Gry „albo tanie jak cholera, albo drogie jak diabli”. Niezależny wydawca roztoczył mroczną wizję rynku
Według wydawcy gier indie skomplikowana sytuacja w branży doprowadziła do stanu, w którym deweloperzy muszą tworzyć projekty albo absurdalnie tanie, albo niewyobrażalnie drogie.
Mimo że w ciągu ostatnich lat na rynku zadebiutowało sporo bardzo dobrych produkcji, kondycja branży gier nie jest najlepsza. Ostatnie kilkanaście miesięcy upłynęło pod znakiem masowych zwolnień, które dotknęły nawet gigantów gamingu.
Zdaniem jednego z niezależnych wydawców część firm z branży znalazła się wręcz w „cyklu śmierci”. Według założyciela wydawnictwa No More Robots (Descenders, Yes, Your Grace, Let's Build a Zoo, Spirittea) Mike’a Rose’a, za taki stan rzeczy odpowiada m.in. nowa polityka wielkich molochów, takich jak Microsoft, które w ostatnim czasie mocno koncentrują się na największych produkcjach, odsuwając na boczny tor rynek gier indie (via GameDeveloper.com).
Jak zaznaczył Rose, wydawca takiego formatu jak No More Robots, nie może już liczyć na umowy w ramach subskrypcji Game Pass, ponieważ miejsca w tego typu usługach zostały niejako „zarezerwowane” dla największych.
Dlaczego tak się dzieje? Rose przytacza przykład Steama, gdzie za 50% przychodów platformy opowiada jedynie 1% największych wydawców – co mogło stać się drogowskazem dla innych.
Mroczna wizja rynku gier indie
Taki stan rzeczy postawił wiele niezależnych firm wydawniczych w sytuacji podbramkowej, skazując ich na walkę o życie. Jak uważa założyciel No More Robots, on i jemu podobni wydawcy, aby przetrwać, musieli porzucić perspektywę gwałtownego wzrostu u boku gigantów (choćby ze wsparciem wspomnianego Game Passa) i postawić na własne bezpieczne inwestycje.
Ta strategia zakłada m.in. stawianie na masę małych i niedrogich, acz dobrze rokujących projektów, które wykazują potencjał do szybkiego generowania zysków – nawet po kilku miesiącach od zakupienia praw do wydawania tytułu. Jakże to odmienna taktyka od tej obranej przez Hooded Horse, wydawcę m.in. Manor Lords, Norland i Cataclysmo. Pokazuje to, że mimo wszystko jest jeszcze miejsce na nieco inne podejście do bycia wydawcą indie, ale z pewnością wymaga to skrupulatnie przemyślanego planu.
Stawianie na masę małych, acz dobrze rokujących projektów, to jednak tylko jedna strona medalu. Jak przekonuje Rose, nieco więksi wydawcy indie, tacy jak Devolver Digital, nie mogą bowiem pozwolić sobie na współfinansowanie gier „po taniości” (choćby z medialnego punktu widzenia). Co z kolei prowadzi nas do smutnej konkluzji wysnutej przez szefa No More Robotos, że obecnie gry niezależne muszą „albo być tanie jak cholera, albo drogie jak diabli” – bez miejsca na kompromis. W innym wypadku może im być niezwykle trudno o jakiekolwiek zainteresowanie.