autor: Redakcja GRYOnline.pl
Myśli nieprzemyślane - O mieczach i o dyskach
Miecz ma 400 lat, a ciągle można nim drzewa ścinać. Teraz jak coś zrobią, to się zepsuje najdalej po roku.
Był kiedyś jakiś taki film amerykański, chyba – przygłupiasty, podejrzewam. Generalnie mordobicie, mordoodstrzeliwanie i mordociachanie. Tytułu nie przypomnę sobie ani na rozgrzanych węglach, ani pod hipnozą, ale jeden z niego dialog wciąż kołacze mi pod skorupką. Dzieje się tak dlatego, że jego aktualność staje się z upływem lat coraz to bardziej aktualna. Oto jeden macho podaje drugiemu miecz samurajski ze swojej kolekcji. Tamten ujmuje go z nabożeństwem, powoli obnaża i sprawdza, że ostry (czy sobie przy okazji ucina rękę po łokieć, tego naprawdę nie pamiętam). I wtedy macho mówi:
- Ten miecz ma 400 lat, a ciągle można nim drzewa ścinać. Teraz jak coś zrobią, to się zepsuje najdalej po roku.
Prawda, że prawda? Pomijam już fakt, że co druga rzecz nabyta w supermarkecie będzie zepsuta już na dzień dobry, a żaden jej producent z tego powodu harakiri nie popełnia. Gdzie się nie rozejrzeć, z jakim znajomym nie pogadać, będzie miał coś zepsutego, coś w naprawie, coś ‘na wymianie’, bo już długo nie pociągnie.
Moja matka na przykład dziś lub jutro spodziewa się dostawy nowej lodówki, bo stara już sama chodziła po kuchni i okazjonalnie umierała na spacerze (też mi stara lodówka – powiedzcie nastolatce, że czas zmarchy podciągnąć i iść się zakopać). Mój stryj do mnie przedzwonił, bo padł mu zasilacz i dysk twardy – zasilacz wymienił, ale czy nie byłbym tak dobry i tak pełen wolnego czasu, żeby dyskiem się zająć, system postawić, Internet podłączyć...? Do pracy jechałem dzisiaj tak gdzieś z godzinę, z czego kawałek tej ‘jazdy’ przebyłem pieszo, bo się tramwaj tak udanie zepsuł, że korek objął bez mała pół miasta. Zaraz jak tylko wrócę zaś z pracy do domu, zabiorę się za przekopanie pokoju w poszukiwaniu karty gwarancyjnej do notebooka, któremu po ledwie roku od zakupu padł dysk. Tak na amen – tyle dobrego, że zdążyłem najważniejsze rzeczy zgrać, backupy zaktualizować.
Zresztą co tu gadać, jeśli wszystko, co kupujemy – niechby to metalowa kulka była – ma swoją datę ważności, bezawaryjny okres działania itepe. Nawet jak coś ma lifetime-warranty, bynajmniej ta warranty nie jest gwarancją na to, że się nie zepsuje, ale że zostanie wymienione za darmo, gdy się zepsuje. Czarna rozpacz. Dlaczego ludzie chodzą po ulicach i włosów z głowy nie rwą? Bo się przyzwyczaili? Pewnie tak.
Jest jednak druga strona medalu. Ludzie mają za dużo pieniędzy, więcej ich chcą więc wydawać, więcej zatem muszą ich zarabiać. Tak, tu musi paść brzydkie słowo na K – konsumenci. Ale nie będę w tym miejscu wdeptywał w bagno nieczystości wylanych na współczesny tryb życia, przez ludzi dużo ode mnie świetlejszych. Nie będę się rozpisywał o tym, jak to nie ma sensu sprzedawać sprzętów bezawaryjnych, bo interes będzie kręcił się wtedy, gdy rynek nie będzie nasycony, a nie gdy raz wyprodukowany młotek będzie przechodził z ojca na syna. Coś innego, znacznie mniej popularnego przyszło mi do głowy. Coś, co z jednej strony owocuje tym, że młotek nawet jak się po roku używania nie rozpadnie, to ojciec go i tak zgubi, zanim mu się ten syn urodzi. Masowość oznacza taniość. To, co jest produkowane dla mas, jest zaprojektowane tak, by było tanie i by masy mogły to masowo kupować.
Wieki temu kupowanie było przywilejem możnowładców, ludzi bogatych. Taki miecz, któremu przez kilkanaście pokoleń rękojeść się nie odłamała, nie kosztował ani pół pensji, ani dwóch, ani rocznych oszczędności. Mógł kosztować tyle co cała wieś, a rzemieślnik, który takie miecze potrafił wyrabiać mieszkał na zamku i nawet, gdyby jego pan mu za robotę tymi wioskami nie płacił, to z pewnością bez mrugnięcia okiem poświęciłby w jego obronie życie dziesiątek wojaków. A czy dzisiaj ktoś wie, kto zaprojektował i jaki numer seryjny ma robot, który wyprodukował dysk twardy, który ja kupiłem za ułamek pensji i który po roku się zepsuł? Czy dysk, który dostanę w zamian będzie się ‘na oko’ czymś różnił?
Oczywiście dostanę, jeśli odkopię kartę gwarancyjną. Jeśli papier, na którym została wydrukowana nie zetlał, a farba drukarska za ten rok nie wyblakła. Jeśli samego mnie to bawi, to znak, że też się przyzwyczaiłem...
Borys „Shuck” Zajączkowski
PS. Sprawdziłem w Słowniku wyrazów obcych PWN hasło ‘konsumenci’, tak żeby wiedzieć, czy wiem, o czym piszę – „(lm), biol. organizmy (głównie zwierzęta) nie wytwarzające materii organicznej ze związków nieorganicznych, odżywiające się innymi organizmami”. I nie wiem. Bo jeśli zjadam hamburger – wyprodukowany (tak na smak) z gąbki łazienkowej, masy papierowej oraz barwników i aromatów identycznych z naturalnymi – a wytwarzam z tego organiczną kupę (tak na zapach), to czy jestem konsumentem?
Powiązania do myśli
- MNP.50 – Wirtualne traumy
- MNP.51 – Agencja morderców
- MNP.52 – W szponach statystyki
- MNP.53 – Czas na Piknik!
- MNP.54 – Ideał piękna