autor: Konrad Serafiński
Twórcy serii Diablo: „Starego Blizzarda już nie ma"
Blizzard od dłuższego czasu boryka się z problemami PR-owymi. Swoją cegiełkę do tego tematu dołożyli byli pracownicy i twórcy serii Diablo, którzy pojawili się na imprezie dla fanów Path of Exile - nie odmawiając sobie okazji do skomentowania działań firmy.
Jesteście gotowi na historię o upadku ideałów, wyrzekaniu się swoich wartości dla korzyści oraz o tym, że światem rządzi głównie chęć władzy i pieniądze? W takim razie usiądźcie wygodnie, przygotujcie sobie coś do picia i ciepłe przekąski, a następnie... włączcie sobie pierwszy sezon Gry o tron. A na poważnie - coś złego dzieje się w Blizzardzie od dłuższego czasu. Wielu z Was pewnie się z tym zgodzi; wystarczy spojrzeć tylko na ostatni rok w wykonaniu firmy. Ale dlaczego w ogóle o tym piszę? Zacznijmy od początku, to będzie nieco dłuższa historia.
Ostatni weekend to przede wszystkim impreza ExileCon 2019. Konwent skierowany jest do fanów Path of Exile (co może być dla całej historii dosyć istotne). Gośćmi wydarzenia byli panowie Max Schaefer, Erich Schaefer i David Brevik - ojcowie marki Diablo i dawni pracownicy Blizzarda. Podczas jednego z paneli przyznali oni, że szanse na remaster Diablo II są nikłe, bo firma musiałaby tworzyć kod źródłowy od początku. Ile w tym prawdy? Ciężko ocenić. Serwis PC Gamer miał okazję porozmawiać z twórcami poza częścią panelową. W wywiadzie padło wiele interesujących słów, które potwierdzałyby postawioną przeze mnie tezę, że w Blizzardzie źle się dzieje. I to nie od roku, a od kilku lat.
Twórcy już na wstępie zaznaczyli, że z miejsca, które znali nic nie pozostało i dosłownie „wszystko się zmieniło”. Jedynymi „oryginalnymi” pracownikami Blizzarda, którzy pozostali w firmie są Samwise Didier (starszy dyrektor artystyczny) oraz Allen Adham (starszy wiceprezes). Max Schaefer był brutalny:
Nie ma już starego Blizzarda. Kiedy odchodziliśmy z pracy, firma miała łącznie około 180 pracowników. Teraz są ich tysiące. Całe imperium jest inne, a Activision nie miało na to żadnego wpływu. W tamtym momencie to był tylko Blizzard, a także jakiś anonimowy właściciel firmy, Vivendi czy ktokolwiek inny. To było to. Teraz to jest imperium gier wideo, które musi uspokajać akcjonariuszy i zmagać się z tego typu problemami.
Natomiast David Brevik słusznie zauważył, że to nic nadzwyczajnego w branży gier. Taka jest naturalna kolej rzeczy, że z „małego” studia tworzy się ogólnoświatowa korporacja. Twórcy podkreślają, że nawet podczas tworzenia legendarnego Diablo II pomiędzy oddziałami firmy trwała przepychanka. O co? O krwawą estetykę i uwielbiany przez fanów serii „mrok”. Paradoksalnie, na zmianę myślenia (z czysto kreatywnego na korporacyjne) największy wpływ miały sukcesy firmy. Po świetnym przyjęciu Diablo, Warcrafta czy StarCrafta, pracownicy chcąc utrzymać się na szczycie musieli zacząć przejmować się oczekiwaniami rynku (nie mylić z fanami!). Świetnie podsumowuje to Erich Schaefer:
Myślę, że najfajniejszą rzeczą było to, że my nigdy nie rozmawialiśmy o wartościach dla akcjonariuszy. Nie rozmawialiśmy o chińskim rządzie i o tym, czego mogą chcieć. Jedyną rzeczą, która naprawdę nas interesowała, było to, co sami chcieliśmy zrobić i czego mogliby oczekiwać fani. Oczywiście te czasy nigdy nie wrócą. Nie winię ich za to, to ogromna korporacja.
Temat chińskiego rządu pojawił się w rozmowie oczywiście nie bez powodu. Przypomnijmy, że w październiku firma ukarała gracza za wsparcie protestów w Hongkongu. „Grzywną” było pozbawienie pieniędzy za zwycięstwo w turnieju Hearthstone oraz roczny ban na rozgrywki. To natomiast wywołało lawinę komentarzy oraz nieprzychylnych opinii wśród społeczności internetowej, która domagała się sprawiedliwości w imię wolności słowa. Po kilku dniach Blizzard ugiął się pod naporem krytyki i zdecydował, że wypłaci należną nagrodę ukaranemu graczowi i skróci zawieszenie do pół roku. Mimo wymiany grzeczności z obu stron oraz faktu, że firma kurtuazyjnie rozpoczęła BlizzCon 2019 od oficjalnych przeprosin graczy, w ustach fanów pozostał niesmak.
Panowie zajęli ciekawe stanowisko w tej sprawie. Warto dodać, że wszyscy trzej mają doświadczenie we współpracy z Chinami. Brevik był chociażby doradcą tamtejszego wydania Path of Exile. Wbrew pozorom, żaden z nich nie zdecydował się na potępienie Blizzarda. Max Schaefer wyraził wręcz pewnego rodzaju zrozumienie:
Zacznijmy od tego, że czasami budzisz się rano i nie masz szans na wygraną [dorzućcie do tego bit i mamy hit - przyp. raper Serek]. Myślę, że do pewnego stopnia tak było w tej sytuacji. Nie było dobrego rozwiązania. Może trochę to schrzanili, ale nie było cienia szansy na przejście przez to bez żadnych kontrowersji.
David Brevik odniósł się natomiast do plotek, jakoby Blizzard musiał uginać się pod presją chińskiego rządu. Poza nazwaniem tego „teorią spiskową”, dodał, że:
Ze względu na obecną strukturę Blizzard myśli przede wszystkim portfelem. Sądzę, że ten sposób postępowania zdominował wszelkie inne podejścia.
Dla ustalenia porządku narracji warto zauważyć, że panowie opuścili Blizzard na wiele lat przed pojawieniem się „chińskich problemów”, bo w 2003 roku. Mimo to już wtedy zauważyli oni zmianę postępowania firmy i wspomniane „myślenie portfelem”. Dodajmy, że wszystkie te słowa padły podczas imprezy poświęconej marce Path of Exile, czyli największemu konkurentowi Diablo. PoE nie bez przyczyny nazywane jest duchowym spadkobiercą „starego rogatego”. Dlatego oczywistym jest, że sympatia twórców oryginału będzie po stronie studia Grinding Gear Games, a nie firmy, z której musieli odejść.
Patrząc na trend negatywnych opinii, jaki wytworzył się wokół Blizzarda, wydaje się, że jedyną nadzieją studia na dobry wizerunek jest wydanie Diablo IV. A właściwie nie samo wydanie, co wypuszczenie na rynek produkcji, której oczekują hardkorowi fani. Głęboko, gdzieś w moich trzewiach, jest jeszcze miejsce na wiarę w firmę. Wychowałem się na Diablo II, spędziłem w tej grze kilka tygodni życia (szczególnie z „sorcą na MF-a” - kumaci wiedzą o co chodzi) i patrząc na zapowiedzi „czwórki”, jest we mnie nadzieja.