Kto zrobi Baldur's Gate 4? Kto jest na tyle szalony, aby podjąć się zadania?
Baldur's Gate 4 nie zrobi Larian Studios, więc przez wiele lat zostanie nam cieszenie się Baldur's Gate 3. Zastanówmy się jednak, kogo Hasbro i Wizards of the Coast wyznaczą na dewelopera. Czy chcielibyśmy, aby CD PROJEKT RED zrobiło BG4? A może Activision Blizzard?
Szanujemy zdanie Swena Vincke i chęć Larian Studios do robienia nowych, własnych rzeczy, ale nie zmienia to faktu, że zostajemy teraz sami w pociągu, który zbliża się do rozjazdu, a lokomotywą kieruje Hasbro. Jeśli Baldur’s Gate 4 nie zrobi Larian Studios, który deweloper się tego podejmie? Kto podniesie rękawicę i odważy się ogłosić, że oto my zrobimy następnego „Baldura”? Kto ma tyle pieniędzy, ludzi, kreatywności i czasu, aby sprostać takiemu projektowi? Oczywiście zakładając, że BG4 ma być grą świetną.
Ten tydzień nie należał może do najciekawszych, ale miał swoje szczególne momenty. Dostaliśmy możliwość zagrania w Manor Lords (o swoim doświadczeniu patodewelopera świetnie napisał Konrad Sarzyński) oraz w betę Frostpunka 2 (o której odrobinę mówię w przeglądzie tygodnia na TVGRY+GOL); dowiedzieliśmy się też, że Kingdom Come Deliverance 2 powstaje i ma się dobrze (o czym napisał Dariusz Matusiak), a nawet mogliśmy się chwilę pośmiać lub zadumać nad słowami byłego oficjela Blizzarda i jego pomysłem wręczania napiwków twórcom gier. Mnie jednak zaintrygowało i zaniepokoiło Hasbro oraz jego przedstawiciel Eugene Evans, który powiedział:
Mamy nadzieję, że nie trzeba będzie czekać kolejnych 25 lat. Nie chcemy się spieszyć, chcemy znaleźć odpowiedniego partnera, podejście i produkt, który mógłby reprezentować przyszłość Baldur’s Gate. Podchodzimy do tego bardzo, bardzo poważnie, podobnie jak do wszystkich decyzji dotyczących naszych dzieł.
Pisałem już o tym, że Larian opuszcza okręt i zmierza ku nowym wyzwaniom. Zastanówmy się jednak, które studia deweloperskie sprostałyby zadaniu i mogłyby w przyszłości wyprodukować BG4.
Przejrzałem internet – i fani w zasadzie wskazują dwie firmy jako te, którym skłonni byliby zaufać. Pierwsza z nich sprowadza „Baldura” do Polski, chodzi bowiem o CD Projekt RED. Studio, które – mimo że ma w swojej historii solidne potknięcia – potrafi jednocześnie wyciągać z tego wnioski. Osobiście wolałbym jednak, aby BG4 nie było grą action RPG – cała magia tej serii polega na sentymentalnym podejściu do tworzenia gier, a więc CDPR musiałby – w moim odczuciu – sięgnąć ku przeszłości. Wiemy jednak, że to zespół, które słynie z kreatywności, konstruowania dialogów, wyborów i questów. Wiemy, jakie przepiękne światy potrafi stworzyć, a jednocześnie ma ludzi, technologię i pieniądze. Czy gdybyśmy dali „Redom” wystarczająco dużo czasu, podołaliby zadaniu?
Owlcat Games to drugi wybór, który przewijał się przez wypowiedzi graczy, ale przyznam, że nie podzielam ich optymizmu. Gry tego studia, choć niejednokrotnie dobre, a nawet bardzo dobre, pozostają grami niszowymi – Owlcat sprawdza się w robieniu hardcore’owych RPG, po które sięgają ci, których miłość do cRPG jest równie wielka jak ich tolerancja bugów i przestarzałych mechanik. Zwyczajnie nie sądzę, aby studio Owlcat było zdolne do ogarnięcia tak dużego projektu – i stworzenia przy tym ładnej grafiki. No chyba że chcielibyście, aby za 5 lat nowy „Baldur” wyglądał jak Pathfinder.
A Obsidian Entertainment? Twórcy ci uratowali przecież serię Fallout ukochanym przez fanów New Vegas, oni również sprawdzili się przy oldskulowych RPG Pillars of Eternity – projektach odważnych pod wieloma względami. Na koncie mają także The Outer Worlds, Star Wars KOTOR II, a obecnie pracują nad Avowed. Skaczą, eksperymentują i kombinują z wieloma silnikami. Może więc oni?
A skoro Obsidian, to dlaczego nie szerzej – Bethesda? Wielu z Was przecież wychowało się na jej grach i pamięta, ilu wzruszeń i radości potrafiły zapewnić stworzone przez nią światy. Bethesda niewątpliwie ma pieniądze i siły przerobowe, aby taki projekt udźwignąć... Ale ma też Todda Howarda, który na rok przed premierą będzie Wam opowiadał o DOŚWIADCZENIU, jakie zapewni Wam nowy „Baldur”, a potem, gdy go już zainstalujecie, okaże się, że jest to doświadczenie traumy. Już jakiś czas temu o tym pisałem, a teraz się powtórzę: po Starfieldzie i Baldur’s Gate 3 nie jestem w stanie wybaczyć toporności, tandetności i przeterminowanego gameplayu gier Bethesdy. To było piękne, ale no właśnie – było. Czas idzie naprzód i nie ma w tym nic złego.
A ludzie z Activision Blizzard? Dawno temu ja też im zaufałem. Wtedy dałbym sobie za nich rękę uciąć i wiecie co?
Oczywiście nam wszystkim chyba łatwiej wskazać tych, których nie chcielibyśmy zobaczyć jako autorów przyszłego „Baldura”. Załamałbym ręce, gdyby okazało się, że Baldur’s Gate 4 tworzy Ubisoft; przywdziałbym czerń i wstąpił na Mur, gdybym dowiedział się, że BG4 zrobi Electronic Arts. Nie wierzę w odkupienie – a przynajmniej nie wierzę w nie w przypadku wielkich korporacji. Ich mechaniczne, excelowe myślenie, wypracowane przez lata, bezpieczne sposoby tworzenia gier – wyciosanych hurtowo w zgrabną, być może nawet ładną, ale jednak pozbawioną śladów geniuszu bryłę – nie sprawdzą się w przypadku „Baldura”. Nie potrzebujemy wież, wcale nie chcemy „tętniących życiem miast” rodem z Assassin’s Creed (tzn. zaludnionych manekinami makiet). Potrzebujemy czegoś niemożliwego, czegoś nieosiągalnego, czegoś, co nie może się udać.
Pomyślcie o tym: Baldur’s Gate 3 w sumie nie miało prawa się udać. 23 lata po premierze ukochanej, świętej części drugiej, w kompletnie innych realiach – rynku zżeranego przez agresywną monetyzację, tandetę i chałturę – dla kompletnie innego modelu gracza, który szybko się nudzi i wiecznie marudzi... a jednak! Larian osiągnął niemożliwe, na stałe zapisując się w historii gamingu. Porwał się z motyką na słońce. I chwała mu za to.
Być może więc kolejne studio, które mogłoby zrobić Baldur’s Gate 4, nie istnieje. A przynajmniej nie znajdziemy go wśród żadnej z tych firm, jakie wymieniłem. Bo Larian różni się od nich pod wieloma względami, ale przede wszystkim filozofią i podejściem do biznesu. A to jest bezcenne, to jest „niemożliwe” i „nieosiągalne”. Pozostaje mieć nadzieję – naiwną, oczywiście – że Hasbro nie pójdzie na skróty. Firma, która podejmie się tego zadania – czy będzie to BioWare, czy Obsidian, czy jeszcze ktoś inny – musi nie tylko mieć w swoich szeregach szaleńców (bo kto przy zdrowych zmysłach przyjmie takie zlecenie?!), ale przede wszystkim musi choć spróbować myśleć inaczej. Być może wtedy uda się osiągnąć „niemożliwe”. I sprostać legendzie.
ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA
Jeśli spodobał Ci się ten tekst i chcesz otrzymywać go przed wszystkimi, zapisz się do naszego newslettera.