Gotham Knights to niezły open world, ale brakuje mi w nim Batmana
Gra o superbohaterach od początku głosząca, że główny, uwielbiany zresztą, superbohater nie żyje i jest zastępowany, to odważna, choć kontrowersyjna decyzja twórców Gotham Knights. Brak Batmana odczuwa się dość mocno, ale cała reszta nie wypada źle.
Tego się zupełnie nie spodziewałem Trzy godziny spędzone z Gotham Knights minęły jak z bicza strzelił i bardzo dobrze się przy tym bawiłem. To dziwne, bo absolutnie nie jestem fanem superbohaterów – w tej kwestii popieram raczej zdanie Martina Scorsese o lunaparkach. Miło wspominam jedynie pierwsze filmy ze Spider-Manem oraz Burtonowskiego Batmana. I być może właśnie to zaważyło na mojej ocenie, bo w grze ciągle trafiają się jakieś odniesienia do Człowieka Nietoperza, a nocne Gotham jest bardzo klimatyczne.
W ogóle czuć, że jest to kolejna produkcja z serii Arkham, tyle że tym razem bez Batmana, a z nowymi bohaterami, co jednocześnie stanowi odpowiednio jej największą zaletę i największą wadę. Ale biorąc pod uwagę, że nawet mnie udało się z nią miło spędzić czas, przeważa chyba ta pozytywna strona. Gotham Knights zapowiada się na poprawny, klimatyczny sandbox z mnóstwem smaczków dla fanów uniwersum DC i znajomą z Arkham rozgrywką. A nowi bohaterowie? Cóż… może da się do nich jakoś przyzwyczaić z czasem, a może to tylko moje subiektywne odczucia. W każdym razie pomysł z czwórką protagonistów nie okazał się tak do końca zły.
Nie ma takich czterech, jakim był ten jeden...
Po śmierci Batmana jego następcy zaprowadzający porządek w Gotham City to Red Hood, Robin, Batgirl i Nightwing. Plusem okazuje się ta względna różnorodność. Jedni są bardziej zwinni, drudzy mocarni, co w pewnym sensie przekłada się na styl rozgrywki. Koniec końców jednak każdy z nich potrafi generalnie to samo, tylko przedstawione jest to inaczej wizualnie. Mają chociażby swoje unikalne gadżety do ataków dystansowych i swoje zdolności specjalne. Uruchamiają je te same kombinacje przycisków, więc kiedy Batgirl do szybowania rozpościera pelerynę, Nightwing rozkłada coś w stylu lotni, a Red Hood korzysta z czegoś w rodzaju pola siłowego. Podobnie działają różne ataki specjalne.
Można więc powiedzieć, że gra się równie dobrze jak Batmanem, a nawet lepiej pod tym względem, tyle że... jakoś nie poczułem od żadnej postaci jakiejkolwiek charyzmy. Są mniej ciekawi niż obsada Batmana i Robina w filmie Joela Schumachera. Wpisują się trochę w sztampowe amerykańskie historie o nastolatkach, bo można ich stereotypowo porównać do: „młodego”, „osiłka”, „przystojniaka” i „kujonki”. Ich nijakość jest szczególnie widoczna, gdy na ekranie pojawia się choćby Harley Quinn, która w tej wersji nawet bez urody Margot Robbie kradnie każdą scenę swoją energią. Być może odczucia fanów komiksów i produkcji z superbohaterami będą inne. Ja osobiście nie przekonałem się do żadnego z grywalnych bohaterów, wzdychając tęsknie przy wszelkich nawiązaniach do Batmana.
Kolejne Arkham, ale bez Gacusia
Odkładając na bok osobiste sympatie i antypatie do postaci z DC Comics, wyznam, że w Gotham Knights grało mi się całkiem dobrze, przynajmniej w tych paru krótkich fragmentach podczas prezentacji. Wszystkie cutscenki są świetnie wyreżyserowane, cały czas towarzyszy nam rewelacyjna ścieżka dźwiękowa, a obok oryginalnej muzyki zdarzają się też covery znanych hitów. Gotham City nocą wygląda lepiej od tego z Arkham Knighta – tekstury, oświetlenie, szczegóły – to wszystko uległo next-genowej poprawie, można wręcz poczuć miejski brud i swąd ciemnych zaułków. Wspaniale wypadają również wszelkie zamknięte lokacje, do których zabierają nas fabularne misje. Zamiast szukać śladów czy walczyć, miałem ochotę podziwiać detale widoczne w każdym kącie. Ceną za tak starannie przygotowane miejscówki są jednak dość częste ekrany ładowania, gdy z otwartego świata uruchamiamy większe misje.
Fani serii Arkham generalnie powinni poczuć się tu jak w domu. Nawet funkcje przypisane do przycisków pada pokrywają się w dużej mierze z tymi z poprzedniej gry. Stojąc na straży praworządności w Gotham, przychodzi nam patrolować otwarty świat metropolii w licznych aktywnościach pobocznych, a główny wątek fabularny zabiera nas do świetnie wykreowanych miejsc, gdzie oprócz walk z różnej maści przeciwnikami staczamy także pojedynki z bossami i szukamy śladów dzięki trybowi rozszerzonej wizji. Samo miasto wydaje się ogólnie bardzo puste, nawet jak na nocą porę, co rzuca się w oczy podczas podróżowania Batmanowym motocyklem. W Arkham Knighcie takie pustki wyjaśniono fabularnie na początku – jestem ciekaw, czy tutaj będzie podobnie.
Walka również przypomina bardzo tę z gier o Batmanie. Czuć „mięsistość” i siłę ciosów, co rusz oglądamy jakieś sekwencje w zwolnionym tempie. Jednak starcia nabierają rumieńców dopiero wraz z rozwijaniem postaci i odblokowywaniem kolejnych umiejętności – początkowo wystarczy mashować przycisk „X”, w czym jest niewiele finezji. Zwłaszcza że za bardzo widać schematyczne zachowania tych potężniejszych przeciwników, którzy mają swoje szablony i czytelnie zapowiadają wszelkie ataki. Na szczęście dzięki naszym ciosom specjalnym można sobie jakoś te starcia urozmaicać.
Mrok Gotham przykryje wady?
Po Gotham Knights nie oczekiwałem wiele, ale teraz myślę, że chyba nie będzie aż tak źle. Zapowiada się dużo lepsza zabawa niż chociażby w Saints Row. Zwiedzanie pogrążonego w mroku Gotham City jest całkiem klimatyczne, a pranie po pyskach świrów z gangu Freaków w pewnym sensie odprężające. Mam tylko nadzieję, że rozwój postaci zostanie odpowiednio dostosowany do postępów w fabule i nie odkryjemy za szybko wszystkich atutów bohaterów, bo wspomniana schematyczność starć na dłuższą metę stawała się monotonna.
Zastąpienie Batmana czwórką innych herosów to odważny krok i jestem ciekaw, jak sprawdzi się podczas przechodzenia gry – tutaj zapewne najbardziej zadowoleni będą gracze szykujący się na wspólną rozgrywkę w trybie kooperacji. Ja ostatecznie chyba dam szansę Batgirl i to z nią będę badał zakamarki Gotham City. Reszta „rycerzy” będzie musiała bardziej popracować nad swoją charyzmą.