Nie wierzyłam w to RPG; teraz biję się w pierś
Dosłownie chwilę temu premierę miała najnowsza gra studia miHoYo, twórców niezwykle popularnego Genshin Impacta. Czy Honkai: Star Rail dorówna gigantowi?
Przyznam się na wstępie, że w Genshin Impacta gram stale i z ogromnym zaangażowaniem – udzielam się nawet w społeczności fanów. Nie mam jednak pełnego zaufania do jego twórców, bo od pozostałych ich tytułów, czyli Honkai Impacta 3rd i Tears of Themis, zwyczajnie się odbiłam, przytłoczona na wstępie taką ilością treści i mechanik, że z podkulonym ogonem zrobiłam w tył zwrot, odinstalowując je z mojego telefonu. Miałam też wrażenie, że przy dopieszczonym przez studio Genshinie wypadają zwyczajnie blado.
Lepiej, niż myślałam
Dzień premiery, ściągam Honkaia, a mój telefon, którego pamięć okupowana jest przez ogromne pliki Genshina, zaskakująco wyrabia. No tak, to nowa gra, nie ma jeszcze comiesięcznych aktualizacji, więc pewnie i zawartość nie jest jakaś ogromna – tak przynajmniej myślę, zanim zostaję wrzucona w trwający dobre dwie godziny wstęp, za którym nie do końca nadążam, ale bawię się nieźle. Fabuła na starcie jest pokręcona, pozostawia wiele niewiadomych i zdaje się zakładać, że gracz nauczy się nowych pojęć szybciej, niż zwykle się to dzieje. Jestem zagubiona, ale też zaciekawiona i brnę dalej.
Już od samego początku klnę pod nosem na system gacha i daję z siebie wszystko, by zdobyć wymarzone postacie, ale pomimo irytacji nie mogę oderwać się od gry. Pierwsze mapy, z którymi mamy do czynienia, pełne są zakamarków, tajemnic, ukrytych skrzyń i misji pobocznych, a im dalej wlazł, tym jest tego więcej. Przez moment nieco obawiam się, że przez powierzchniowe ograniczenie map całą główną zawartość gry da się ukończyć bardzo szybko, by czekać potem miesiącami na aktualizacje. Na szczęście mapy i rozmaite zadania zdają się ciągnąć bez końca. Dodatkowo brak nudy zapewniają poboczne lochy generowane od nowa za każdym razem według mechanik typowych dla roguelike’ów.
Nadchodzi wieczór, a ja nie wiem, ile godzin już minęło, choć dalej nie opuściłam pierwszej lokacji. Co gorsza, przed snem myślę głównie o tym, że kolejnego dnia po uporaniu się z codziennymi obowiązkami będę grać dalej. Nawet nie wiem kiedy, ale wciągnęłam się równie mocno jak w wielkie konsolowe tytuły, z którymi zwykle spędzam wieczory i które nie wpisują się w kontrowersyjne zjawisko GaaS (gry jako usługi), gotowe położyć łapę na portfelach graczy. Tylko czy to faktycznie problem, skoro Honkai, podobnie jak Genshin, jest pozycją free-to-play, a wszystkie zakupy są całkowicie opcjonalne i gra nie wymaga ich od nas na żadnym etapie? To chyba zależy od tego, jak bardzo każdy z nas odporny jest na kuszące z limitowanych bannerów piękne postacie w stylistyce anime, które czekają tylko, aż potwierdzimy transakcje, by zyskać więcej szans na ich wylosowanie.
Okazuje się, że młodszy brat Genshina dostał chyba zupełnie inny komplet genów, bo o ile między grami widać sporo podobieństw (np. system gacha, który pozwala zdobywać postacie i broń), tak nie mam wrażenia, że to typowy przykład kopiuj-wklej, co bardzo mnie cieszy. Klimat SF, mniejsze, ograniczone mapy zamiast ogromnego, otwartego świata i turowy system walki to zdecydowanie cechy charakterystyczne Honkaia Mechaniki zdobywania czy ulepszeń postaci, podobnie jak przepiękna, stylizowana na anime grafika, pozostają jednak bez zmian. Genshin i Honkai wykazują sporo podobieństw, ale gdyby nałożyć je na siebie niczym cienkie kalki, okazałoby się, że te tytuły więcej dzieli, niż łączy.
Pozostaje pytanie, czy Honkai ma szansę przerosnąć Genshina pod względem popularności, na które –pomimo szczerych starań – nie jestem w stanie odpowiedzieć. Dużo wygodniejszy na urządzeniach przenośnych powinien dotrzeć do fanów typowych mobilnych turowych RPG, o ile ci nie odbiją się od mocno rozwijanej fabuły i rozbudowanego lore’u. Widzę też duży potencjał w pozyskaniu fanów gier jRPG i sympatyków walk turowych, bo Honkai radzi sobie z nimi całkiem nieźle.
Umiejętności postaci czy typy przeciwników okazują się na tyle zróżnicowane, że zamiast bezmyślnie klikać w cokolwiek, faktycznie musimy skupić się na tym, co w danym momencie należy zrobić, a i samo budowanie ekipy czterech postaci powinno być przemyślane. Tylko czy te grupy docelowe przerosną społeczność, która zakochała się w wielkim, otwartym świecie Genshina i mechanikach ściągniętych od Breath of the Wild? Mówi się, że „na dwoje babka wróżyła”, i chyba lepiej bym tego nie podsumowała.
Na ten moment, już chwilę po trafieniu na rynek, Honkai wydaje się jednym z lepszych mobilnych turowych RPG, a wielu twierdzi, że już teraz zasługuje na miano najlepszego. Początek jest bardzo obiecujący, ale dużo zależy od zainteresowania ludzi, a także od jakości aktualizacji – tak jak Genshin Impact, również Honkai: Star Rail ma fabułę planowo rozciągniętą na kilka lat. Czekam, obserwuję sytuację i choć wciąż, podobnie jak większość fanów, częściej sięgam po Genshina, wcale mnie nie zdziwi, jak pewnego dnia Honkai: Star Rail dotrzyma temu tytułowi kroku. Martwi mnie jedynie to, ile czasu będę poświęcać na powtarzalne dzienne misje, jeśli faktycznie zostanę przy kolejnym dziele miHoYo na dłużej. To w końcu wciąż ten rodzaj gier, które odpalamy codziennie, byle tylko nie stracić potencjalnych nagród (i tym samym, oczywiście, wymarzonych postaci). No ale dobrej jakości turowemu RPG można naprawdę wiele wybaczyć.