Paragraf 22 – błędne koło wojny – pierwsze wrażenia z nowego miniserialu HBO - felieton
George Clooney już kilkukrotnie udowodnił, że ma dryg do reżyserii. Tym razem jednak porwał się na naprawdę gruby kaliber – ekranizację Paragrafu 22 Josepha Hellera. Ze starcia z wybitnym, ale niewdzięcznym materiałem źródłowym wyszedł obronną ręką.
Paragraf 22 Josepha Hellera odmienił jedno pokolenie. Był czymś zdecydowanie więcej niż manifestem antywojennym – to kontrowersyjna satyra, która celowała w problematykę obecną także w czasach pokoju: w religię, biurokrację, w hipokryzję rządzących. Potężna opowieść, podszyta wisielczym, histerycznym humorem, która okryła autora sławą. Ekranizacji podjął się niegdyś Mike Nichols. Film podzielił widzów: jednych urzekł absurdalny klimat i wierność powieści, innych odrzuciła zbytnia kompresja wątków i chaos. George Clooney podszedł do sprawy odrobinę inaczej.
- Wierność duchowi oryginału...
- … i jego wywrotowemu przekazowi
- Świetnie dobrani aktorzy
- Zdjęcia robią klimat
- … muzyka również
- Przy tym, jak ponury jest to serial – bywa cholernie zabawny. Do czasu
- Niektóre wątki spłycono
- Część sekwencji lotniczych wygląda plastikowo
Autor jednej książki
Heller miał ten problem, że stworzył dzieło absolutne, które potrząsnęło rzeszą czytelników. Dostał za to mnóstwo pieniędzy i pewnie mógłby spocząć na laurach, ale pisał dalej – w perfekcjonistyczny, niespieszny sposób, dopieszczając każdą kolejną książkę. Niestety, nawet kontynuacja – Ostatni rozdział czyli paragraf 22 bis – przeszła bez większego echa.
Tym razem paradoks Paragrafu 22 odkrywa przed nami miniserial telewizji Hulu. Trwa trochę ponad cztery godziny, a więc ma dość miejsca, by rozwinąć i lepiej uchwycić przekaz oryginału. Oczywiście, już po dwóch odcinkach, które przyswoiłem na potrzeby tekstu, widać, że na literackiej tkance dokonano cięć i przeszczepów. Jeden z kluczowych dla powieści motywów przesunięto prawdopodobnie na następne epizody (śmierć jednej z postaci), ale w większości wypadków interpretacja Clooneya i spółki zachowuje ducha oryginału.
Już pierwsza aktorska popisówa i zarazem cameo reżysera pokazuje nam, z czym będziemy mieli do czynienia. Z dramatem, czarną komedią, nadekspresyjną satyrą, dla efektu zapakowaną w kino wojenne. Film otwiera bowiem sekwencja, w której oficer odgrywany przez Clooneya wyżywa się na początkujących lotnikach, bo ci nie radzą sobie z równym maszerowaniem. Taka, rozumiecie, bardzo istotna umiejętność w życiu każdego pilota: defilowanie przed dowódcami.
Wydarzenia w Paragrafie 22 poznajemy z perspektywy Yossariana (świetny Christopher Abbot), który ma do odfajkowania kilka lotów bojowych. I bardzo, ale to bardzo chciałby się znaleźć w zupełnie innym miejscu. Niestety, na przeszkodzie stoją mu zapalczywi, tępi dowódcy, biurokracja, hipokryzja i fakt, że ludzie generalnie trzymają się kurczowo wygodnej hierarchii – nawet jeśli to miałaby ich zabić.
Miniserial stara się bowiem oddać buntowniczego i kontestacyjnego ducha pierwowzoru i nawet jeśli tu i tam spłyca niektóre przemyślenia, to również nie bierze jeńców. Tu władza i żądza pieniądza ogłupiają, rządzą nami paradoksy, które zamykają nas w potrzasku. A my próbujemy się z nimi szarpać, dopóki któryś nas nie zabije. To bardzo gorzkie, ale i bardzo prawdziwe przemyślenia, i choć tutaj dotyczą głównie wojska i wojny – opisują całą rzeczywistość.
Ciężko byłoby przyswoić taką dawkę goryczy – gdyby nie forma. Paragraf 22 wypełnia absurdalny, czarny humor. Czasem wystrzeliwuje błyskawicznie, w jednej kwestii czy krótkim ujęciu, ale bardzo często wynika z zapętlonych sytuacji, kręcenia się bohaterów w kółko – dosłownie i w przenośni. Bo w gruncie rzeczy jest to wielowarstwowa opowieść o tkwieniu w błędnym kole.
Dialogi i sytuacje jednocześnie bawią i przerażają. Coś, co zaczyna się jako wisielcza satyra z czasem – podobnie jak w książce – robi się mroczniejsze, bardziej egzystencjalne i dramatyczne. Przyswajamy to dlatego, że Paragraf 22 to kawał porządnej realizatorskiej roboty.
Aktorzy wylewają z siebie siódme poty – czy to przemykający przez ekrany Clooney, czy Christopher Abbot, czy grający z większą rezerwą, ale idealnie pasujący do roli Hugh Laurie. Zdjęcia aż się proszą o seans na ekranie większym niż przekątna naszego lapka czy smartfona. Tylko niektóre sceny lotów wydają się sztuczne, jakby ktoś poskąpił pieniędzy na dopieszczenie bombowców. Radosna i rozkoszna muzyka jazzowa ładnie kontrastuje z absurdami i przemocą wojny.
Pierwsze wrażenie Paragraf 22 robi naprawdę porządne. Trzyma się ducha oryginału, nawet jeśli zmienia wątki, by osiągnąć bardziej filmowe tempo. Grozę egzystencji człowieka w hierarchii i strukturze – każdej strukturze - oddaje wzorowo. I przede wszystkim to samobiczowanie gatunku ludzkiego dobrze się ogląda. Nie uciekamy z krzykiem, bo mamy do czynienia ze sprawnie zrealizowanym kinem – na tyle sprawnym, by wciąż mogło nami potrząsnąć.