektórych tytułów, różnica dla wydawcy może być nawet większa, ponieważ korzystając z tradycyjnego kanału dystrybucji, musi się on jeszcze liczyć z koniecznością odebrania niesprzedanych egzemplarzy od dystrybutora, a transport oczywiście kosztuje. Kopie cyfrowe takiego ryzyka nie generują: nie dość, że zwroty na wielu platformach są albo utrudnione, albo wręcz niemożliwe, to jeszcze – gdy już do nich dochodzi – nic nie kosztują.
Ile pieniędzy trafia do dewelopera?
Skoro wiemy już, ile na każdym egzemplarzu gry zarabia firma wydawnicza, warto się jeszcze zastanowić, jakie pieniądze trafiają do samych twórców odpowiedzialnych za dany tytuł. Informacje na ten temat są dość skąpe, między innymi dlatego, że jest to uzależnione od konkretnej umowy pomiędzy deweloperem a wydawcą. Te zaś nie dość, że są tajne, to jeszcze mocno zróżnicowane. Dla przykładu, utytułowane, cieszące się dużą renomą studia najprawdopodobniej będą w stanie wynegocjować lepsze warunki, zaś debiutanci mogą być zmuszeni zaakceptować znacznie mniej atrakcyjny kontrakt.
W wielu wypadkach umowy w ogóle nie obejmują tantiem dla twórców – zamiast tego płaci się jedynie honoraria deweloperskie, których wysokość może, ale nie musi być powiązana z ilością sprzedanych kopii czy średnią ocen danego tytułu. Dzięki temu wydawca zachowuje dla siebie przychody z przeróżnych, wydawanych po latach remasterów i re-edycji. Zjawisko to jest na tyle powszechne, że w 2012 roku niezależny deweloper Simon Roth stworzył listę przeszło 200 gier, na których twórcy nie zarabiają, mimo że wciąż znajdują się one w sprzedaży.
Jeśli kontrakt zakłada tantiemy dla deweloperów, najczęściej są to kwoty na poziomie 10-20% z zysku na każdej sprzedanej kopii (w naszym przykładzie około 14 – 28 zł), przy czym niejednokrotnie umowa jest skomponowana tak, że pieniądze te są wypłacane dopiero, kiedy wydawcy zwrócą się koszty produkcji (czyli pieniądze przekazane twórcom wcześniej).