TGA to świetny pomysł, ale ma swoje wady
Za nami największe premiery, a to oznacza, że rozpoczynają się przygotowanie do The Game Awards 2024. W redakcji już głosujemy, wiedząc przy tym, że plebiscyty tego rodzaju to świetny, ale niepozbawiony swoich wad pomysł.
Listopad powoli nam się domyka, a ten piękny, pełen spektakularnych fajerwerków rok leniwie zbliża ku końcowi. W świecie gier też to widać – te premiery, które z miejsca rozpalają wyobraźnię milionów na całym świecie, już za nami (choć nie zapominajmy o Avatarze: Frontiers of Pandora).
Zakończenie sezonu obserwuję również w pracy redakcji. Co prawda są jeszcze ci, którzy przetrawiają zachwyt Alanem Wakiem 2, ale pojawiają się już pierwsze głosy, by tak rzec, profetyczne – pierwsze syntezy i podsumowania. Przed nami grudzień, a przecież grudzień to czas, w którym cały świat rozmawia o doritosach i mountain dew.
Poznaliśmy już bowiem wielkich nominowanych do tegorocznych nagród The Game Awards. Na ringu stanęli najwięksi, najsilniejsi, najpopularniejsi. Na liście nominowanych tytuły raczej bezpieczne – poza paroma kontrowersjami mamy względnie kompletne zestawienie naszych największych zachwytów. Nominacje – jak to często bywa – dały przyczynek do rozmów ważnych, na przykład: „Czy Baldur’s Gate 3 to gra niezależna?” – ciekawą dyskusję skrótowo przedstawia Kamil Kleszyk w swoim tekście.
Już teraz wygranymi – przynajmniej pod względem liczby nominacji – są Baldur’s Gate 3 i Alan Wake 2. Aż 8 nominacji ex aequo to liczba, którą ich twórcy mogą się reklamować (a warto przy tym zaznaczyć, że chwilę temu Baldur’s Gate 3 zgarnęło 7 statuetek na gali Golden Joystick Awards 2023). Obydwie te gry pod różnymi względami staną się w przyszłości punktem odniesienia dla innych podobnych dzieł. Obydwie też są dowodem, że produkcje dla pojedynczego gracza z rozbudowaną i ciekawie poprowadzoną fabułą to wciąż dobry biznesplan. I nie dajmy sobie wmówić, że jest inaczej.
Bo obie te gry to przecież wielkie światy wyobraźni w starym stylu – gry z dobrym gameplayem i historią, o których będzie się mówić latami. A wszystko to bez zbójeckich mikrotransakcji i agresywnej monetyzacji, która – jeśliby mogła – nie tylko ogołociłaby nas z ostatniej kasy na obiad, ale i wyrwała torebkę z rentą naszej babci. Takie gry jak BG3 i Alan Wake 2 nie powstają już często. I nie wierzę, że to piszę, ale Zelda może w tym roku nie ujrzeć ani jednej nagrody. No, przynajmniej w teorii.
Wielcy nieobecni, o których w swoim tekście pisze Sonia Selerska, to oczywiście Starfield (1 nominacja w kategorii RPG), Diablo IV (2 nominacje w kategorii Multiplayer i Accessibility) i Hogwarts Legacy, które nie pojawiło się ani razu. To największe zresztą zdziwienie, bo choć gra nie była ani rewolucyjna, ani rewelacyjna, okazała się sprzedażowym hitem – aczkolwiek z trochę płytkim otwartym światem z magicznymi rekwizytami, które pamiętamy z książek i filmów o małym czarodzieju. Mnie osobiście dziwi chociażby jej brak w kategorii Action Adventure albo Art Direction. Bo może nieszczególnie głęboki był ten świat i może faktycznie wcielaliśmy się w kompletnego psychopatę, ale jednak zamek Hogwart oraz okalające go błonia i lasy wspaniale oddawały tak kochaną przez wielu magię.
I być może podpadnę, ale jednak o ile brak Hogwarts Legacy odrobinę mnie dziwi, tak porażka Diablo IV i Starfielda już nie do końca. Po przejrzeniu internetów mam zresztą wrażenie, że fanów tych marek nie tyle zaskoczyła nieobecność gier na listach nominacji, co raczej fakt, że wielcy deweloperzy nie sprostali oczekiwaniom. Bo obydwie te produkcje, choć potrafią nas zająć na długie godziny, ba, cieszyć i bawić, tak mam wrażenie, że przynajmniej w porównaniu z wyżej wymienionymi... to kompletnie inna, gorsza liga.
Nie jesteśmy w stanie wybrać jednej gry, która wszystkim się spodoba. Czasami nasze gusta radykalnie odbiegają od mainstreamu. Bo niby łączy nas wiele, ale jeszcze więcej dzieli – są kraje na tym świecie, które o Gothicu nigdy nie słyszały. Sympatie, trendy i popularność niejednokrotnie wyznaczają najwięksi – pisze o tym Dariusz Matusiak w swoim tekście („Hollywood dyktuje, o czym są gry – i dzieje się tak od dekad”) i oczywiście ma rację.
Między innymi o tym i o samym TGA, nominacjach, wyborach, ale również o pewnych, powiedzmy, słabszych punktach przyjętej formuły konkursu rozmawiamy w dwóch podcastach, które nagraliśmy specjalnie z tej okazji. W pierwszym z nich, na kanale TVGRY+ (i Spotifyu), wraz z Michałem Mańką dochodzimy nawet do konkluzji, że z TGA jest jak z demokracją – to system najlepszy, ale nie idealny. Bo tak to już z syntezami, uogólnieniami i plebiscytami jest, że gdzieś po drodze gubi się to, co choć wspaniałe, niesamowite i jedyne w swoim rodzaju, jest w konsekwencji incydentalne, odosobnione i zbyt jednostkowe, aby porwać miliony. Ale być może właśnie w tym tkwi całe piękno – w tym, że te nasze ulubione, ukochane gry, pozostaną nasze, niekoniecznie zyskując poklask tłumów. I o tym również rozmawiamy w cyklicznym Przeglądzie Tygodnia „Młodzieżowe słowo roku to Baldur’s Gate 3” z Karolem Laską i Adamem Celarkiem.
I choćbyśmy rozmawiali o tym sto lat, nie dojdziemy do porozumienia, bo ktoś może uważać, że grą roku jest, powiedzmy, Jagged Alliance 3, i przecież nie powiesz mu: „Quit having fun!”, bo w sumie, jakie masz do tego prawo? My, redakcja GRYOnline, borykamy się z tym na co dzień. Teraz zresztą trwa wewnętrzne głosowanie (należymy do jury TGA) i rozmowom o tym, co najlepsze, a co najważniejsze, a co najpopularniejsze i najfajniejsze, nie ma końca. Zwłaszcza że każdy z nas jest inny i w innych punktach widzi sprawy najistotniejsze.
ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA
Jeśli spodobał Ci się ten tekst i chcesz otrzymywać go przed wszystkimi, zapisz się do naszego newslettera.