Mark Hamill był początkowo niechętny, by zagrać w nowych Star Wars. Miał ku temu zrozumiały powód
Na początku Mark Hamill nie był zbyt optymistycznie nastawiony do powrotu do roli Luke’a Skywalkera w Przebudzeniu Mocy. Wiemy, co wpłynęło na zmianę jego podejścia.
W 2012 roku, gdy Disney wykupił Lucasfilm, od razu pojawiły się informacje o planach na nowe filmy, opowiadające dalszą historię rodu Skywalkerów. Kiedy rozpoczęto prace nad trylogią sequeli, Mark Hamill miał jednak pewne opory przed powrotem do legendarnej roli Luke’a Skywalkera.
Aktor dość sceptycznie podszedł bowiem do sposobu pokazania jego postaci w produkcji Disneya. Jak wszyscy dobrze wiemy, w Przebudzeniu Mocy Luke Skywalker pojawia się tylko na krótką chwilę, na samym końcu filmu. Mark Hamill nie był przekonany do powrotu w takiej formie.
Po premierze Epizodu VII w wypowiedzi dla serwisu IGN reżyser J.J. Abrams zdradził, że to właśnie zakończenie najbardziej nie podobało się Markowi Hamillowi.
Szczerze mówiąc, na początku Mark Hamill był trochę oporny… Był tak miły, że to zrobił, ale na początku stwierdził: „Czy to będzie wyglądać głupio, czy to żart, że on tam stoi?”
To jednak właśnie ten zabieg pozwolił na odpowiednie rozwinięcie wątku Luke’a w Ostatnim Jedi. Przypomnijmy, że każdy z nowych epizodów miał skupiać się na innej postaci ze słynnego trio z filmów Lucasa. W Przebudzeniu Mocy była to postać Hana Solo, Skywalker. Odrodzenie stało się pożegnaniem z księżniczką Leią, a Ostatni Jedi opowiedział nam, co działo się z Lukiem.
Tak mała rola w pierwszym filmie mogła być sporym zaskoczeniem dla Hamilla. Przecież Luke Skywalker to postać legendarna, na której w głównej mierze opiera się cała franczyza. Co ciekawe w pierwszych przymiarkach do Przebudzenia Mocy postać syna Anakina miała pojawić się trochę wcześniej. Jednak podjęcie decyzji o ograniczeniu roli Hamilla do tych kilku sekund pozwoliło w Ostatnim Jedi mocniej skupić się na historii tej postaci i motywach, jakie kierowały nim, kiedy podjął decyzję o zaszyciu się na planecie Ahch-To.