Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 14 kwietnia 2023, 17:10

„Oczywiście, że Geralt wróci”. Rozmawiamy z Jackiem Rozenkiem, polskim głosem Wiedźmina

Spotkaliśmy się z Jackiem Rozenkiem, by porozmawiać o tym, jak widzi Geralta jako postać i co znaczy dla niego Wiedźmin jako marka. Aktor opowiedział nam przy okazji o swoim aktualnym stanie zdrowotnym i potencjalnym powrocie do roli łowcy potworów.

Źródło fot. CD Projekt S.A.
i

POZOSTAŁE TEKSTY O GERALCIE

Wywiad z Jackiem Rozenkiem jest częścią większego projektu, w którego ramach możecie przeczytać jeszcze rozmowę z Dougiem Cockle’em, czyli angielskim głosem Geralta, a także tekst zbiorczy, podsumowujący wypowiedzi i role obydwu aktorów. Znajdziecie je pod tymi linkami:

  1. Wywiad z Dougiem Cockle’em – angielskim głosem Geralta
  2. Wiedźmin oczami grających go aktorów. Analizujemy Geraltów Jacka Rozenka i Douga Cockle'a

Michał Mańka: Zacznijmy od początku. Jak rozpoczęła się Pana przygoda z Geraltem, czy pamięta Pan casting, jak cały ten proces przebiegał?

Jacek Rozenek: Pamiętam. Casting odbył się przy okazji jakiejś gry, którą nagrywałem w studio. Nie pamiętam już, co to była za gra. Reżyser poprosił mnie, żebym zagrał chwilkę do gry nowej. Nie powiedział mi jakiej, ale szybko się zorientowałem, bo oczywiście znałem Sapkowskiego. No i nagrałem tę próbkę, a potem już poszło. Casting był taki przy okazji – mój w każdym razie.

Jak wyglądały na początku przygotowania do tej roli i znalezienie głosu Geralta? Czy pojawiły się jakieś konkretne inspiracje, wskazówki? Na ile to była Pana własna interpretacja?

Ja wtedy byłem w nieprawdopodobnym gazie. Naprawdę. Nagrywałem takie ilości głosowe... Gdy teraz sobie przypominam, jak wyglądał mój dzień... byłem wtedy mniej więcej dziesięć lat w maglu dubbingowym, radiowym, czytania powieści. Z głosem robiłem prawie wszystko, i to na zawołanie. Ponieważ znałem prozę Sapkowskiego, było mi relatywnie łatwo w to wejść. Miałem zawsze niski głos, tzn. od 21 roku życia. Tak że za specjalnie nie kombinowałem – takie kombinowanie polegało co najwyżej na wyobrażeniu sobie postaci, ale ja wyobraźnię mam i znałem materiał źródłowy, więc wiedziałem, o co chodzi. Zatem pod tym względem było to dla mnie łatwe.

Doug Cockle w trakcie rozmowy ze mną powiedział, że dla niego inspiracją podczas pracy nad głosem Geralta okazał się Clint Eastwood z Brudnego Harry’ego. I mówił, że dostawał wielokrotnie na starcie takie wskazówki, iż Geralt nie powinien mieć za wiele emocji w głosie, z czym on sam się nie zgadzał. Jakie Pan ma do tego podejście?

To jest słuszne podejście, to „nie za wiele emocji w głosie”, ale nie ma takiej szansy, żeby zagrać rolę na biało. Pewnie, że ten głos jest naładowany emocjami, ale emocjami schowanymi, po prostu. To jest zresztą bardzo takie, bym powiedział, męskie. Że facet bardzo dużo czuje i bardzo niedużo okazuje. I myślę, że kobiety nie zrozumieją tego nigdy. Mają po prostu inaczej. To w ogóle jest taka męska postać – Geralt – i mnie się to oczywiście bardzo spodobało, bo dziś zagranie takiego bohatera jest niemożliwe, ale wtedy – jak najbardziej. No i skorzystałem z okazji. Oczywiście emocje w głosie miałem, ale je chowałem, co pewnie słychać.

Czy sam proces rejestrowania głosu Geralta zmieniał się w trakcie trzech odsłon wiedźmińskiej serii?

Tak, oczywiście, że się zmieniał. Czy dużo? Pewnie nie, ale trzeci był już nakreślony bardzo szczegółowo, dało się dostrzec dużo niuansów. Tekstowo było dużo zmian. Trzecia część miała pięciokrotnie więcej tekstu niż pierwsza. To była potężna zmiana, naprawdę. Jeśli jednak chodzi o pracę studyjną, to nie kojarzę więcej różnic.

Doug Cockle podczas naszej rozmowy wspomniał, że pierwszy Wiedźmin to było dla niego 8–10 dni pracy, ale i siermiężna robota, bo 8 godzin dziennie mówienia takim głosem. Mówił też, że z każdym kolejnym etapem, z „dwójką” i „trójką”, to się zmieniało. Pierwsza rzecz to większy szacunek do pracy aktorów, mieli więcej czasu na to wszystko, ale zmienił się też czas pracy. Nie był to już jeden rzut, nagranie od razu całości, tylko pracowało się przez wiele miesięcy.

Dobrze mówi, tak w istocie było. Ten czas był dłuższy w trzeciej części, zdecydowanie. Liczba nagrań również się zmieniła i mieliśmy ich więcej.

Mówi Pan, że dużo pracował i pracuje głosem, a przy tym bardzo wszechstronnie. Czy użyczanie głosu postaciom z gier bardzo różni się od dubbingu w innych mediach?

Nie różni się jakoś znacznie technicznie, tylko troszeczkę. Jest na nas większa presja przy grze, która jest znana i popularna – „jedynka” może i nie, ale „dwójka” już była. Znana, popularna, bardzo lubiana. I chcieliśmy ten głos tak nagrać, żeby ludzie mieli frajdę z grania. To była taka zabawa przy drugiej części. A przy „trójce” wkradło się już trochę napięcia, żeby zrobić to naprawdę najlepiej, jak to tylko możliwe. Od samego początku graliśmy bardzo, bardzo poważnie. Dobrze pamiętam, jak wyglądało to w przypadku „jedynki” – na godzinę przypadało 6, czasem 10 take’ów. To jest zgroza, bo ja w godzinę zwykle grałem 500 take’ów. A tutaj było ich 6. Dla mnie – wtedy – coś niesamowitego.

Jaką transformację w Pana odczuciu przeszedł pański Geralt na przestrzeni lat? Czy pomiędzy tymi pierwszymi a ostatnimi podejściami dużo się zmieniło?

Na pewno coś się zmieniło, ale to bardziej poza moją świadomością. Ja się oczywiście zmieniłem i zmieniam się nadal. Chociaż taka energia chłopięca jeszcze we mnie siedzi. Od 2007 do 2015 roku minęło jednak sporo czasu, więc w tym znaczeniu tak, na pewno tak. Ale w istocie niewiele.

Sama postać Geralta dużo zmieniła w Pana życiu jako aktora? Czy jest Pan kojarzony przez młodszą widownię?

Przez młodszą – tak. W wielu różnych dziwnych miejscach rozpoznają głos i mówią: „O, Geralt!” Rozpoznają mnie naprawdę – i to właśnie ewidentnie fani gier. Bardzo to miłe.

„Oczywiście, że Geralt wróci”. Rozmawiamy z Jackiem Rozenkiem, polskim głosem Wiedźmina - ilustracja #1
fot. Wiedźmin 3, CD Projekt S.A., 2015

Przyznam, że niedawno z dużym zaskoczeniem odkryłem, robiąc sobie taką nostalgiczną wspominkę dotyczącą But Manitou, że Pan tam grał. Jak miałem naście lat, gdy to wychodziło i oglądałem to w telewizji, w życiu bym tak nie powiedział, ale teraz jest się w tej pułapce i się mówi: „No przecież to jest głos Geralta”.

Tego dubbingu było naprawdę bardzo, bardzo dużo. W takim szczytowym momencie, jak sobie przypomnę, grałem od godziny 10 do 19. Tylko zmieniałem studia pomiędzy nagrywkami. To było nieprawdopodobne.

Jak odbiera Pan rolę Geralta jako aktor? Bo jest Pan kojarzony z konkretną postacią. Czy wpływa to na kolejne role? Nie jest to pewnego rodzaju przekleństwo, że jest się...

Nie jest to przekleństwo.

Bo słyszałem bardzo różne opinie na ten temat, więc chciałem zapytać.

Być może ktoś się czuł przeklęty, ja nie. Bardzo dobrze to wspominam. Myślę, że każdy aktor chciałby zagrać tę rolę. Co tu dużo gadać? Widziałem po kolegach, że byli wściekli, że to ja dostałem tę rolę. Mnie się w życiu udało tak dużo ról zagrać. Tak różnych, że właściwie nie mam takiego niedosytu.

Czy na tamtym etapie, lub być może później, rozmawiał Pan z Michałem Żebrowskim o jego wersji Geralta?

Nie, nie rozmawiałem. Spotkałem się z Michałem wiele razy, byliśmy razem na roku, ale o Geralcie żeśmy nie dyskutowali.

Koledzy z redakcji mi mówili: „Zapytaj koniecznie, czy padła propozycja zdubbingowania Geralta w serialu Netflixa”.

W tym czasie byłem jeszcze w dość kiepskim stanie. Właściwie zaczynałem dopiero mówić tak jak teraz, gdy mówię normalnie. Wszystkie elementy związane z mową odzyskałem całkiem niedawno. Jestem prawie cztery lata po udarze i dopiero zaczynam się tak „rozkokoszać” w sobie i w środowisku, i już gram. Niestety, trafiło to [czas castingów do Wiedźmina Netflixa – dop. red.] na okres, kiedy byłem bardzo chory. Ale wiem, że pewne przymiarki były, miałem próbę głosową, jednak najwidoczniej nie wyszła ona zadowalająco. Ale nie mam do nikogo pretensji, naprawdę.

To jest też bardzo ciekawy ruch z takiego sentymentalnego dla Polaków punktu widzenia, jeśli ten filmowo-serialowy Geralt grany jest przez tego samego aktora. Więc pojawiło się bardzo dużo nostalgii i wspomnień, gdy się okazało, że Michał Żebrowski wraca. Ten zresztą po latach spotkał się z całkiem pozytywnym odbiorem swojej roli w serialu z 2001 roku.

To jest bardzo dobry aktor. Film średni, ale aktor bardzo dobry. Nie wiadomo tego od dziś.

Ostatnio otrzymaliśmy w ramach odświeżonej wersji Wiedźmina 3 nowe zadanie, które Pan też dogrywał. Jak to było wrócić po tylu latach?

Normalnie. Fajnie.

Było to takie naturalne?

Nic niestety nie było naturalne, bo ja wtedy jeszcze walczyłem troszeczkę o głos. W tej chwili mam poczucie, że wróciło mi właściwie wszystko. Miałem sparaliżowaną całą połowę ciała, więc – co za tym – idzie również struny głosowe. Ja mówiłem nieco wyższym rejestrem i było to dla mnie upiorne. Ale wyszedłem z tego, jest super.

Ja się bardzo cieszę, bo brzmi Pan zupełnie normalnie, w pełni operując głosem.

To była bardzo ciężka praca. Codziennie było to kilka godzin walki, ale się udało.

Czyli co – gdyby CD Projekt przyszedł dzisiaj robić dalej Geralta, to...

No pewnie, że byśmy robili! Jasne, że tak.

No bo tak – mamy przecież kolejną trylogię, w związku z którą twórcy zarzekają się, że historia Geralta jest już zamknięta, ale mało kto wierzy, że Geralt w jakiejś formie tam nie powróci.

No pewnie, oczywiście, że wróci.

Koniecznie muszę zapytać o taki jeden aspekt. Pewnie słyszał Pan o pomyśle, zresztą już w sumie nie pomyśle, a projekcie – remake’u pierwszego Wiedźmina? Czy już teraz czuje się Pan na siłach, żeby podjąć się roli?

No jasne, że tak! No pewnie, że czuję się na siłach.

I chciałby Pan?

Tak, chciałbym, ale być może pomyślą sobie oni, że przydałby się inny głos, jasne, mają do tego prawo. Ale gdyby zadzwonili, to ja bym się na pewno uśmiechnął i byśmy zaczęli pracować.

Myślę, że nie ma nawet co się zastanawiać nad innym głosem. W grach Geralt jest tylko jeden.

No tak, oczywiście.

„Oczywiście, że Geralt wróci”. Rozmawiamy z Jackiem Rozenkiem, polskim głosem Wiedźmina - ilustracja #2
fot. Wiedźmin 3, CD Projekt S.A., 2015

 

Pytanie, które interesuje graczy, odkąd wyszedł Wiedźmin 3, i też nie mogę odpuścić. Czy Pana Geralt wybiera Triss, czy Yennefer w tej wielkiej debacie?

Triss czy Yennefer, oj.

No muszę, nie mam wyjścia.

Jak jest z Triss, to Triss, jak jest z Yennefer, to Yennefer, to jasne. [śmiech] No, Yennefer, powiedzmy.

OK, ja jestem po tej samej stronie. Doug Cockle stwierdził, że on prywatnie idzie w stronę Triss. Czyli mamy 1:1, nie rozwiążemy tej kwestii. Czy oglądał Pan Wiedźmina z Geraltem Cavilla? Co Pan sądzi o jego roli? Jego pomyśle na Geralta?

Oglądałem. Jego Geralt jest fantastyczny. I on się na pewno bardzo, bardzo przygotowywał do tego. Szczególnie on, bo reszta jest taka... no Sapkowski byłby pewnie zawiedziony. Elfy czarne... Ten świat jest taki zaburzony, bo jest bardzo poprawny politycznie. Ale on jako Geralt jest po prostu, kurczę... dobry. Naprawdę!

Cavill ma już swojego następcę, bo odchodzi. Myśli Pan, że dużo się zmieni w postaci serialowego Geralta? Czy zwykle dochodzi do wielu zmian przy recastingu?

Oczywiście, że się dużo zmieni. Aktor przenosi swoją wrażliwość, duszę też, swoje widzenie świata. Tak też i ja pewnie zrobiłem. I pewnie gdyby ktoś inny podkładał głos po mnie, to byłby to inny Geralt. Może lepszy, może gorszy, trudno powiedzieć. Na pewno inny. Jeżeli się zmieni główny aktor, to zmieni się cały serial. Nie ma możliwości, żeby był taki sam.

Przygotowałem dla Pana scenę z gry, kiedy Geralt spotyka się pierwszy raz z ludźmi Krwawego Barona w Wiedźminie 3, w dwóch różnych wersjach: pańskiej i Douga Cockle’a. Spróbuje Pan na tej podstawie powiedzieć, jakie są różnice w Waszym podejściu, co Was różni? Cockle też dostał do przejrzenia dokładnie ten sam fragment. Gdzie Pan widzi różnicę w Waszych Geraltach?

O Boże. Oczywiście, że jest inny. To jest Anglik, prawda?

On jest Amerykaninem, pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, ale mieszka w Wielkiej Brytanii.

Jeżeli jest Amerykaninem albo Anglikiem – Anglosasem w każdym razie – to ma inne podejście do historii chociażby. Inne korzenie swojego rodu. Jesteśmy, jako Polacy szczególnie, innym narodem, bo jesteśmy narodem chłopskim i – żeby to dobrze zabrzmiało – takim narodem bardzo ciężko doświadczonym przez historię, naprawdę bardzo ciężko. Ostatnie 60 lat było sposobem na uciemiężenie tego narodu. Wycięciem całej inteligencji. Więc ten naród jest bardzo szczególny, naprawdę, bardzo szczególny. I nie mówię tego w kategoriach złych, broń Boże, wręcz przeciwnie. Dobrych. I mamy też szczególne doświadczenia historyczne. Stąd też nasze... wchodzę bardzo głęboko, żeby powiedzieć, że są różnice i są one fundamentalne.

Podejrzewam, że w związku z tym dla Polaków głos Polaka, czyli mój, jest bardziej spójny z ich doświadczeniami. Nawet na tym poziomie. Doświadczenia brytyjskie są zupełnie inne, a amerykańskie to już w ogóle. Co innego przychodzi na myśl, jak się tę prozę Sapkowskiego czyta. Widać to wyraźnie, że jest ona inspirowana przede wszystkim Sienkiewiczem. To jest nasycone Sienkiewiczem. I dlatego ta proza jest taka popularna i taka znana, i taka lubiana, bo jest inspirowana Sienkiewiczem. Takie moje wrażenie. Mało tego, część ludzi nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, ale kod kulturowy tkwi mocno w tym języku. Poszedłem już naprawdę głęboko, ale prawdziwie.

Pytając o to samo Douga Cockle’a, dostałem odpowiedź, że Pana Geralt jest bardzo melodyjny w głosie. To, co jemu rzuca się w uszy, to właśnie ta melodyjność, i sam nie wie, bo nie zna oczywiście języka polskiego i polskich wersji książek nie czytał, ale ma wrażenie, że wynika to z natury prozowego Geralta w języku polskim, przynajmniej z tego, co słyszał.

Czyli jednak bardzo się zgadzamy. Proszę go ode mnie pozdrowić. [śmiech]

Przekażę, oczywiście. No dobrze. Ma Pan jakieś ulubione kwestie Geralta?

Tak, jasne, że mam. Jak każdy. Chociażby „zaraza”, prawda? Jest wspaniała. Bardzo ładna i mocno zakotwiczona w polskim kodzie językowym. Może nie mówimy w ten sposób, ale wystarczy to powiedzieć, a młodzi ludzie od razu zareagują.

Przez internet bardzo często przewija się jeszcze kwestia „bywaj” – ale właśnie w wielu grach RPG zakończenia rozmów stają się bardzo zabawne, zwłaszcza jak są powtarzane wielokrotnie, ale też słyszałem, że angielski odpowiednik słowa „bywaj” był ZA KAŻDYM razem nagrywany od nowa. Nie jest to recykling, powiedzmy, czterech, pięciu wariacji, tylko każda kwestia została nagrana osobno. [śmiech]

No my przy polskim dubbingu robiliśmy tak samo.

Tak? To świetnie. To jest fascynujące – bo z jednej strony jest to strata czasu (nazwijmy to tak), ale z drugiej dbałość o detale i unikalność każdego dialogu. No dobra. Z takich zaskakujących odkryć w growych doświadczeniach – pojawił się Pan też w Cyberpunku w drobnej roli.

Tak. I bardzo dziękuję twórcom, bo to był taki ukłon w moją stronę. Ja wtedy jeszcze bardzo słabo mówiłem, ale już udało się wyciągnąć jakieś słowa i zagrałem, no tak – taksówkarza.

Rola Delamaina była bardzo miłym odkryciem, jak się okazało. Zresztą dowiedzieliśmy się, że jest Pan w napisach końcowych wymieniony razem z główną obsadą.

To był taki sentymentalny ruch, ale bardzo miły. [...] Ja chciałem jeszcze tylko dopowiedzieć jedną rzecz. Ja grałem w pierwszym Wiedźminie dla mojego syna, tak naprawdę. Wiedziałem, że będzie grać w tę grę. I grał, oczywiście. Grał we wszystkie trzy i wszyscy grali – mam trzech synów. Trzeciego Wiedźmina nagrywałem już dla tego średniego i najmłodszego z takim poczuciem, że będą grali i żeby byli naprawdę bardzo zadowoleni, że w tym zagrałem. Dokładałem więc jeszcze dodatkowych starań, bo ja już wiedziałem że oni mnie usłyszą, więc chciałem, żeby mieli przyjemność.

Czy Pan gra w gry w miarę regularnie, czy może w ogóle?

Ja grałem, bo mając trzech synów, trudno nie grać, prawda? Ale teraz już nie. Od choroby nie grałem, bo nie miałem jak, ale teraz nie gram pomimo możliwości. Więc nie wiem, chyba faktycznie muszę wrócić.

Może właśnie jakiś kolejny Wiedźmin wpadnie...

Otóż to, ale wychodzą te gry i wiem mniej więcej, bo mi synowie mówią, w co grają... Zresztą nagrałem kiedyś też książkę Łzy, pot i piksele. I tam też było o CD Projekcie i Wiedźminie.

To w jakie gry Pan grał? Może nie konkretne tytuły, ale rodzaj gier?

Rodzaj gier takich właśnie jak Wiedźmin, jak The Last of Us... Grałem dwa lata przed udarem – moi synowie kupowali sobie grę i ja przechodziłem ją razem z nimi. Obserwowałem rozwój gier, więc jak nagrywałem tego audiobooka, to doskonale wiedziałem, co czytam. Bo grałem właściwie we wszystkie gry, które zostały opisane w tej książce.

Michał Mańka

Michał Mańka

Przygodę z GRYOnline.pl rozpoczął w kwietniu 2015 roku od odpowiadania na maile i przygotowywania raportów w Excelu. Później zajmował się serwisem Gameplay.pl, działem publicystyki na Gamepressure.com i jego kanałem na YouTube, w międzyczasie rozwijając swoje umiejętności w tvgry.pl. Od 2019 roku odpowiadał za stworzenie i rozwijanie kanału tvfilmy, a od 2022 roku jest redaktorem prowadzącym dział wideo, w którego skład w tym momencie wchodzi tvgry, tvgry+, tvfilmy oraz tvtech. Zatrudnienie w GRYOnline.pl po części zawdzięcza filologii angielskiej. Mimo że obecnie pracuje na wielu frontach, najbliższy jego sercu nadal pozostaje gaming. W wolnych chwilach czyta książki, ogląda seriale i gra na kilku instrumentach. Nieprzerwanie od lat marzy o posiadaniu Mustanga.

więcej