The Boys - Marvel w krzywym zwierciadle - felieton
Masz już dość superbohaterszczyzny? Poza Iron Manem i Deadpoolem dostrzegasz tam samych świętoszków, a Watchmen było dawno i zbyt poważnie? The Boys, adaptacja komiksu Gartha Ennisa, powstała specjalnie dla Ciebie.
Superbohaterowie dzielą i rządzą popkulturą. To prawie tak, jakby rządzili rzeczywistością i naszymi duszami. Wszyscy o nich słyszeliśmy i rozmawialiśmy, większość oglądała, a niektórzy chcieliby żyć w rzeczywistości przez nich kształtowanej. The Boys bezpardonowo i brawurowo pokazują, jak złowieszczo mogłaby ona wyglądać.
- Tytuł: The Boys
- Sezon: 1
- Odcinki: 8
- Gdzie obejrzeć? Amazon Prime
- Twórcy: Eric Kripke, Evan Goldberg, Seth Rogen
W świecie komiksów każdy chciał mieć swoich Watchmen – mroczną, rewizjonistyczną historię anty-superbohaterską. Grant Morrison odleciał przy The Invisibles; Warren Ellis wyrzeźbił The Authority; J. Michael Straczynski zaserwował kaznodziejskie, ale piękne Rising Stars. Frank Miller nie musiał pisać swoich Strażników, bo Powrót Mrocznego Rycerza w zupełności wystarczał. W to grono dżentelmenów wparował pierwszy zwyrol głównego nurtu, Garth Ennis, i wprowadził swoich Chłopaków. A teraz przyszedł czas na serialową adaptację. I nie dajcie się zwieść obscenicznej otoczce. Za wisielczym rechotem scenarzystów i pierwowzoru kryją się naprawdę błyskotliwe komentarze.
W świecie The Boys superbohaterowie nie tylko działają razem, ale też stali się marką – obsługiwaną przez wielką korporację. Są wszędzie: w telewizji, w sklepach zabawkami, w grach wideo. A firma dba, by nie tylko zwalczali tę zbrodnię, co trzeba, ale też by odpowiednio wpływało to na wizerunek herosów. W razie czego nawet zatuszuje wpadki, takie jak zabicie dziewczyny w wyniku nieludzko szybkiego biegu. Po czymś takim zostaje tylko wspomnienie malowniczego rozbryzgu krwi, wyrwane ręce w dłoniach ukochanego oraz czek i umowa NDA, by wyciszyć sprawę. Nie wszystkim się to podoba.
Zwłaszcza Hughiemu (Jack Quad), który padł ofiarą takiej tragedii. Wstrząs sprawia, że w niezdecydowanym, potulnym elektroniku rodzi się chęć zemsty na superbohaterach. Tak się składa, że na jego drodze staje Billy Butcher z ofertą nie do odrzucenia. Przyparci do ściany, muszą zebrać eskadrę zwyroli, razem z którymi zajmą się problemem superbohaterów-socjopatów.
Bowiem bogowie są nadzy. Pełni wad i okrutni, dbający o własny interes (zyski, lajki na instagramie) niczym w greckim panteonie, któremu kłania się zresztą estetyka serialu, ilekroć kamera przemierza siedzibę herosów. To jednak coś więcej niż ukłon w stronę mitów. To bardzo aktualny komentarz o tym, że społeczeństwem od wielu dekad rządzą socjopatyczne jednostki, które jeśli czasem nawet pomogą – to przypadkiem albo dlatego, że mają w tym interes. To świat – niemal nasz świat – w którym Jezus, gdyby zdecydował się na ponowne nadejście, musiałby szukać pomocy u naprawdę dobrego PR-owca.
Po drugiej stronie nie jest lepiej. Bo kto może wycelować we współczesne sacrum, jeśli nie profani, bluźniercy i zwyrodnialcy? Tym są tytułowi Chłopcy: bandą plugawych sukinsynów, którzy tym się różnią od wrogów, że nie udają kogoś czystego. Nawet Hughie ma swoją mroczną stronę, którą Jack Quad pięknie ogrywa w postaci płynnych przejść od niezdecydowanego fajtłapy do zimnego mściciela. Czasem obserwujemy też Starlight, początkującą superbohaterkę, naiwną idealistkę, którą granie w pierwszej lidze sprowadzi do parteru.
- Świetna gra aktorska Jacka Quada, Karla Urbana, Errin Moriarty i całej reszty
- Obrzydliwie zabawny czarny humor
- Świetne, cięte żyletą dialogi
- Dobre sceny akcji
- Ciekawi, niejednoznaczni bohaterowie
- Bardzo dobrze dobrana muzyka
- Gorzki, ale celny przekaz o współczesnym świecie
- Wielu może się odbić od obsceny serialu
- Pierwszy sezon kończy się w bardzo dziwnym momencie (ale na szczęście potwierdzono kontynuację).
Całych Boysów budowano na takich kontrastach wizualnych i psychologicznych, co tylko wspiera wyrazisty charakter serialu. Piękno i bogactwo drapaczy chmur kontra brud i brutalność ulicy; zakłamanie wielkich kontra prostota protagonistów – a wszystko unurzane w smoliście czarnym humorze. Scenarzyści, nawet gdy pozwalają sobie odbiec od materiału źródłowego (ale mniej niż w Kaznodziei), to i tak zachowują tę opętańczą, perwersyjną energię komiksów Gartha Ennisa, jego absolutny brak zahamowań oraz brudne, uliczne dialogi. Już w pierwszych dwóch odcinkach The Boys przejeżdżają się po wszelkich możliwych tabu jak kompania czołgów. A żart z bomby w jelicie grubym nie powinien tak bawić jak w tym serialu.
A na tym zalety show się nie kończą. Aktorzy z pokerową twarzą i ogromnym wyczuciem ogrywają sytuacje zarówno komiczne, jak i tragiczne. Bo za wisielczą satyrą kryje się tu sporo dramatu, porządnie odrobionej psychologii postaci – zresztą bez tego gatunek byłby tylko wydmuszką. Kiedy się nie śmiejemy, to jesteśmy przerażeni. Albo zdegustowani. Wykorzystanie nadnaturalnych mocy pozwala na popis kreatywności scenarzystów i realizatorów.
Reżyser dźwięku z werwą żongluje autorskimi kompozycjami i klasykami z radia tak, by podkręcić każdą scenę. Wizualnie to pierwsza klasa. Gra świateł, kadry wielkiego miasta, tej brudnej Ennisowej dżungli, wciągają w głąb, zaś spece od efektów zgrabnie ogrywają serialowe ograniczenia. Dzięki wsparciu scenariusza mogą skupić się na efektach działań superbohaterów, a nie kosztownych laserach bijących w niebo.
Serial przebiega przez typowe bramki w scenariuszu – budowanie drużyny, przemiana bohatera – ale robi to na własnych zasadach. Chłopcy jadą po bandzie. Bywają wywrotowi, obrzydliwi, wulgarni i cholernie zabawni. Dlatego niemal zawsze trafiają.
ZASTRZEŻENIE
Firma GRY-OnLine S.A. otrzymuje prowizje z reflinka umieszczonego w tekście.