Po zagraniu w nową grę twórców World of Tanks powiem jedno: kurczę, fajne te mechy
Wielkimi krokami zbliża się debiut Steel Hunters w Early Accessie. Po raz kolejny zagrałem przedpremierowo w tę darmową strzelankę z mechami i wyznam, że trzymam za nią kciuki, bo dziś nawet niezłe gry potrafią zginąć w zalewie premier.

Od dawna szukam gry, która zastąpi mi World of Tanks. Do „Czołgów” co prawda jeszcze czasami wracam, ale raczej na chwilę, bo to już nie jest to samo (#kiedyśtobyłyczołgi) – wita mnie tona trybów i opcji, zatrzęsienie dziwacznych pojazdów oraz upierdliwa monetyzacja (np. teraz są już dwa osobne abonamenty). Dlatego z pewną nadzieją patrzę na Steel Hunters, które 2 kwietnia, czyli za tydzień, trafi m.in. na Steama.
To gra, o której do tej pory było dość cicho, a szkoda, bo zapowiada się ciekawie. Odwiedziłem ostatnio w podlondyńskim Guildford jej twórców, czyli brytyjski oddział Wargamingu. Na miejscu zagrałem w najnowszą wersję Steel Hunters i porozmawiałem z autorami. I choć nadal mam kilka ale (nadal, bo pierwszy raz grę testowałem jeszcze w grudniu), coraz bardziej liczę, że premiera Steel Hunters się uda, bo pozycja ta ma potencjał, a ja na coś podobnego czekam już ładnych parę lat.
Koktajl gatunkowy
Steel Hunters może wydawać się podobne do World of Tanks – w końcu w obu tytułach zasiadamy za sterami stalowych potworów i walczymy z innymi graczami w multiplayerowych meczach – ale to tylko pierwsze wrażenie. SH nie jest klasyczną arenówką, w której po prostu mierzymy się z wrogą drużyną – twórcy wykorzystali w swojej produkcji rozwiązania z kilku gatunków i wyszedł im całkiem strawny koktajl. Mamy tu więc trochę elementów z gier typu battle royale (w meczu rywalizuje sześć dwuosobowych drużyn, ale wygra tylko jedna), a także nieco z extraction shooterów (po drodze walczymy również z przeciwnikami AI, nie trzeba też wszystkich wrogich ekip eliminować, bo możemy zwyciężyć, zajmując strefę ewakuacji). Dodatkowo wzmacnianie naszych mechów w trakcie meczu ma kluczowe znaczenie.
W efekcie powstała gra znajoma, a zarazem świeża. Z jednej strony znajdziemy tutaj szybkie mecze (do 10 minut) czy wolniejsze tempo rozgrywki, a więc coś, co może przypaść do gustu fanom WoT-a. Z drugiej mocny nacisk położono na współpracę w drużynie, a kluczowe znaczenie mają drobne decyzje graczy na polu bitwy (np. gdzie „farmić” doświadczenie czy zasoby albo kiedy zaatakować wrogi zespół). To styl zabawy, który zawsze lubiłem w Apex Legends, PUBG czy Warzonie, ale odrzucała mnie od nich zbyt skillowa rozgrywka i długość meczów. Steel Hunters wydaje się w całkiem udany sposób łączyć te dwa światy.
Spokojnie, Andrzeju
Kluczową cechą każdej gry jest dla mnie gameplay. No i ten w Steel Hunters okazuje się całkiem w porządku. Podoba mi się szczególnie tempo rozgrywki. Na początku spadamy oczywiście z nieba, z impetem wbijając się w ziemię – jak w każdej szanującej się grze czy filmie o mechach. A później zaczyna się zabawa polegająca na zbieraniu wzmocnień, takich jak tarcze czy bonusy do obrażeń, a także rozwijaniu naszego stalowego łowcy – np. na trzecim poziomie (czyli po kilku minutach gry) zdobywamy „ulti” wybranego mecha. W moim przypadku, bo mam już ulubionego łowcę, jest to minigun, który zadaje ogromne obrażenia, jednak równocześnie mocno spowalnia ruchy. Musimy go więc odpalić we właściwym momencie, by wróg nie zdołał szybko się ukryć – inaczej skill się zmarnuje i trzeba będzie czekać, aż się odnowi.
No i w trakcie przemierzania postapokaliptycznych przestrzeni kilku dostępnych map spotykamy od czasu do czasu wrogie drużyny. Najczęściej z nimi walczymy, ale czasami warto odpuścić albo wręcz uciec – możemy być osłabieni po poprzedniej potyczce lub nieprzyjaciel ma przewagę taktyczną. Ciągle więc musimy podejmować decyzje, co w danym momencie zrobić – jakich ulepszeń szukać albo jak podejść przeciwnika dostrzeżonego na horyzoncie. I nie są to błahe decyzje, bo wśród wzmocnień do zdobycia znajduje się np. opcja chwycenia za stery ultrapotężnego mecha, który bez problemu „wysoluje” nawet dwóch wrogów naraz.
Jak w każdej tego typu grze rozgrywka w teorii jest dość powtarzalna, ale w praktyce ciągle zaskakuje i szybko się nie nudzi, bo walczymy z ludźmi, a ich zachowania nie sposób przewidzieć. W przeciwieństwie do takiego WoT-a nie ma tu też miejscówek, w których w każdym meczu drużyny statycznie wymieniają się ciosami (tzw. „przepychacze”). W Steel Hunters cele misji w danym meczu są dynamiczne, nie da się więc grać w ciemno i na pamięć.
Z fundamentów rozgrywki jestem więc zadowolony, a ponadto do wspomnianego tempa dochodzi przyjemne sterowanie, a także satysfakcjonująca walka, wymagająca więcej ogarniania niż w World of Tanks, ale też nie tak bardzo skillowa jak np. w Apex Legends. Dla mnie to dobry balans – cenię sobie właśnie takie mniej dynamiczne strzelanki sieciowe, w których pomyślunek okazuje się równie ważny jak sam skill, choć oczywiście bez tego ostatniego i tak się nie obejdzie.
Zaraz wyklepiemy
Moje główne wątpliwości dotyczą tytułowych mechów. Ich projekty są wizualnie całkiem niezłe, a animacje dopracowane. Steruje się też nimi na polu bitwy bardzo przyjemnie – nie są tak powolne jak maszyny z MechWarriora, ciągle jednak czuć, że to wielkie konstrukcje. Skutecznie to uczucie wzmacniają zresztą mapy pełne porzuconych samochodów, które możemy niszczyć niczym jakieś zabawkowe matchboxy, czy różnych budowli rozpadających się na kawałki, gdy przez nie przebiegamy w trakcie intensywnego starcia.
Brakuje mi jednak tożsamości tych mechów. Historia, którą chce w tle opowiedzieć gra, wydaje się pretekstowa, a osobowości pilotów na razie kompletnie mnie nie zainteresowały. Tak, twórcy nad tym elementem gry pracują – w trakcie rozgrywki możemy np. posłuchać, jak piloci naszych maszyn ze sobą gadają, dowiadujemy się w ten sposób trochę na temat ich relacji czy przeszłości. Uważam jednak, że to za mało. Liczę na to, że w trakcie wczesnego dostępu autorom uda się nadać grze więcej charakteru – i to wcale niekoniecznie historią, bo klimat można budować nawet interfejsem.
Martwi mnie też mało porywający rozwój mechów poza meczami – bo za expo, które zdobywamy po zakończeniu starcia, możemy odblokowywać różne ich wzmocnienia, głównie nudne bonusy X% do jednej z wielu statystyk. Na razie jednak trudno mi ocenić, jak mocno ten rozwój wpłynie na frajdę z rozgrywki – o tym przekonamy się dopiero po jakimś czasie od premiery.
Minimalistyczny minimalizm
Przydałoby się też dopracować interfejs. Co prawda przekazuje on wszystkie potrzebne informacje, ale nie miałbym nic przeciwko, żeby robił to w trochę lepszym stylu. Albo w ogóle w jakimkolwiek stylu. Bo mamy tutaj do czynienia z minimalnym minimalizmem, który nie pomaga grze budować własnego charakteru.
Darmowa gra bez mikropłatności
Darmowe gry to dzisiaj de facto jedne z najdroższych opcji na rynku – nie bez przyczyny tyle zarabiają. Daleko zresztą nie trzeba szukać, bo we flagowy produkt Wargamingu trudno się gra za darmo – wymaga to masy grindu, na który mało kto może sobie pozwolić. Dlatego bardzo ciekawie zabrzmiała deklaracja twórców, że w Steel Hunters na początku nie wystąpią mikropłatności – i tak pozostanie przez cały pierwszy sezon.
Oczywiście to się szybko zmieni, bo mikropłatności będą wprowadzane wraz z rozwojem wczesnego dostępu – a ten ma być dynamiczny, gdyż wersji 1.0 powinniśmy się spodziewać jeszcze w tym roku. Trudno się zresztą temu dziwić – nad Steel Hunters pracuje dziś ponad 200 osób, a Wargaming chciałby przecież na tej niebagatelnej inwestycji zarobić. Podoba mi się jednak to podejście, bowiem sugeruje ono, że twórcy są pewni swojego dzieła. Mówią w ten sposób: mamy dobrą grę, sprawdźcie to sami. A jeśli Wam się spodoba, może z czasem zapłacicie za konto premium czy jakieś skórki (tutaj spekuluję, bo nie mam pojęcia, jak będzie wyglądać monetyzacja).
Jasne, na postawę deweloperów na pewno wpłynęła sytuacja na rynku, na którym jest masa gier – i zwyczajnie trudno się dziś wybić. Takie prokonsumenckie podejście pozwoli więc Steel Hunters wyróżnić się na tle rywali – bez względu jednak na przyczynę to dla nas, graczy, po prostu dobra wiadomość. Można bez presji przetestować Steel Hunters, nie martwiąc się, czy brak konta premium utrudni zabawę.
Łowcy serc?
W dzisiejszych czasach trudno ocenić, czy dana gra zdobędzie fanów, czy też przejdzie bez echa. Steel Hunters tuż przed premierą wygląda na dość solidną produkcję z ciekawym gameplayem i niewielką rolą mikropłatności, a dodatkowo z dobrym stylem otwartej komunikacji z fanami. Czy to wystarczy, żeby „stalowi łowcy” zdobyli serca graczy? O tym przekonamy się już niedługo – ja w każdym razie trzymam kciuki.