autor: Krzysztof Gonciarz
GOL na GC 2007: Wii Fit
Beztrosko krążąc po Leipziger Messe trafiliśmy w końcu na stoisko Ninny, gdzie pod czujnym okiem pana Bogdana Karafiola z Lukas Toys zaprezentowano nam pełny przegląd nachodzących przebojów. Na pierwszy ogień poszedł zapowiedziany kilka miesięcy temu Wii Fit.
Beztrosko krążąc po Leipziger Messe trafiliśmy w końcu na stoisko Ninny, gdzie pod czujnym okiem pana Bogdana Karafiola z Lukas Toys zaprezentowano nam pełny przegląd nachodzących przebojów. Na pierwszy ogień poszedł zapowiedziany kilka miesięcy temu Wii Fit.
Najnowszy kontroler Wii umożliwia sterowanie za pomocą nacisku oraz mniej lub bardziej delikatnego balansu ciała. Po przebraniu się w obowiązkowe, nintendowskie skarpety dane mi było wejść na tę osobliwą konstrukcję i spróbować swoich sił w kilku prostych mini-gierkach. Pod względem estetyki jest to sprzęt w połowie drogi między wagą łazienkową a tosterem. Nowoczesny, post-ipodowy styl Wii stał się tu nieco rozmytym, a być może po prostu skoncentrowanym na funkcjonalności i wytrzymałości. To, co widzieliśmy na ekranie, bardzo przypominało Wii Sports: menusy w kolorach cyan-magenta, a w głównych rolach miiludki.
Pierwszą mini-grą było małe co nieco o dumnej nazwie "Soccer". Polega to na odbijaniu z główki piłek rzucanych w naszą stronę przez przechodzące w głębi ekranu Mii. Zadaniem gracza jest takie balansowanie ciężarem ciała, by kierowana przezeń postać przechylała się na lewo i prawo, odpowiednio ustawiając do odbicia. Proste – nawet trochę za bardzo – ale niekoniecznie łatwe. O ile nad samą tą "rozgrywką" trudno się tutaj rozwodzić, po kilkunastu sekundach gry trudno było nie zwrócić uwagi na zupełnie nowy wymiar poziomu trudności. Całe to balansowanie jest bowiem dla ciała zaskakująco wymagające – mimo, że z zewnątrz wcale tego nie widać. I nie chodzi o stawianie poprzeczki godnej atletów, a raczej o przekierunkowanie skupienia gracza w zupełnie inne rejony ciała i ducha.
Druga gierka – skoki narciarskie – z oczywistych przyczyn mogłaby cieszyć się u nas niemałym powodzeniem. "Po prostu oddanie dwóch dobrych skoków" wymaga od nas trzech typów ruchów: przechylenia się do przodu w trakcie zjazdu po rozbiegu, a następnie wyskoczenia w powietrze (w granicach rozsądku, chodzi wszak tylko o odciążenie urządzonka) i stabilnego stania podczas lotu. Frajda naprawdę spora, choć może mieć podobnie krótkie nogi, jak większość zabaw z wykorzystaniem Wiilota. Czy będzie cieszyć dłużej niż przez tydzień?
Na koniec, zabawiłem się w grę dość typową dla roli popisówki niekonwencjonalnego kontrolera. Oto mamy na ekranie tackę z dziurką oraz piłeczkę. Przechylając planszę za pomocą dyskretnych ruchów ciała musimy sprawić, by ta ostatnia wpadła do tej przedostatniej. No i spoko, tutaj szczególnie dało się odczuć dość dużą precyzję w działaniu Fita. Na sam koniec odpaliłem nieco schizową odmianę hula-hop, gdzie wyginając bioderka należało utrzymywać w powietrzu plastikowe obręcze. Mimo niekrytego wstydu przed otaczającymi spojrzeniami, powyginałem i doceniłem.
Razem z eLKaeRem wpadliśmy wczoraj w nader dobry humor, gdy zaczęliśmy snuć wizję prezentacji Wii Fit w charakterze gadżetu z Telezakupów. Mówię ci, Andzia, ten sprzęt to prawdziwa rewelacja. Tej, coś ci nie wierzę, Klaudiusz. Fitnessowa otoczka tego wynalazku może się okazać mniej naciągana, niż się początkowo wydawało. Paradoksalnie: większy ma on potencjał lifestyle'owy, niż gierczany. Ale czy to źle? Chyba tylko w świetle snobistycznego umiłowania do tytułu "gracza".