Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 3 lipca 2022, 10:10

The Elder Scrolls 7 mogę już nie dożyć, bo gry AAA przeżywają swój zmierzch

Segment „tripelejów” nie umrze nigdy, ale z roku na rok wydaje się być ich coraz mniej, zwłaszcza tych najbardziej nośnych. Dzieje się tak, bo studia potrzebują coraz więcej mocy przerobowych, żeby „dowieźć” dany tytuł, a to z kolei pochłania czas.

Wróciłem po długim okresie rozłąki do trzeciego Dooma, dzięki czemu przypomniałem sobie o istnieniu małego easter egga, na który można natknąć się niedługo po rozpoczęciu inwazji piekielnych pomiotów. Mowa o wiszącym w jadalni telewizorze, gdzie pojawia się wieść o rychłej premierze gry Quake 43. Easter egg jest mi znany od lat, więc sam w sobie nie stanowił on większej niespodzianki. Tym razem jednak odebrałem go inaczej niż zwykle, bo uderzyło mnie, jak optymistycznie deweloperzy podeszli do kwestii potencjalnych sequelów i jak bardzo nierealistyczną prognozą okazał się ten drobny smaczek w rzeczywistości.

Doom 3 zadebiutował w sklepach 3 sierpnia 2004 roku. W tamtym czasie liczba gier z serii Quake zamykała się na trzech, co oznaczało, że do 2145 roku – kiedy rozgrywa się akcja omawianej strzelaniny – musiałoby się ukazać w sumie czterdzieści odsłon „Wstrząsu”, jedna średnio co 3,5 roku. Los sprawił, że w ciągu ostatnich osiemnastu lat firmie id Software udało się dowieźć zaledwie jeden pełnoprawny sequel Quake’a lub dwa, jeśli oprócz Quake’a 4 weźmiemy też pod uwagę Quake Champions. W takim tempie Quake 43 ukazałby się najwcześniej koło roku 2300, i to przy optymistycznym założeniu, że kolejnych pokoleń deweloperów nie trafiłby szlag od taśmowej produkcji jednej i tej samej gry w kółko.

Oczywiście przygotowanie nowej strzelaniny z segmentu AAA w trzy i pół roku jest dziś jak najbardziej możliwe (tyle czasu czekalibyśmy bowiem na sequel Dooma z 2016 roku, gdyby twórcy nie przesunęli jego premiery), w praktyce jednak okres ten cały czas się wydłuża i nie zapowiada się, że w przyszłości coś się w tej kwestii zmieni. Jeszcze gorzej wygląda to w przypadku gier bardziej skomplikowanych, np. typowych „akcyjniaków” z otwartym światem lub erpegów. Ostatnia odsłona serii God of War powstawała pięć lat, Red Dead Redemption 2 osiem, a szóstego TES-a dostaniemy zapewne nie wcześniej niż piętnaście lat po premierze Skyrima. W tym ostatnim przypadku trzeba wziąć pod uwagę, że Bethesda Game Studios dowiozła w międzyczasie Fallouta 4 i mordowała się ze Starfieldem, ale wiemy przecież, że w tak dużych firmach realizuje się jednocześnie kilka projektów i przesuwa ludzi pomiędzy nimi, w zależności od potrzeb. Fani Elder Scrollsów mogą jednak na to wszystko patrzeć inaczej. W Obliviona zagrali oni cztery lata po Morrowindzie, w Skyrima pięć lat po Oblivionie, a w „szóstkę”… no cóż, w listopadzie minie już jedenaście lat od debiutu Skyrima i wiemy jedynie tyle, że nowa gra wciąż znajduje się w fazie preprodukcji.

Znamienny jest też przykład gry God of War z 2018 roku. Krótko po jej premierze Cory Barlog opowiedział w jednym z wywiadów, dlaczego przygotowanie nordyckiej odsłony przygód Kratosa zajęło aż pięć długich lat. Reżyser tłumaczył wówczas, że zespół musiał zbudować grę praktycznie od zera i nawet pierwszy gameplay, który zobaczyliśmy w 2016 roku na targach E3, nie mógł zwyczajnie odzwierciedlać efektu końcowego, bo deweloperzy nie uporali się jeszcze z wieloma kwestiami, głównie tymi technicznymi. Jednocześnie Barlog wyraził nadzieję, że w przypadku kolejnych gier cały proces uda się znacznie przyspieszyć, bo przecież masa rzeczy będzie już gotowych. Czas pokazał, że nadzieje te okazały się płonne.

The Elder Scrolls 7 mogę już nie dożyć, bo gry AAA przeżywają swój zmierzch - ilustracja #1

Jasne, twórcom gry plany z pewnością pokrzyżowały kłopoty zdrowotne Christophera Judge’a, który nie tylko podkłada głos Kratosowi, ale bierze też udział w sesjach full performance capture. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że tworzenie nowych gier AAA w ostatnich latach staje się coraz bardziej czasochłonne, a co za tym idzie, takich tytułów pojawia się coraz mniej. Jeszcze pod koniec 2020 roku żywiłem nadzieję, że w Ragnarok zagramy najwcześniej wiosną roku 2021, dziś łudzę się, że Sony dowiezie długo wyczekiwany produkt przed świętami Bożego Narodzenia roku obecnego. W międzyczasie podjęto nawet decyzję o skróceniu trylogii i zamknięciu nordyckiej opowieści w dwóch odsłonach, bo jak sam stwierdził niedawno wspomniany Barlog, cały projekt wyjąłby mu z życia co najmniej piętnaście lat, a to zdecydowanie za długo.

W naszej redakcji dość często słychać ostatnio głosy, że jesteśmy świadkami zmierzchu tradycyjnych gier AAA i ja też coraz bardziej utwierdzam się w tym przekonaniu. Nie chodzi o to, że te produkcje przestaną powstawać, bo taka sytuacja nam nie grozi, ale częstotliwość ukazywania się kolejnych odsłon ulubionych serii zaczyna budzić uzasadniony niepokój. Można czepiać się Rockstara, że kosi hajs na trybie Online do GTA V i dlatego tak opornie idą mu prace nad GTA VI, ale prawda jest taka, iż nieustanne podnoszenie poprzeczki zabiera cenny czas, a zejście poniżej poziomu RDR 2 nie wchodzi przecież w grę.

Obecnie nawet Ubisoft nie jest w stanie dowozić kolejnych gier z serii Assassin’s Creed co roku, co jeszcze niedawno było mocno krytykowaną regułą. Trzy odrębne zespoły w Montrealu pracujące nad różnymi odcinkami sagi o skrytobójcach to już mgliste wspomnienie. Dziś nad jednym takim tytułem pracuje kilkanaście studiów rozsianych po całym świecie, a i tak nie udaje się tego spiąć tak, żeby dowieźć go względnie szybko. Tym bardziej prawdopodobne wydają się więc plotki o stworzeniu jednej „asasynowej” bazy, do której dodawane będą z czasem kolejne, płatne moduły. Ta swoista gra-usługa zapewniłaby Ubisoftowi przychody na długie lata, bez konieczności ciągłego tworzenia nowych odsłon. Dostawalibyśmy po prostu bardzo rozbudowane dodatki DLC z nowymi przygodami i to poniekąd dzieje się już w Valhalli, gdzie model ten jest mocno testowany.

Podsumowując, nie powiem, żebym cieszył się z takiego obrotu sprawy, bo też mam swoje ulubione serie z segmentu „tripelejów” i chciałbym zobaczyć ich kontynuacje w znacznie mniejszych interwałach. Zdaję sobie jednak sprawę, że w kolejnych latach będzie w tej kwestii jeszcze gorzej, a potencjalne sequele będą powstawać jeszcze dłużej. Czas powoli oswajać się z myślą, że w The Elder Scrolls VI zagram dopiero w okolicy pięćdziesiątych urodzin, a „siódemki” – przy wyjątkowo niekorzystnych prognozach – mogę nawet nie dożyć.

ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA

Jeśli spodobał Ci się ten tekst i chcesz otrzymywać go przed wszystkimi, zapisz się do naszego newslettera.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Czy pogodziłeś się, że tyle musisz czekać na swoje wymarzone gry AAA?

Tak.
42,9%
Nie.
33,1%
Nie obchodzi mnie to.
23,9%
Zobacz inne ankiety