Grając w WoW: The War Within, czułem się jak u siebie, ale trochę już tęsknię za czymś zupełnie nowym
Najnowszy dodatek do World of Warcraft nie wywróci gry do góry nogami. Zamiast tego sprawi, że dwudziestoletnie MMORPG Blizzarda będzie przystępniejsze dla wszystkich, a zwłaszcza dla niedzielnych graczy. I to w zasadzie (chyba) dobra wiadomość!
W tym roku obchodzimy dwudziestolecie World of Warcraft. Dzieło Blizzarda od dwóch dekad plasuje się w czołówce gatunku MMORPG. Dzisiaj jego pozycja na tronie nie jest już taka pewna, ale bez wątpienia to wciąż jedna z najpopularniejszych gier na rynku. Po kilku godzinach z The War Within utwierdziłem się w przekonaniu, że w najbliższej przyszłości ten stan nie ulegnie zmianie – World of Warcraft nadal będzie na szczycie, ale już jako zgoła inna produkcja, która ewidentnie uczy się od konkurencji.
Obawiam się równocześnie, że dla mnie w Azeroth powoli zaczyna brakować miejsca. Po The War Within nie oczekiwałem rewolucji i jej nie uświadczyłem; to raczej rozwinięcie Dragonflighta. Jest zatem po prostu dobrze, ale równocześnie bezpiecznie, przystępnie, a także nie tak bardzo w stylu MMO, jak bym chciał. Nie jestem w stanie skrytykować nadchodzącego rozszerzenia ani go mocno pochwalić, co dla niektórych będzie pozytywną wiadomością. Ja z kolei chciałbym... czegoś więcej?
Uwaga, tekst zawiera spoilery!
Powrót do korzeni World of Warcraft
The War Within sprawdziłem w ramach wydarzenia branżowego, podczas którego otrzymałem dostęp do alfy nowego dodatku do World of Warcraft. Nie udostępniono całej nadchodzącej zawartości, a jedynie jej wycinek, więc moje finalne odczucia mogą się różnić. Zwłaszcza że MMORPG ocenia się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy. Poprzednie rozszerzenia zapowiadały się obiecująco, a potem różnie z nimi bywało. The War Within nie wzbudziło we mnie wielkiego zachwytu, ale też mnie nie rozczarowało – miałem po prostu wrażenie powrotu na stare śmieci.
Dalaran ponownie pozostawiło po sobie krater, ale tym razem magiczne miasto rozbiło się na Isle of Dorn. Jego ruiny to pierwsze, co ujrzałem, odpalając The War Within. Nie zabrakło oczywiście dobrze znanych postaci, jak Jaina, Thrall czy Anduin. Powróci także Magni oraz Alleria. Nie było jednak Khadgara, a gra sugeruje jego zniknięcie, ale czy arcymag faktycznie zginął? Nie wiadomo, choć gdyby tak się stało, byłby to ciekawy zwrot fabularny. Blizzard nastawia się na dramatyczne zmiany, więc wszystko jest możliwe.
Sama pierwsza lokacja przywodzi na myśl krasnoludzkie Loch Modan. Nieprzypadkowo zresztą, ponieważ nowa sprzymierzona rasa Earthen przypomina przedstawicieli właśnie tego gatunku. Dla oddanych graczy w World of Warcraft Earthen nie są żadną nowością, gdyż pojawiali się w poprzednich dodatkach. Tym razem odegrają istotną rolę w The War Within, a nam przyjdzie poznać ich kulturę. Przyznam, że po smokach nieco bardziej przyziemne klimaty okazały się naprawdę miłą odmianą.
Samotna zabawa w MMO
Największą nowością w World of Warcraft związaną z nadchodzącym dodatkiem są tzw. „delves”. To specjalne przygody, które czekają nas w otwartym świecie. Wyobraźcie sobie, że wchodzicie do kopalni, a tam Brann Bronzebeard proponuje Wam wycieczkę. Możecie ruszyć sami lub ze znajomymi, a NPC posłuży Wam pomocą – jako DPS lub postać wsparcia. Sama podróż to około piętnastominutowy spacer z atrakcjami pokroju eksterminowania mobów, realizacji celów oraz znajdowania sekretów. Co więcej, gdy rozejrzycie się po mapie, znajdziecie tymczasowe bonusy wzmacniające bohatera.
Delves to świetna atrakcja w The War Within, przeznaczona dla graczy bez nadmiaru wolnego czasu. To faktycznie szybka przygoda do zaliczenia w wolnej chwili, a do tego możecie uczestniczyć w niej zupełnie sami. Zdobędziecie również odpowiednio silny ekwipunek, więc wcale nie musicie interesować się rajdowaniem lub dungeonami Mythic+. Oczywiście te ostatnie aktywności nadal zapewnią najlepszy sprzęt, ale delves będą dobrą alternatywą dla niedzielnych graczy. Blizzard pragnie, aby każdy grał, w co chce i jak chce, bez jakichkolwiek ograniczeń.
W razie czego nic nie stoi też na przeszkodzie, aby zwiększyć poziom trudności czy powalczyć o lepsze łupy. Samego Branna również będziemy awansowali na kolejne poziomy. Miałem okazję sprawdzić dwa delves i faktycznie była to przyjemna odskocznia od zwykłych dungeonów. Zwłaszcza że aktywując obydwa, nie ujrzałem żadnych ekranów wczytywania! World of Warcraft płynnie załadowało dla mnie wyzwanie, nie psując immersji, więc przez chwilę myślałem, że to po prostu część świata gry.
Raj dla niedzielnych graczy
The War Within wprowadza więcej elementów dogodnych dla samotnego lub casualowego gracza. Przykładowo częścią kampanii fabularnej będzie dungeon, ale bez obaw – nie musicie przechodzić go z innymi. Możecie dobrać grupę NPC, z którymi sprostacie wyzwaniu będącemu częścią historii. Tutaj Blizzard ewidentnie wzorował się na Final Fantasy XIV, co nie jest złym pomysłem, bo jak się uczyć, to od najlepszych. Ja jednak odniosłem wrażenie, że World of Warcraft przez takie drobne elementy coraz bardziej zatraca swoją tożsamość MMO.
Na szczęście zapewniono mnie, że w otwartym świecie znajdzie się więcej wydarzeń w stylu tych z Dragonflighta. Na dodatek The War Within pójdzie z nimi o krok dalej – projektantka Maria Hamilton opowiedziała mi o wydarzeniu związanym ze światłem bijącym z kryształu w podziemnej krainie. Gdy pojawi się mrok, potwory wyjdą z cienia, a graczy czekają nietypowe atrakcje! Mam nadzieję, że będzie to coś na wzór metaeventów z Guild Wars 2.
Jeśli chodzi natomiast o Hero Talents, czyli następną nowość z dodatku, jest to w moim odczuciu kolejna dawka standardowych talentów. Zapytałem przedstawiciela Blizzarda, czy nie lepiej byłoby po prostu dołączyć je do zwykłego drzewka. Odpowiedziano mi, że system ten specjalnie ma być odrębny, ponieważ zapewnia klasie i specjalizacji pewną unikalność. Gracze mają decydować się na konkretny zestaw ze względu na jego klimat i wizualia, gdyż całość nie przyniesie przewagi w postaci siły, a jedynie doda mechaniczne nowości.
Ja miałem nieco odmienne wrażenie, gdy sprawdzałem różne klasy. Wybierałem konkretne Hero Talents właśnie ze względu na oferowane mechaniki wzmacniające mojego bohatera. Dlatego dziwiłem się, że po prostu nie zdecydowano się włączyć ich w całości do zwykłego drzewka talentów, skoro działa to na identycznej zasadzie. Chociaż tyle, że system ten nie będzie pożyczoną mocą, jak to miało miejsce w poprzednich dodatkach.
Dynamiczne latanie nie tylko smokiem
Po The War Within poruszać mamy się za pomocą dragonridingu wprowadzonego w Dragonflighcie. Prawie wszystkie wierzchowce latające zostaną odpowiednio zaktualizowane, co jest dobrą wiadomością. Ja mogłem wypróbować kilka z nich i nie wyobrażam sobie powrotu do klasycznego „chodzenia w powietrzu”. Jeśli ktoś jednak zapragnie takiej opcji, wystarczy jedno kliknięcie i przełączy się na stary model latania. W ramach przystępności Blizzard wprowadził również filtr dla osób cierpiących na arachnofobię. Dzięki niemu wszyscy pajęczy przeciwnicy zmienią się w kraby.
Z innych nowości warto wspomnieć o Warbands, czyli współdzieleniu osiągnięć w obrębie jednego konta. W związku z tym systemem pojawi się specjalny ekran logowania, na którym zobaczymy nasze postacie przy ognisku. To przyjemny smaczek, ale o wiele ciekawiej zapowiada się samo działanie Warbands! Blizzard idzie na rękę fanom tworzenia kolejnych herosów, którzy będą mogli współdzielić reputację, Renown, osiągnięcia czy nawet bank. Nie miałem okazji tego przetestować, więc nie powiem, jak działa, ale zapowiada się naprawdę dobrze. Aż szkoda, że tyle lat musieliśmy czekać na takie usprawnienie.
Niektórych z Was ucieszy pewnie wiadomość, że niedługo po starcie The War Within rasa Dracthyr będzie mogła wcielić się w inną klasę niż tylko evoker. Co więcej, będziemy mogli pozostać w formie Visage w trakcie potyczek! Sama walka sprawuje się tak samo dobrze jak dotychczas. Coś jest w tym Blizzardzie, że responsywność tak leciwego systemu nadal pozostaje na najwyższym poziomie – jest płynnie i po prostu przyjemnie, mimo klasycznego TAB-targetu.
Chyba pora na World of Warcraft 2
Wspomniana leciwość to mój największy problem z World of Warcraft. Z jednej strony przy sprawdzaniu The War Within miałem wrażenie, że jem obiad u babci – moje ulubione schabowe z ziemniaczkami, których nikt nie robi lepiej od niej. Z drugiej jednak czuję, że to po prostu złudna nostalgia, bo sama gra uległa zbyt wielu zmianom i jest teraz zupełnie innym produktem. Tona pudru nie przykryje również faktu, że grałem, jakby na to nie patrzeć, w dwudziestoletni tytuł. Jak na swój wiek trzyma się niesamowicie, ale brakuje mu innowacji i polotu. Za to widać upartą pogoń za standardami wytyczonymi przez młodszą konkurencję – staruszek też chce być na czasie.
Tutaj jasno pragnę zaznaczyć, że jeśli podoba Wam się obecny World of Warcraft, to The War Within również Wam przypasuje. Dodatek skierowany jest do niedzielnych graczy, ale nie zapomina o weteranach. Nadchodzące rozszerzenie po prostu ulepsza to, co istnieje, zamiast wywracać wszystko do góry nogami. Ja jednak nie mogłem pozbyć się wrażenia, że „cholibka, znowu to samo”. Przy czym, tak uczciwie, czego innego mogłem oczekiwać? I czy w ogóle powinienem?
Dla mnie formuła Blizzarda chyba powoli się wyczerpuje, ale to tylko moje zdanie – jestem przekonany, że tłumy graczy będą się dobrze bawiły. Bo ja też dobrze się bawiłem, chociaż jakoś tak bez serca. Byłoby mi łatwiej, gdybym mógł na coś pomarudzić lub za coś się obrazić, wtedy pożegnałbym się z Azeroth bez wyrzutów sumienia. A tak pewnie wrócę na premierę The War Within, pogram ze dwa miesiące i będę wypatrywał nowego króla MMORPG, który prawdopodobnie nigdy nie nadejdzie, bo World of Warcraft jest tylko jeden. No i... ten tego... ZA HORDĘ!